Przejęcie: przeczytaj początek kryminału Wojciecha Chmielarza
Z okazji reedycji powieści Wojciecha Chmielarza z serii o komisarzu Jakubie Mortce mamy dla was do przeczytania początek tej książki.
Z okazji reedycji powieści Wojciecha Chmielarza z serii o komisarzu Jakubie Mortce mamy dla was do przeczytania początek tej książki.
![Przejęcie](https://cdn1.naekranie.pl/media%2Fcache%2Farticle-cover%2F2025%2F01%2Fprzejecie_678771a7dcbf3.webp)
Wydawnictwo Marginesy wznowiło w zeszłym tygodniu trzecią powieść z serii kryminałów o komisarzu Mortce w szacie graficznej pasującej do nowszych pozycji.
W powieści Przejęcie bohater stworzony przez Wojciecha Chmielarza musi wyjaśnić tajemnicę morderstwa, w które najprawdopodobniej zamieszana jest kolumbijska mafia, a początki dramatycznej historii zaczęły się dekadę wcześniej.
Poniżej, pod opisem i okładką książki, możecie przeczytać początek Przejęcia.
Przejęcie - opis i okładka
Z mostu Gdańskiego zwisa brutalnie okaleczone ciało młodego biznesmena. Morderca w skrępowane na plecach dłonie ofiary wcisnął orzeszek ziemny. Czy ma to związek z pewnym upalnym latem w Kolumbii sprzed ponad dziesięciu lat, gdy grupa Polaków wybranych do reklamy spędzała wakacje życia w luksusowym hotelu? Wtedy właśnie beztroscy turyści dostali od Kolumbijczyków propozycję nie do odrzucenia, a raj zmienił się w piekło…
Sprawa trafia na biurko Jakuba Mortki. Komisarz do Warszawy wrócił z kilkumiesięcznego zesłania ze złamaną ręką i zwolnieniem lekarskim – nie miał jednak czasu na rekonwalescencję. Do pomocy dostaje młodą policjantkę, aspirantkę Suchecką, która brak doświadczenia nadrabia ambicją i zaangażowaniem.
Od początku wiadomo, że śledztwo będzie skomplikowane. Zabójca jest bezwzględny i wydaje się, że nigdy nie popełni błędu.
W dynamicznej i pełnej napięcia intrydze – trzecim tomie cyklu o komisarzu Mortce – Wojciech Chmielarz potwierdza, że jest jednym z najlepszych współczesnych autorów kryminałów.
![Przejęcie](https://cdn1.naekranie.pl/wp-content/uploads/2025/01/przejecie-okladka_6787718818b91.webp)
Przejęcie - fragment książki
POLACO
Polaco – wołali Kolumbijczycy.
Polacy też. Takie zasady. Tylko ksywki, żadnych imion, żadnych nazwisk.
Co roku, tuż po Wielkim Poście, rozpoczynała się trasa w Polskę powiatową. Wielki tour po tętniących basami i migoczących kolorowymi światłami dyskotekach. Po tancbudach, gdzie na parkietach pachnących sztucznym dymem ocierali się o siebie w monotonnym rytmie wyżelowani chłopcy i wypindrzone dziewczęta. Wiele z par szło potem zacieśniać znajomość do ubikacji albo do pobliskiego lasku, który co weekend tonął w zużytych prezerwatywach.
Czerwony van z Polaco w środku, cały oblepiony naklejkami CocaColi, wjeżdżał na żwirowy parking z głośnym trąbieniem. Ci, którzy akurat wyszli na dymka, podchodzili skuszeni. Niektórzy pędzili po znajomych. Potem następowała wielka premiera – otwarcie klapy i prezentacja zgrzewek.
– Chodźcie, chodźcie. Darmowa cola! Darmowa cola dla spragnionych!
Wkrótce wieść się roznosiła i Polaco otaczał żądny puszek tłum. Ludzie rzucali się na nie, jakby to była pierwsza rzecz, którą pili po czterdziestu dniach postu.
Na Polaco czekało zaś zadanie. Casting. Należało wyłapać jedną, dwie, może trzy osoby. Nie za dużo. Ważne, żeby na wycieczce nie było zbyt wielu ludzi z jednej okolicy. Samotni w grupie – ci byli najlepsi. Pożądane cechy: pewność siebie i odwaga – wystarczające, żeby przyjęli złożoną propozycję. Niefrasobliwość – na tyle duża, żeby zrobili to, czego się będzie od nich oczekiwać. Słabość – na tyle wyraźna, żeby można było ich złamać. Głupota – żeby dali się podporządkować i nie próbowali buntować.
Casting to złe słowo. Polowanie – lepsze.
Wyżelowani chłopcy. Wypindrzone dziewczęta. Wytypowani.
Potem rozmowa na boku. W ciszy, na chłodnym powietrzu. Z alkoholem szumiącym w głowie i wzrokiem zaćmionym od miękkich narkotyków.
– Słuchajcie, słuchajcie. Jest taka sprawa, CocaCola szuka ludzi do reklamy. Będziemy kręcić na Karaibach. Super rzecz. Wielka impreza, pracy tyle co nic, trzeba się tylko będzie pobujać pod palmami, a na koniec i tak wam zapłacą. Co wy na to, chętni jesteście? Szukamy samych fajnych ludzi!
Zawsze się zgadzali.
Formalności załatwiali więc od razu: spisywali dane osobowe, adresy, numery telefonów. A potem czerwony van odjeżdżał i nigdy nie wracał w to samo miejsce.
Po dwóch miesiącach takich wypadów mieszkanie Polaco tonęło w notatkach. Pomagała fotograficzna pamięć. Jeden rzut oka, imię, nazwisko, nazwa miejscowości i już w głowie pojawiała się konkretna twarz, konkretna osoba.
Nadchodził czas decyzji.
Trzy łyki zimnej kawy. Papieros wypalony przy oknie wychodzącym na aleję Armii Ludowej. W dole sznur samochodów, zapach spalin, w oddali szare bryły warszawskich wieżowców.
Telefon w ręce. Numer wybierany w rytm melodii z radia.
– Cześć. Pamiętasz mnie? Polaco. No, rzeczywiście śmieszna ksywa. Od CocaColi... No właśnie... Dzwonię do ciebie, żeby ci powiedzieć... Gratulacje! Wygrałeś! Jedziesz na Karaiby.
Pisk radości w słuchawce.
Dziwne. Jakby zanik pamięci. Pierwszy. Skąd była ta dziewczyna? Z której dyskoteki? Z którego miasteczka? Jak brzmiał jej głos? Bo była przecież rozmowa, Polaco i jej, kilka tygodni przed wylotem.
Drobna, szczupła, nieśmiało uśmiechnięta. Czarne włosy do ramion, zielone oczy, delikatne piegi na nosie. Usta pociągnięte różowym błyszczykiem. Ładna.
– Dobra! Słuchajcie. Zbieramy się. Zbieramy się w kółeczko. Świetnie. Super. Super, że jesteście. Że jest tu tyle fajnych... nie...
że jest tu tyle zajebistych osób!
Wyćwiczona przemowa i wyćwiczone gesty Polaco. Zastygnięcie z uniesionymi ramionami. Odpowiedź taka jak zawsze – radosne oklaski.
– Słuchajcie, słuchajcie. Jedziemy na Karaiby smażyć się na złotym piasku, pić cocacolę. – Puszczone oko, wybuch śmiechu. Bo przecież żadna cocacola, prawda? Co najwyżej kilka kropel do rumu, dla smaku. – Będziemy pływać w błękitnym oceanie, a w międzyczasie nakręcimy zajebiaszczą reklamkę!
Zamiast „hurra” – piski dziewcząt i „dawaj, kurwa” chłopców.
– Słuchajcie, słuchajcie! Jedno wam mogę obiecać! To będą wakacje, które zapamiętacie do końca życia!
Bili brawo. Kiedy przestali, przyszedł czas na pracę. Sprawdzanie paszportów, liczenie, zapędzanie bydła do samolotu.
Tamta dziewczyna miała na imię Agnieszka.
* * *
Przesiadka we Frankfurcie. Kolejny samolot i jedenastogodzinna podróż. Nudny film na zbyt małym ekranie, niewygodne siedzenia, nie można było porządnie wyprostować nóg.
Wylądowali na lotnisku El Dorado w Bogocie. Dziki tłum, zapach potu, oślepiające słońce. I głośni Latynosi ze zbyt energiczną gestykulacją.
– Słuchajcie. Jesteśmy w Kolumbii. Jedziemy na wybrzeże, żebyście nabrali opalenizny przed występem w reklamie. W końcu chcemy, żebyście wyglądali pięknie, prawda? Więc panie będą leżeć na plaży, sączyć drinki i wystawiać swoje plecki i brzuszki na słoneczko, a panowie poćwiczą ABSy. Dobra? Hotel mamy załatwiony, wszystko allinclusive, w tym alkohol.
Wyszczerzyli zęby z radości, kiedy się o tym dowiedzieli. Nic dziwnego, połowa zdążyła się już upić w samolocie. Jeden koleś, na którego wołali Pajęczarz, bo miał pajęczynę wytatuowaną na muskularnej szyi, zaraz po starcie, zataczając się, popędził do kibla, żeby spędzić tam następną godzinę.
– To Carlos, jest stąd, też pracuje dla CocaColi. Będzie się nami opiekował z ramienia producenta, pomagał w kontaktach z Kolumbijczykami i dbał o to, żebyście zawsze mieli pełne kieliszki.
Wszyscy wyciągali szyje, żeby dobrze się przyjrzeć delikatnemu, metroseksualnemu Kolumbijczykowi o czarnych, lekko kręconych włosach i śnieżnobiałym uśmiechu.
– Come with me! I will show you the way to our bus, OK? Come on...
Czekała ich kolejna męcząca, czternastogodzinna podróż. Autobusem dojechali do hotelu na wybrzeżu, niedaleko Santa Marta. Niewielki, ale schludny ośrodek, którego właściciel nie zadawał zbyt wielu pytań. W pobliżu piaszczysta plaża, na horyzoncie soczyście zielone, porośnięte dżunglą stoki gór. Zajęli pokoje i niemal natychmiast zasnęli.
Następnego dnia rozpoczął się tygodniowy festiwal smażenia się na plaży, picia oraz wieczornych imprez, które ciągnęły się do rana. Polacy przywieźli swoje płyty, więc ośrodek nieustannie wibrował w takt rytmów disco prosto spod Radomia.
– Bania u Cygana, bania u Cygana, bania u Cygana do rana! – wrzeszczał na parkiecie jeden z chłopaków z butelką miejscowego piwa w dłoni.
Nie wiadomo, dlaczego uparli się, żeby nazywać Kolumbijczyków Cyganami, ale się przyjęło.
To był jeden z takich wieczorów. Carlos tonął w objęciach blondynki o imieniu Dorota, która tej nocy wygrała wyścig do egzotycznej przygody. Towarzyszyły im krzyki wokół basenu. Alkohol, papierosy i głośna muzyka. Poniżej ośrodka znajdowała się plaża. Tam panował spokój i można było złapać chwilę oddechu, zanim trzeba będzie wrócić do pracy.
Agnieszka usiadła na miękkim, ciepłym piasku i podała Polaco butelkę wina.
– To moje marzenie – powiedziała po chwili milczenia.
– Marzenie?
– Podróżować, widzieć to wszystko. – Zakreśliła dłonią szeroki łuk. – Trochę żałuję, że się stąd nigdzie nie ruszamy, nie oglądamy kraju.
– Tu jest niebezpiecznie. Kartele, FARC, AUC... – Skrótowce, które wśród miejscowych budziły strach, Agnieszce zapewne nic nie mówiły. – Terroryści.
– To po co tutaj przyjechaliśmy?
– Opalenizna. CocaCola. Nie wiem, to ich decyzja.
– Jak to jest?
– Co?
– Tak podróżować. Po świecie.
– Dobrze. Ale męcząco.
Agnieszka uśmiechnęła się i położyła. Łyk wina. Piasek pod głową. I gwiazdy. Tyle, ile nigdy nie uda się zobaczyć w Polsce.
– Nigdy nie myślałam, że pojadę tak daleko.
– Pierwszy raz jesteś za granicą?
– Tak. To znaczy nie. Wcześniej byłam we Frankfurcie. Tym nad Odrą. Ale to się chyba nie liczy. – Delikatny uśmiech. – Dziękuję ci.
– Za co?
– Za to, że tu jestem.
Podniosła się. Jej twarz. Oddech pachnący winem i owocami.
Jej usta. Pocałunek. Delikatny ruch języka.
– Przepraszam – szepnęła Agnieszka. – Tutaj jest tak pięknie, że chce się próbować nowych rzeczy.
– Wiem.
Magiczna chwila, kiedy było jasne, że dziewczyna tego pragnie i Polaco też.
– Uważaj! – krzyknęła Agnieszka.
Trzech Polaków przebiegło tuż obok nich, wzbijając w górę chmury piasku. Głośno wrzeszcząc: „Dawaj, kurwa!!!”, wpadli w fale Morza Karaibskiego.
Polaco uderzyła głupia, pełna nadziei myśl, że debile się tam utopią, ale Agnieszka zaśmiała się i Polaco nie pozostało nic innego, jak dołączyć. Chłopacy ochlapywali się nawzajem wodą jak małe dzieci, krzycząc i chichocząc.
* * *
Źródło: Marginesy
![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1738835716)
![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1738835716)
![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1738835716)
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1994, kończy 31 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1738835716)
![placeholder](https://naekranie.pl/dist/images/placeholder-a.png?v=1738835716)