Wieczny pokój: przeczytaj fragment powieści science fiction Haldemana
Mamy dla was do przeczytania początek powieści Joe Haldemana - jednego z klasyków science fiction. Zobaczcie czego możecie się spodziewać po Wiecznym pokoju.


Nie lubiłem przejmować żołnierzyka po Scoville’u. Zanim obejmiesz kontrolę, musisz przez dwadzieścia cztery godziny monitorować poprzedniego operatora, żeby się rozgrzać i wyczuć wszelkie ewentualne różnice, jakie mogły zajść od ostatniej zmiany. Na przykład uszkodzenie trzech palców.
Podczas rozgrzewki tylko siedzisz i patrzysz. Nie jesteś podłączony do reszty plutonu, gdyż byłoby to beznadziejnie dezorientujące. Zmiany następują w ściśle określonych porach, tak więc tuż za plecami pozostałych dziewięciu operatorów żołnierzyków również siedzieli zmiennicy.
Słyszy się o sytuacjach alarmowych, kiedy to zmiennik musi nagle przejąć kontrolę od operatora. Nietrudno w to uwierzyć. Ostatni dzień jest najgorszy, nawet bez dodatkowego stresu wywołanego świadomością, że jest się obserwowanym. Jeśli dopadnie cię załamanie nerwowe, atak serca lub wylew, to zazwyczaj właśnie dziesiątego dnia.
Tutaj, w ukrytym głęboko pod ziemią bunkrze dowodzenia w Portobello operatorom nie zagraża żadne fizyczne niebezpieczeństwo. Jednak odsetek zabitych i rannych jest w naszych oddziałach wyższy niż w regularnej piechocie. Nie trafiają nas kule, lecz zawodzą nasze mózgi lub żyły.
Przejmowanie kontroli po ludziach z plutonu Scoville’a jest trudne nie tylko dla mnie, lecz dla każdego z moich operatorów. Oni są oddziałem pościgowobojowym, a my nękającoosłonowym, w skrócie „neo”, czasami wypożyczanym psychopom. Rzadko zabijamy. Nie na tym polega nasza rola.
Cała dziesiątka naszych żołnierzyków w ciągu paru minut wróciła do garażu. Operatorzy się rozłączyli i egzogeniczne szkielety ich pancerzy się rozwarły. Ludzie z plutonu Scoville’a wygramolili się z nich jak zgraja starców i staruszek, chociaż ich ciała regularnie gimnastykowano i kontrolowano stężenie toksyn w organizmach. Mimo to po dziewięciu dniach człowiek zawsze miał wrażenie, że cały ten czas przesiedział nieruchomo w jednym miejscu.
Rozłączyłem się. Moje połączenie ze Scoville’em jest dość luźne, nie takie jak prawie telepatyczna więź, jaka łączy dziesięciu operatorów w plutonie. Mimo to, mając znów umysł wyłącznie dla siebie, przez chwilę czułem się lekko zdezorientowany.
Znajdowaliśmy się w dużym białym pomieszczeniu z dziesięcioma pancerzami operatorów i dziesięcioma podobnymi do fryzjerskich fotelami zmienników. Za nimi na ścianie umieszczono wielką podświetlaną mapę Kostaryki, na której różnokolorowe światełka ukazywały miejsca działania żołnierzyków i lotników. Pozostałe ściany przesłaniały monitory i wyświetlacze cyfrowe opatrzone tabliczkami z niezrozumiałym żargonem. Wokół kręcili się ludzie w białych fartuchach, sprawdzając wskazania aparatów.
Scoville przeciągnął się, ziewnął i podszedł do mnie.
— Przykro mi, że twoim zdaniem ten ostatni akt przemocy był zbyteczny. Uważałem, że sytuacja wymaga natychmiastowego działania.
O Boże, Scoville i te jego akademickie gadki. Doktorat ze sztuki rozrywki.
— Jak zwykle. Gdybyś ich ostrzegł, mieliby czas przemyśleć sytuację. Poddać się.
— Tak, pewnie. Tak samo jak w Ascension.
— To odosobniony przypadek.
Straciliśmy dziesięciu żołnierzyków i lotnika w wyniku wybuchu podłożonego ładunku nuklearnego.
— No cóż, następny nie zdarzy się na mojej zmianie. Sześciu pedrów mniej na tym świecie. — Wzruszył ramionami. — Zapalę im świeczkę.
— Kalibracja za dziesięć minut — oznajmił głos w głośniku.
Pancerz ledwie zdąży ostygnąć. Poszedłem za Scoville’em do szatni. On ruszył w jeden koniec przebrać się w cywilne ubranie, a ja w przeciwną stronę, aby dołączyć do mojego plutonu.
Sara była już prawie rozebrana.
— Julianie, zrobisz mi to?
Owszem, jak większość moich kolegów i jedna koleżanka, chętnie bym jej t o zrobił, o czym doskonale wiedziała, ale nie to miała na myśli. Zdjęła perukę i podała mi maszynkę. Na głowie miała trzytygodniową szczecinkę blond włosów. Delikatnie wygoliłem miejsce wokół gniazdka w podstawie jej czaszki.
— Ta ostatnia akcja była bardzo brutalna — powiedziała. — Sądzę, że Scoville chciał zapisać na swoje konto kilka trafień.
— Pewnie przyszło mu to do głowy. Brakuje mu jedenastu do E8. Dobrze, że nie natrafili na sierociniec.
— Dostanie awans na kapitana — orzekła.
Skończyłem, a ona sprawdziła moje łącze, pocierając kciukiem wokół gniazdka.
— Gładko — stwierdziła.
Goliłem sobie głowę, nawet kiedy nie byłem na służbie, chociaż u czarnoskórych na kampusie nie było to w modzie. Nie mam nic przeciwko długim, gęstym włosom, ale nie lubię ich aż tak, żeby przez cały dzień pocić się w peruce.
Podszedł do nas Louis.
— Cześć, Julianie. Skrobnij mnie, Saro.
Podniosła rękę — on ma prawie metr dziewięćdziesiąt, a Sara jest niewysoka. Louis skrzywił się, kiedy włączyła maszynkę.
— Niech rzucę na to okiem — powiedziałem. Skórę po jednej stronie implantu miał lekko zaczerwienioną. — Lou, będą z tego kłopoty. Powinieneś się ogolić przed rozgrzewką.
— Możliwe. Trzeba wybierać.
Kiedy wejdziesz do klatki, siedzisz w niej dziewięć dni. Operatorzy o szybko rosnących włosach i wrażliwej skórze, tacy jak Sara i Lou, zazwyczaj golili się dopiero po rozgrzewce i przed objęciem zmiany.
— To nie pierwszy raz — rzekł. — Wezmę jakiś krem od medyków.
W plutonie B panowała niezła atmosfera. Częściowo było to dziełem przypadku, ponieważ wybierano nas z tłumu zdolnych do służby poborowych, kierując się wzrostem i tuszą odpowiednimi do rozmiarów pancerzy, jak również zdolnościami kwalifikującymi nas do neo. Z pierwotnego składu oddziału pozostało nas pięcioro: Candi i Mel oraz Lou, Sara i ja. Robiliśmy to już od czterech lat. Dziesięciodniowa służba i dwadzieścia wolnych dni. Wydawało się, że minęły całe wieki.
W cywilu Candi jest doradcą ubezpieczeniowym. Pozostali mają dyplomy wyższych uczelni. Lou i ja nauk ścisłych, Sara politologii, a Mel jest kucharzem. Ściślej mówiąc, dyplomowanym gastronomem, ale świetnie gotuje. Kilka razy w roku spotykamy się wszyscy na bankiecie w jego mieszkaniu w St. Louis.
Wróciliśmy razem do klatek.
— W porządku, słuchajcie — odezwał się głośnik. — Mamy uszkodzenia w modułach pierwszym i siódmym, więc tym razem nie będziemy kalibrowali lewej ręki i prawej nogi.
— Czyli będą nam potrzebne lachociągi? — zapytał Lou. — Nie, nie będziemy zakładać cewników. Jeśli wytrzymasz czterdzieści pięć minut.
— Będę się bardzo starał, sir.
— Wykonamy częściową kalibrację, a potem będziecie wolni przez półtorej, może dwie godziny, zanim podłączymy nową rękę i nogę do maszyn Juliana i Candi. Potem dokończymy kalibrację, podłączymy protezy i wyjdziecie na scenę.
— Już mam tremę — mruknęła Sara.
Ułożyliśmy się w klatkach, wepchnęliśmy ręce i nogi w sztywne rękawy, a technicy nas podłączyli. Podczas kalibrowania poziom połączenia obniżano do dziesięciu procent wartości bojowej, przestałem więc cokolwiek słyszeć poza głosem wywołującego mnie Lou, a i ten dźwięk wydawał się dobiegać z oddali.
Ci spośród nas, którzy robili to od lat, przechodzili przez proces kalibracji prawie odruchowo, ale dwukrotnie musieliśmy zaczynać od początku przez Ralpha, nowicjusza, który dołączył do nas dwa cykle wcześniej, kiedy Richard odpadł z powodu zawału. Proces kalibracji był niezwykle prosty. Cała nasza dziesiątka miała jednocześnie napinać kolejne mięśnie, tak by wskazania czerwonego termometru pokryły się ze wskazaniami niebieskiego w hełmach. Jeśli jednak ktoś nie jest do tego przyzwyczajony, napina je za mocno i przekracza skalę.
Po godzinie otworzyli klatki i nas odłączyli. Mieliśmy półtorej godziny wolnego. Właściwie nie warto było się ubierać, ale i tak to zrobiliśmy. Zrozumiały odruch. Przez dziewięć dni mieliśmy żyć w jednym wspólnym ciele. To wystarczy.
Wspólna praca zbliża, jak powiadają. Niektórzy operatorzy zostawali kochankami i czasem te związki okazywały się trwałe. Próbowałem tego z Carolyn, która umarła przed trzema laty, ale nigdy nie udało nam się pokonać przepaści między służbą a życiem w cywilu. Usiłowaliśmy zasięgnąć rady psychologa, lecz ten nigdy nie był podłączony, więc równie dobrze moglibyśmy mówić do niego w sanskrycie.
Nie wiem, jak by to było „zakochać się” w Sarze, ale to czysto akademickie rozważania. Ona nic do mnie nie czuje i oczywiście nie potrafi ukryć swoich uczuć, a raczej ich braku. Łączy nas silniejszy związek niż jakąkolwiek parę cywilów, gdyż w pełnej gotowości bojowej jesteśmy jedną istotą o dwudziestu rękach i nogach, dziesięciu mózgach, pięciu pochwach i pięciu penisach.
Niektórzy ludzie nazywają to boskim uczuciem i sądzę, że w taki sposób powstało kilku bogów. Ten, do którego ja przywykłem, był białym starcem z siwą brodą i nie miał ani jednej pochwy.
Źródło: Rebis



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1989, kończy 36 lat
ur. 1958, kończy 67 lat
ur. 1965, kończy 60 lat
ur. 1976, kończy 49 lat

Lekkie TOP 10
