Jestem wielkim fanem Detektywa – wywiad z Jensem Lapidusem, szwedzkim mistrzem kryminału
Jens Lapidus, szwedzki autor powieści kryminalnych, gościł niedawno w naszym kraju. W rozmowie z naEKRANIE.pl opowiada, jak wygląda u niego proces twórczy, zdradzając jeszcze, skąd czerpie w nim inspiracje. W księgarniach znajdziecie jego najnowszą książkę, Sztokholm delete.
Jens Lapidus, szwedzki autor powieści kryminalnych, gościł niedawno w naszym kraju. W rozmowie z naEKRANIE.pl opowiada, jak wygląda u niego proces twórczy, zdradzając jeszcze, skąd czerpie w nim inspiracje. W księgarniach znajdziecie jego najnowszą książkę, Sztokholm delete.
Jens Lapidus to jeden z najbardziej znanych na świecie współczesnych autorów powieści kryminalnych. Szwed nie musi daleko szukać inspiracji: jako wciąż praktykujący prawnik, jak sam opowiada, ma styczność z wieloma aspektami świata przestępczego. Niedawno był gościem Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, gdzie mieliśmy okazję z nim porozmawiać. Lapidus ujął nas otwartością i dystansem do rzeczywistości, które doskonale przecież kontrastują z ciężkim klimatem jego książek.
SŁAWOMIR PATRZAŁEK: Dzień dobry, Jens. Cieszę się, że zgodziłeś się na ten wywiad. Popraw mnie, proszę, jeśli się mylę, ale wychodzi na to, że jest to twoja druga wizyta we Wrocławiu. Pierwsza miała miejsce w trakcie festiwalu w 2009 r. Jak od tego czasu zmieniło się miasto - zauważyłeś jakieś interesujące zmiany?
JENS LAPIDUS: (śmiech) Muszę być z tobą szczery. Ostatnim razem byłem u was dosłownie na chwilę – spędziłem tu jedynie popołudnie i wieczór, więc nie miałem zbyt dobrej okazji, by zapoznać się z urokiem waszego miasta. Natomiast wczoraj wieczorem odbyłem spacer uliczkami, które otaczają Rynek, następnie spacerowałem wzdłuż rzeki, odwiedzając Most Pokoju i Most Tumski. Dziś rano zrobiłem sobie krótką przebieżkę podobną trasą. Uważam, że Wrocław to naprawdę fajne miejsce do życia, aczkolwiek nie wiem zbyt wiele na temat samego miasta i jego historii.
Nie wiem, jak rozległa jest twoja wiedza na temat polskich pisarzy i czy chętnie sięgasz po ich książki, ale jeśli masz w tym jakieś rozeznanie, to chciałbym zapytać o Marka Krajewskiego. To polski pisarz, który podobnie jak ty upodobał sobie kryminał. Najbardziej znany jest z serii poświęconej przedwojennemu Breslau, które w czasie przypadającym na akcję cyklu powieściowego (1919-1937) było miastem niemieckim. Krajewski z niesamowitą precyzją oddał klimat tamtejszej rzeczywistości, nakładając nań historyczną topografię, uwzględniającą nieistniejące dziś budynki, skwery, place, restauracje, ulice etc. Moje pytanie brzmi: czy jako pisarz jesteś zainteresowany historią, czy też wolisz pisać o „tu i teraz”, i czy kiedykolwiek rozważałeś napisanie czegoś w rodzaju historical fiction, gdzie głównym bohaterem byłby Sztokholm wraz ze swoją historią, dawnym wyglądem i temperamentem?
Słyszałem o Marku Krajewskim. Z tego, co wiem, nie został przetłumaczony na szwedzki, więc nie miałem okazji go czytać. Niemniej podczas mojej ostatniej wizyty we Wrocławiu ludzie wspominali mi o nim i dużo opowiadali na temat jego twórczości. (…) Odpowiadając na twoje pytanie o historical fiction, odpowiedziałbym raczej przecząco. To jednak może ulec zmianie, gdyż mam kilka pomysłów na napisanie utworu epickiego. Byłaby to powieść obejmująca 20 lat, zaczynając od lat 90. aż do dziś. Jeżeli zaś pytasz o napisanie powieści osadzonej w czasach bardziej odległych, to nie jest to pomysł, który przeszedł mi przez głowę. Jestem bardziej zainteresowany tym, co dzieje się teraz, i staram się, aby obraz Sztokholmu w moich książkach był bardzo rzetelny oraz ze wszech miar współczesny. A więc: moja pierwsza książka, Szybki Cash, została wydana 10 lat temu w Szwecji. I gdy ludzie zabierają się do jej czytania teraz, mają obraz miasta sprzed dekady, a obraz ten – uwierz – uległ zmianie. Więc po części można to traktować jako historical fiction (śmiech). A tak na poważnie – kiedy zasiadam do pisania i tworzę nowy obraz, zawsze staram się sięgać po teraźniejszość, po to konkretne uczucie, w którym się aktualnie znajduję. Nie powiem, trzeba trochę pokopać w aktach i rozeznać się w tym, co słychać na ulicy, żeby poczuć rzeczywiste wibracje Sztokholmu. Kolejną rzeczą ważną dla mnie jako pisarza jest świat, w który chcę wciągnąć swojego czytelnika. Krajewski robi to w trochę inny sposób – pokazuje czytelnikowi miasto, które już nie istnieje, oprowadza po nim i opowiada historię. Ja natomiast mówię o mieście, w którym możesz się znaleźć i obejrzeć je z bliska. Niestety nie zrobisz tego z jasnych powodów: nikt nie będzie dla zabawy szwendał się po niebezpiecznych dzielnicach, żeby sprawdzić, czy półświatek sztokholmski rzeczywiście odpowiada temu z moich książek, jednak z uwagi na zawód, jaki na co dzień wykonuję, mogę zapewnić, że tak właśnie jest.
Zakładam, że jednym z powodów, dla których tu jesteś, jest mająca niebawem premierę w Polsce twoja nowa powieść, Sztokholm delete.
Tak.
Zapoznałem się ze szwedzkimi recenzjami na jej temat. Wszystkie są pozytywne i wszystkie podkreślają warstwę językową, zarówno najnowszej książki, jak i całej twojej twórczości. Krytycy określają twój język jako naspidowany, wściekły, czupurny; ciebie zaś oceniają jako pisarza obdarzonego niesamowitym polotem, umiejętnie oddającym tętno ulicy z całym jej sztafażem: dziwkami, burdelami, alfonsami, handlem narkotykami etc. Zastanawiam się, w jaki sposób osiągnąłeś tak wysoki poziom precyzji w opisie świata przestępczego.
Język w Sztokholm delete nie jest już tak naspidowany jak choćby w Trylogii sztokholmskiej. Wiąże się to m.in. z tym, że bohaterami tych dwóch cyklów są inni bohaterowie. Zawsze staram się, żeby język postaci jak najlepiej oddawał jej charakter. Nic więc dziwnego, że gdy w poprzednich książkach skupiałem się na osobie młodego gangstera, musiało to iść w parze z językiem, jakiego postanowiłem wówczas użyć. Natomiast język w dwóch najnowszych książkach (VIP Room, Sztokholm delete) nie jest już tak "szybki i wściekły", głównie za sprawą postaci, którą tam wprowadziłem – Emily, młodej, wyedukowanej i dobrze rokującej pracownicy kancelarii adwokackiej. Pracuję jako adwokat w sprawach karnych. Trzy lata temu przeszedłem na pół etatu, żeby zająć się pisaniem, ale wciąż wykonuję pracę obrońcy. W Szwecji głównym dowodem w procesie, jakim posługuje się prokuratura oraz policja, są nagrania z podsłuchu. Był nawet taki serial Prawo ulicy, swoją drogą świetny! No więc u nas cała procedura zdobycia takich dowodów wygląda podobnie jak w tym serialu. Gdy pracuję nad sprawą, siłą rzeczy jestem zmuszony do odsłuchiwania tych nagrań. Stąd właśnie wiem, jak mówią dilerzy, alfonsi i gangsterzy. Ale musisz być zainteresowany językiem, żeby to wszystko wyłapać, bo widzisz...Wygłaszałem mowę w zeszłym tygodniu w sądzie rejonowym w północnej części Sztokholmu i jedna z sędzin powiedziała do mnie: „Wykonuję ten zawód od 25 lat i uczestniczyłam już we wszystkich procesach, jakie możesz sobie wyobrazić: morderstwa, napady na bank, narkotyki... I nigdy nie słyszałam, żeby oskarżeni posługiwali się językiem, który ty wykorzystujesz w swoich książkach”. No i nic dziwnego! Bo nie jesteś zainteresowana tym językiem, nie ma w tobie ciekawości. Jako sędzia skupiasz się na sprawach związanych z prawem. Nie obchodzi cię jakoś specjalnie, kim jest sądzona przez ciebie jednostka, jak się ubiera czy jakiego używa języka. Mnie osobiście to interesuje.
Kolejne pytanie odnośnie warstwy językowej: jak układa ci się współpraca z wydawnictwem? Czy łatwo pracuje się z edytorami nad własną książką?
(śmiech) Zdecydowanie nie! (śmiech)
Więc może uważasz, że autor powinien mieć władzę absolutną w procesie edytorskim?
Absolutnie tak. To mój tekst. To moja praca. Niemniej uważam, że w Szwecji praca korektora do łatwych nie należy, choć dla tłumaczy jest to jeszcze większe wyzwanie. Ponieważ masz ten cały nowoczesny język – momentami będący ulicznym bełkotem, naszpikowanym slangiem różnych warstw – jak zamierzasz go przetłumaczyć? Nie wiem, jakie tłumaczenie macie w Polsce, nie mam jak tego sprawdzić, muszę tylko zaufać, że będzie ono dobre. Mogę za to skontrolować anglojęzyczną wersję. No i przy okazji tłumaczenia mojej pierwszej powieści na angielski tłumaczka wzięła książkę i zapadła się na rok pod ziemię. Nie wiedziałem nic, nie skontaktowała się z nami ani razu. Wróciła po roku z gotowym tłumaczeniem i niestety było ono absolutnie gówniane. Użyła przestarzałego języka z lat 80., czegoś, co uważała za slang, a co kompletnie nim nie było. Znasz to uczucie, gdy ktoś nie potrafi odegrać jakiejś postaci lub scenki z filmu? Przykładowo: w rozrywkowych programach telewizyjnych komicy próbują naśladować polską mafię, ty to słyszysz i już wiesz, że ta sztuka kompletnie im nie wyszła. Podobnie było z angielskim tłumaczeniem, dlatego Szybki Cash ukazał się w Wielkiej Brytanii z dwuletnim opóźnieniem. Byliśmy zmuszeni odrzucić pierwowzór i zatrudnić nowego tłumacza.
Szwedzka gazeta Svenska Dagbladet ogłosiła konkurs dla młodych pisarzy i pisarek kryminałów, ciebie zaś nominowano na członka jury. Jakie to uczucie znaleźć się po latach po drugiej stronie barykady i z ocenianego stać się oceniającym? Czujesz się odpowiedzialny, aby jako nauczyciel wskazać młodym drogę?
Nie zamierzam być ich nauczycielem, będę ich sędzią (śmiech). Myślę, że moje pisarstwo ma dobry wpływ na statystyki czytelnicze w Szwecji. Widzisz, mamy u siebie taki problem, że młodzi – a już w szczególności chłopcy – nie czytają książek. I myślę, że nie tylko Szwecja jest dotknięta tym problemem. Na szczęście z moimi pozycjami nie jest aż tak źle. Młodzi chętnie je czytają. Każdego tygodnia dostaję maile od matek, nauczycieli i bibliotekarzy. Dziękują mi, bo nagle okazuje się, że dzieciaki zainteresowały się czytaniem. W szkołach prowadzone są niekiedy lekcje w oparciu o fragmenty moich książek. Więc te dzieciaki widzą: o - ten gość pisze o moim świecie, tym, w którym żyję; pisze o „tu i teraz”. Dlatego też Svenska Dagbladet chce mnie w jury.
Jakich rad udzieliłbyś uczestnikom tego konkursu? Jakie elementy budowania historii sprawią, że ocenisz ich wysiłki pozytywnie?
Zwykle udzielam dwóch wskazówek. Pierwsza jest bardzo ogólna, druga konkretna. Ta ogólna brzmi: pisz o tym, co rozumiesz, o tym, co przeżyłeś. To jestem ja, mam takie i takie doświadczenia życiowe, przeszedłem przez to, przeszedłem przez tamto. O tym należy właśnie pisać, bo kiedy piszesz o rzeczach, z którymi miałeś styczność, twoi czytelnicy z miejsca zauważą, że brzmisz prawdziwie, a twój język stanie się przez to bardziej żywotny. Druga wskazówka: nie nadużywaj słowa „nagle”. Jeżeli użyłeś tego słowa w tekście więcej niż raz, to lepiej zacznij je wykreślać. Nie buduj na siłę napięcia w ten sposób; przykładowo: „nagle się obudziła, ktoś był w pokoju”. Ja bym napisał: „obudziła się, ktoś był w pokoju”. Myślę, że brzmi to równie ekscytująco, a przy okazji odciąża tekst z niepotrzebnego słowa, które z miejsca sugeruje, że coś się zaraz wydarzy.
Za parę tygodni będziesz gościem kolejnego festiwalu Crime Time Gotland. Czy mógłbyś nam coś o nim opowiedzieć?
To nowy festiwal kryminalny, zaledwie w zeszłym roku miał on swoją pierwszą odsłonę. Myślę, że inspiracją dla szwedzkich organizatorów były po prostu inne świetne imprezy związane z książką na terenie Europy: Edinburgh International Book Festival, La Novela Negra etc. Byłem na wyspie Gotland w zeszłym roku, w trakcie festiwalu. To bardzo ładne, malownicze miejsce. Znajduje się tam zabytkowe miasto z czasów średniowiecza, otoczone murem. W tym roku będzie tam m.in. Nic Pizzolatto, co bardzo mnie cieszy, gdyż jestem wielkim fanem serialu Detektyw. Zamierzam się z nim zapoznać i trochę porozmawiać. Zazwyczaj tego typu imprezy sprowadzają się do spotkań z innymi autorami, pogawędek przy piwie, kilku wykładów, warsztatów etc. Cała idea tego typu imprez cieszy mnie też z tego względu, że mogę spotkać się bezpośrednio ze swoimi czytelnikami, porozmawiać z nimi i zaobserwować, w jaki sposób reagują na moje pisarstwo.
Proszę, nie śmiej się ze mnie, bo prawdopodobnie kompletnie się mylę, ale wydaję mi się, że czytając Sztokholm delete, znalazłem małą wskazówkę biograficzną odnośnie twojej przeszłości. Rozdział II, opisujesz studia i ścieżkę zawodową głównej bohaterki – Emily. Napisałeś tam, że w trakcie studiów spędziła jeden rok w Paryżu, który upłynął jej głównie pod znakiem nocnych rajdów od baru do baru na placu Bastille. To miejsce jest w zasadzie jednym z lepszych do imprezowania - byłeś tego świadom, opisując to w książce? Może to ty spędziłeś tam rok?
To nie byłem ja, to była moja żona. Faktycznie studiowała tam jakiś czas. Mieliśmy więc okazję odwiedzić to miasto nie raz. Najczęściej chodziliśmy właśnie tam, mamy swój własny, mały Paryż. Ale masz też trochę racji – spośród wszystkich stworzonych przeze mnie postaci Emily jest najbardziej zbliżona do mnie samego.
Co sądzisz o cytacie Hemingwaya: „Jeżeli miałeś szczęście mieszkać w Paryżu jako młody człowiek, to dokądkolwiek się udasz przez resztę życia, idzie on za tobą, bo Paryż jest świętem ruchomym”?
(śmiech) Osobiście nie mieszkałem tam dłużej, więc trudno mi się wypowiedzieć, ale jestem pewien, że to zdanie było prawdziwe dla Hemingwaya i prawdopodobnie jest prawdziwe dla mojej żony.
Źródło: Zdjęcie główne: Youness Didouh
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat