Komedie science-fiction – geneza i przegląd gatunku
Komedie science-fiction to filmy kojarzące się przede wszystkim z czasami dzieciństwa – oczywiście i dzisiaj powstają takie produkcje, lecz przyjrzenie się temu gatunkowi stanowi zarazem pewną podróż sentymentalną.
Komedie science-fiction to filmy kojarzące się przede wszystkim z czasami dzieciństwa – oczywiście i dzisiaj powstają takie produkcje, lecz przyjrzenie się temu gatunkowi stanowi zarazem pewną podróż sentymentalną.
Filmy science-fiction to bogactwo treści samo w sobie. Z pewnością to jeden z ulubionych gatunków widzów, ale liczba różnego rodzaju hybryd, jakie można obejrzeć, może zawrócić w głowie. Sci-fi i western? Proszę bardzo, Outland (1981) lub Cowboys & Aliens (2011) z Daniel Craig w roli głównej. A może romans sci-fi? Od razu nasuwa się stosunkowo nowa produkcja z Jennifer Lawrence i Chris Pratt, Passengers. Filmy science-fiction w określonych latach częściej przedstawiały jakiś temat chętniej, na przykład w latach 50. powstało mnóstwo dzieł o ataku różnego rodzaju kosmitów na Ziemię. To wtedy triumfy zaczęła święcić Godzilla. Trudno stwierdzić, kiedy konkretnie rozpoczęła się era komedii science-fiction, ale łatwo wywnioskować, że szczególnie dużo filmów, łączących te dwa gatunki powstało w latach 70. i 80 ubiegłego wieku. Co ciekawe, rzadko kiedy rzeczywiście takie produkcje były naprawdę dobre – parodie kosmicznych podróży nie zawsze trzymały, choćby przyzwoity, poziom.
Coraz liczniejsze produkcje komediowo-science-fiction zapewne miały być odmianą od ciężkich, apokaliptycznych wizji przyszłości czy obcych, najeżdżających nasz świat. Takie filmy przede wszystkim nie mają skłonić widza do głębokich przemyśleń odnośnie bytu ludzkiego i jego przyszłości. Nawet wszelakie stwory, które chcą zniszczyć naszą planetę okazują się nieszczególnie rozgarnięte, a spora część produkcji to po prostu czystej wody satyry – jak to było już wspomniane, niekoniecznie najlepsze, ale pośmiać się można. Zresztą nie zawsze chodzi nawet o kosmitów – w końcu ludzkość zmaga się od czasu do czasu z duchami. A w ogóle kto powiedział, że wszechświat jest niezbędny? Wystarczy odrobinkę technologii i już można z powodzeniem przenosić się w czasie, albo zbudować niesamowicie inteligentnego i sympatycznego robota. Ewentualnie można zamieszkać na Marsie i dzięki dobremu nastrojowi i skłonnościom do żartów przetrwać. Choć o tym przypadku później.
Jednym z bardziej charakterystycznych przedstawicieli komediowych sci-fi jest Sleeper (1973) w reżyserii Woody’ego Allena. Ten film opowiada o zwyczajnym właścicielu sklepu, który wskutek nieudanej operacji zostaje zahibernowany. Miles Monroe (w tej roli oczywiście sam Woody Allen) budzi się 200 lat później, a zastana rzeczywistość trochę go przerasta. Totalitarny świat rządzony jest przez despotę i dyktatora, a Monroe staje się, chcąc nie chcąc, jednym z rebeliantów, udając przy tym robota. Nie zabraknie też romansu – bohater wplątuje się w romans z poetką Luną graną przez Diane Keaton. Film wręcz najeżony jest nawiązaniami do innych, klasycznych dzieł sci-fi, jak Frankenstein (1931), przy okazji wyśmiewając się ze schematów znanych z gatunku. Rok później powstała Ciemna gwiazda – choć tytuł brzmi poważnie film Johna Carpentera, który skupia się raczej na horrorach, jest parodią. Film przedstawia pewną załogę kosmicznego statku, której zadaniem jest likwidowanie obiektów, mogących stanowić zagrożenie dla coraz liczniejszych kolonii ludzkich. Oczywiście dosłownie wszystko idzie nie po ich myśli… To przykład produkcji, która opowiada o codziennej pracy załogi – takich filmów znamy naprawdę wiele – ale tym razem ich zmagania są naprawdę niebanalne, ot choćby awaria głównego komputera.
W roku 1975 świat poznał The Rocky Horror Picture Show Jima Sharmana. Choć to zupełny miszmasz gatunkowy, warto go wspomnieć choćby ze względu na obecność elementów sci-fi, czyli kosmicznego Doktora Frank-N-Furtera, granego przez Tima Curry’ego. Jak więc widać, komedia science-fiction równie dobrze może być i musicalowym horrorem. Cofnijmy się jednak odrobinę w czasie, a konkretnie do roku 1969. Louis de Funès, jeden z najlepszych komediowych aktorów wszech czasów, zagrał w filmie o człowieku, który przeniósł się w czasie. Owym podróżnikiem jest Paul Fournier (Bernard Alane), którego znaleziono zamrożonego w bryle lodu. Tytułowy Hibernatus mógłby nie przeżyć szoku związanego z odkryciem, iż nie żyje już w swoich czasach, w związku z czym rodzina jego wnuczki postanawia odtworzyć warunki, w których żył Fournier. Film jest typową komedią pomyłek, a drobny element sci-fi jest jego osią napędową. Louis de Funès zagrał także w innej komedii tego rodzaju, a może nawet jeszcze bardziej charakterystycznej dla gatunku science-fiction. Dziesięć lat później, czyli w 1979 roku widzowie poznali kolejne przygody żandarma z St. Tropez, z tym, że w wydaniu rzeczywiście oryginalnym – oto do nadmorskiego kurortu przybyli kosmici.
Połączenie tak odmiennych światów nie mogłoby się udać w wydaniu na poważnie. W końcu obcy okazują się dosłownie blaszakami, którym szkodzi zwyczajna woda. Mimo swojego dziwacznego konceptu film Le Gendarme et les extra-terrestres ogląda się nieźle, choć to rzeczywiście specyficzna produkcja. De Funès zagrał w jeszcze jednej komedii sci-fi wartej uwagi, a mianowicie w La Soupe aux choux (1981). I tu nie brakuje statku kosmicznego, równie dziwnego obcego, dodatkowo jest jeszcze tytułowy kapuśniak, który całkiem kosmicie zasmakował. Francuzi ewidentnie lubowali się pod koniec ubiegłego wieku w tematyce science-fiction, a kiedy ma się takiego aktora, jak Louis de Funès, można zaszaleć. Dzisiaj takie filmy nie zrobiłyby furory. Sentyment jest zwycięzcą.
Spaceballs (1987) to produkcja, której nie mogło w tym tekście zabraknąć. Film jest niezaprzeczalnie bardzo znany, równie kultowy i oczywiście zdecydowanie niepoważny. Wgłębianie się w fabułę powoduje odkrycie mnóstwo aluzji, które zresztą są równie subtelne, jak i sama produkcja. Dark Helmet, (Rick Moranis) chce porwać księżniczkę Vespę, ale tej udaje się zbiec. Tak więc na poszukiwania rusza Barf (John Candy), pół-człowiek, pół-pies, w towarzystwie obłędnie przystojnego Lone Starra (Bill Pullman). To ten rodzaj filmu, który nie sili się na delikatność, bo i po co – ma być jak najweselej, a ten cały kosmos to i tak tylko doskonała okazja, aby się z czegoś ponabijać. W tym wypadku oczywiście z Star Wars: Episode IV - A New Hope. Warto też, jeżeli chodzi o lata 80. zahaczyć o nasze podwórko, w końcu w 1983 roku powstała jedna z najbardziej kultowych polskich produkcji, czyli Seksmisja Juliusza Machulskiego. Film stał się nie tylko jedną z ulubionych komedii Polaków, ale także wręcz kopalnią cytatów. Kobieta mnie bije…
Rok później do światowych kin wszedł inny kultowy film, a czy rewelacyjny? Cóż, na pewno zapadający w pamięć, także dzięki znakomitym aktorom, jak Bill Murray czy Sigourney Weaver. Ghostbusters są w zasadzie komedią z wątkami horroru, choć sama obecność technologii do łapania duchów wystarczy, aby film odrobinkę skojarzyć z gatunkiem science-fiction. Kontynuacja z 1989 roku nie jest może tak udana, ale te dwa filmy niezaprzeczalnie kojarzą się z czasami małoletności, kiedy szalone pomysły twórców filmowych naprawdę sprawiały mnóstwo frajdy. Wystarczy zresztą zobaczyć, co się dzieje, kiedy taki komediowy film sci-fi próbuje reanimować się współcześnie. Ghostbusters (2016) okazało się sporym rozczarowaniem, a ciekawy oryginalny pomysł nie załapał, tak jak kiedyś. A może to po prostu słaby film.
W 1966 świat poznał produkcję o podróży w głąb ludzkiego ciała, czyli Fantastyczną podróż Richarda Fleischera, która stała się inspiracją do powstania w 1987 roku Innerspace, kolejnego filmu o tej samej tematyce, choć tym razem z komediowym zacięciem. Tuck Pendleton (Dennis Quaid), porucznik sił powietrznych armii USA bierze udział w niesamowitym eksperymencie – zostaje zmniejszony i w specjalnym batyskafie ma odbyć podróż przez ciało królika. Niestety jedynym ratunkiem przed szpiegami przemysłowymi okazuje się wstrzyknięcie Pendletona do ciała przypadkowego przechodnia, a jest nim Jack Putter (Martin Short). Ten film z Meg Ryan w jednej z głównych ról otrzymał Oscara za efekty specjalne, więc choćby dlatego warto pamiętać, że lżejsze kino sci-fi także może zostać docenione przez krytyków – nawet, jeżeli nagroda została przyznana za aspekty techniczne dzieła. A co do technikaliów, niewiele trzeba, aby komedia science-fiction naprawdę bawiła. Ot, choćby przykładem jest pewien serial zwany ALF.
Film Ghostbusters II zostanie wyemitowany na antenie Paramount Channel 7 czerwca o 20:00.
- 1 (current)
- 2
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1971, kończy 53 lat