Najnowszy, 7. odcinek "Marvel's Agent Carter" to już przedostatni w tym sezonie. Dzieje się w nim bardzo dużo, choć nie daje on nam żadnych jednoznacznych wskazówek co do tego, jak skończy się 1. seria. Spójrzmy więc, jakie odniesienia do komiksów przygotowali twórcy tym razem.

Pierwsza scena przenosi nas na front wojenny 1943 roku. Potwierdza ona to, co wiele osób przypuszczało: doktor Ivchenko jest w rzeczywistości doktorem Fennhoffem, znanym jako zginający wolę złoczyńca Doktor Faustus. Na potwierdzenie wystarczy powiedzieć, że odcinek otwiera się sekwencją, w której Fennhoff czyta "Tragiczną historię doktora Fausta" Christophera Marlowe'a  - sztukę o niemieckim doktorze, który zawarł pakt z diabłem, by zgłębić tajniki otaczającego nas wszechświata. W komiksach doktor Johann Fennhoff jest szalonym psychiatrą, który przez lata trapił Kapitana Amerykę i jego partnerów, robiąc pranie mózgu wielu osobom – w szczególności Peggy i Sharon Carter. W świecie Marvela przyczynił się on do niedawnej śmierci Kapitana przez zmanipulowanie Sharon Carter do zabicia go.

Ivchenko manipuluje Dooleya i wykrada z laboratorium jeden z wynalazków Starka. Dooley budzi się ubrany w eksperymentalny pancerz, który pierwotnie miał chronić żołnierzy przed wychłodzeniem. Gdy szef zdaje sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, w której się znalazł, poświęca się i ratuje w ten sposób resztę SSR. Ta heroiczna śmierć stoi w kontraście ze śmiercią jego komiksowego odpowiednika, Rogera Dooleya, który skończył przełamany w pół.

Na koniec widzimy, jak Dottie i Ivchenko przeprowadzają próbę broni, którą ukradli. Tajemniczy przedmiot uwalnia gaz, który powoduje, że wszyscy widzowie zebrani w kinie rzucają się sobie do gardeł, czego rezultatem jest wielka jatka. Wydaje się to być wyraźnym nawiązaniem do Szalonych Bomb (Madbombs), z którymi Kapitan Ameryka miał okazję wielokrotnie się zetknąć.

Teraz pozostaje tylko czekać na finał sezonu, w którym - miejmy nadzieję - wszystkie tajemnice zostaną rozwiązane, a nie zabraknie też odniesień do świata Marvela.