Powieść skupia się na słynnej gorączce złota nad Klondike z lat 90. XIX wieku widzianej z punktu widzenia psa zaprzęgowego o imieniu Buck.
Aktorzy:
Scott Buckley, Pamela Drake Wilson (89) więcejKompozytorzy:
John PowellReżyserzy:
Chris SandersProducenci:
Diana Pokorny, Erwin Stoff (1) więcejScenarzyści:
Jack London, Michael GreenPremiera (Świat):
14 lutego 2020Premiera (Polska):
21 lutego 2020Kraj produkcji:
USADystrybutor:
Imperial - CinepixCzas trwania:
100 min.Gatunek:
Przygodowy
Trailery i materiały wideo
Zew krwi - trailer
Najnowsza recenzja redakcji
Gdy za film fabularny zabiera się spec od produkcji animowanych takich jak Jak wytresować smoka, to wiadomo, że czeka nas rasowe kino familijne. Takie w klimacie lat 90., w którym główną rolę gra czworonóg szukający szczęścia. Tyle że tym razem spece od efektów specjalnych postanowili, że prawie wszystkie zwierzęta będą wygenerowane komputerowo. Czy była to przemyślana decyzja? Śmiem wątpić, bo ten pomysł pochłonął większość budżetu tej produkcji, który finałowo wyniósł sto milionów dolarów. Trochę za dużo jak na film tego kalibru. Niemniej muszę przyznać, że przynajmniej zwierzęta wyglądają bardzo realistycznie. Nie jest to przypadek Króla Lwa, w którym komputerowo wygenerowane zwierzęta są sztuczne do bólu przez pozbawienie ich pysków jakiejkolwiek emocji. W tym przypadku twórcy zadbali o to, byśmy widzieli na obliczach zwierząt radość, ból, strach i wściekłość. I oczywiście czuć niekiedy dysonans, gdy wirtualne zwierzęta wchodzą w interakcję z prawdziwymi ludźmi, ale nie jest to coś, co przeszkadza. Do takiej sztuczności można się szybko przyzwyczaić.
Buck, bo tak na imię psu, którego przygody będziemy oglądać, mieszka na plantacji pewnego sędziego. Dni mijają mu na wylegiwaniu się na słońcu i sprawianiu problemów swoim właścicielom. Jest to okres w Stanach Zjednoczonych, w którym panuje gorączka złota. Wszyscy jadą w góry, by szybko się wzbogacić, a że są to tereny trudno dostępne, w które dojechać można jedynie psim zaprzęgiem, to silne czworonogi zaczynają być cennym towarem. Ludzie wykradają je sobie nawzajem, by sprzedać za sporą sumę. Zwierzęta są tanią siłą roboczą i nikt się o nie nie troszczy. Te, które nie chcą się podporządkować, traktowane są batem tak długo, aż zaczną wykonywać zadania. W ten sposób Buck dowiaduje się, że świat nie jest przyjazny dla zwierząt, choć są w tym świecie wyjątki jak kurier Perrault (Omar Sy) czy traper John (Harrison Ford).
Zew krwi w swojej książkowej wersji jest dużo mroczniejszy niż produkcja w reżyserii Chrisa Sandersa. Scenarzysta Michael Green pominął fragmenty, w których ludzie w okrutny sposób znęcają się nad zwierzętami, a także krwawe walki psów, które mogłyby się później dzieciom jawić w koszmarach. Twórcy podjęli decyzję o wygładzeniu historii tak, by nadawała się ona dla całej rodziny, bez wzbudzania strachu u najmłodszych. Pomimo to wciąż znajdziemy w tej produkcji charakterystyczne dla Londona przesłanie, o tym jak ludzie są okrutni dla zwierząt i jak piękne może być życie zgodne z naturą. Zresztą natura jest najistotniejszym element całej fabuły, to ona powoduje główną metamorfozę, w wyniku której nasz nieporadny kanapowiec zaczyna słuchać głosu swoich przodków i staje się przykładnym przywódcą stada.
Hollywood od dawna lubi historię wymyśloną przez Jacka Londona, co można wywnioskować po liczbie ekranizacji tego tytułu. W poprzednich wersjach mogliśmy oglądać chociażby Clarka Gable’a czy Rutgera Hauera, a teraz do tego zacnego grona dołączył Harrison Ford. Coraz rzadziej widujemy ostatnio tego aktora na dużym ekranie, więc cieszę się, że gdy to następuje, jest to ciekawa kreacja. Johna Thorntona w jego wykonaniu targają emocje, z którymi nie może sobie poradzić. Nie jest zgorzkniałym pijakiem, ukrywającym się przed światem, a zranionym i pogubionym człowiekiem. Podoba mi się przemiana, jaką przechodzi pod wpływem Bucka i jak Ford to przedstawia. Widać, że tym razem aktor cieszy się z projektu, w którym bierze udział, a nie ma miny, jakby grał w nim za karę. Było to dla mnie o tyle zaskakujące, że powierzono mu nie lada zadanie, większość czasu bowiem gra przecież z nieistniejącym psem, który zostaje dołożony dopiero w postprodukcji. Nie widać jednak tej sztuczności. Widz ma przekonanie, że pies cały czas towarzyszy Fordowi.
Chris Sanders przywrócił choć na chwilę magię kina familijnego z najlepszych czasów. Zew krwi jest bowiem filmem dla osób w każdym wieku. Nikt nie będzie się na nim nudził i niejedną łzę podczas seansu uroni. Uważam, że potrzebujemy więcej takich filmów, dzięki którym dzieciaki będą bardziej świadome, że zwierzęta nie są przedmiotami i trzeba o nie dbać, a one odwdzięczą nam się tym samym.