Devil May Cry - recenzja serialu
Data premiery w Polsce: 3 kwietnia 2025Adi Shankar powraca z kolejnym serialem na podstawie popularnej serii gier. Tym razem na tapet wzięto szalone i pełne akcji Devil May Cry.
Adi Shankar powraca z kolejnym serialem na podstawie popularnej serii gier. Tym razem na tapet wzięto szalone i pełne akcji Devil May Cry.

Na samym wstępie trzeba jasno zaznaczyć, że Devil May Cry nie jest bezpośrednią adaptacją żadnej konkretnej historii znanej z serii gier firmy Capcom. Twórcy wykorzystali co prawda pewne znajome elementy, ale wprowadzili też sporo nowych wątków i zmian, co nie każdemu przypadnie do gustu. Jeśli jesteście w stanie przymknąć na to oko, to istnieje spora szansa, że przy tym serialu będziecie bawić się przednio.
Opowieść rozpoczyna się od włamania w Watykanie, gdzie poznajemy antagonistę, Białego Królika, który zdobywa miecz należący niegdyś do potężnego demona, Spardy. Jak szybko się okazuje, oręż jest jednocześnie jedną z części swoistego „klucza”, powstrzymującego ziemski i demoniczny wymiar przed połączeniem się w jedność. Przez to, że druga część klucza znajduje się w rękach (a konkretnie — na szyi) Dantego, można się spodziewać, że sprawy bardzo szybko się skomplikują...
Ten serial należy traktować jako alternatywną rzeczywistość, istniejącą gdzieś obok tej z gier. Twórcy zdecydowali się bowiem na zmiany, które mogą rozczarować lub zirytować najbardziej zagorzałych fanów serii. Najwięcej kontrowersji budzi postać Lady, której poświęcono naprawdę sporo czasu ekranowego. Choć jej geneza przypomina tę z produkcji Capcomu, to relacja z Dantem wygląda już zupełnie inaczej. Sam też nie mogłem przekonać się do jej „edgy” charakteru i przekleństw w co drugim zdaniu. Być może miało to na celu pokazanie jej niechęci do demoniczności i zarazem stworzenie kontrastu pomiędzy nią a głównym bohaterem, jednak w moim odczuciu wypadło to średnio.
Gdy jednak na ekranie pojawia się Dante, trudno na ten serial narzekać. Białowłosy łowca demonów jest pełen luzu i rzuca suchymi onelinerami na prawo i lewo. Poza tym z niesamowitą lekkością rozprawia się z przeciwnikami. Sceny akcji stoją na bardzo wysokim poziomie i są niezwykle pomysłowe — co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że przerabianie demonów na krwawą papkę stanowiło lwią część rozgrywki w grach. Twórcom serialu udało się świetnie oddać to, jak potężną i „przegiętą” postacią jest Dante. Czego tu nie ma — zobaczymy m.in. nokautowanie przeciwników kulami bilardowymi, a nawet wykorzystanie motocykla jako broni. Zadbano również o pokaźną porcję easter eggów, nawiązujących nie tylko do DMC, ale też innych produkcji z katalogu Capcomu.
Animacja stoi na wysokim poziomie — kolory są żywe, a akcja płynna. Drobną skazą na tle całości jest jednak trzeci epizod, w którym, mam wrażenie, przesadzono z CGI — przez co wygląda to nienaturalnie i odstaje od reszty. Serial oglądałem z angielskimi głosami i obsada bardzo przypadła mi do gustu. Muszę przyznać, że początkowo byłem nieco zaniepokojony faktem, że Dante przemawia głosem Johnny’ego Yonga Boscha (czyli Nero z gier), a nie Reubena Langdona, ale po obejrzeniu całości uważam, że ta decyzja miała sens. Aktor dobrze sprawdza się w roli młodszego i jeszcze nie tak doświadczonego łowcy demonów. Świetnie wypada też Hoon Lee jako Biały Królik — tajemniczy antagonista dążący do połączenia światów ludzi i demonów — oraz świętej pamięci Kevin Conroy jako wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, stojący na czele organizacji DARKCOM.
Wspominając o udźwiękowieniu, nie sposób pominąć kapitalnej ścieżki dźwiękowej, na której znalazły się nie tylko nowe aranżacje utworów znanych z gier (tak, są tu zarówno Devil Trigger, jak i memiczne już Bury the Light), ale też sporo rockowych i numetalowych klasyków z końcówki lat 90. i początku lat 2000. Kiedy z głośników zaczynają dobiegać pierwsze dźwięki Guerrilla Radio czy Last Resort, naprawdę trudno się nie uśmiechnąć. To prawdziwy ukłon wykonany w stronę millenialsów, którzy lata temu z wypiekami na twarzy oglądali na YouTubie fanowskie klipy ze scenami z popularnych wtedy anime.
Animowane Devil May Cry potrafi dostarczyć masę frajdy — pod warunkiem, że zaakceptujecie pewne odstępstwa od kanonu. To szalona jazda bez trzymanki, pełna świetnej muzyki i widowiskowej akcji. Widać, że twórcy doskonale rozumieli ducha serii i wiedzieli, jak skutecznie przenieść go na ekran.
Poznaj recenzenta
Paweł Krzystyniak


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1958, kończy 67 lat
ur. 1994, kończy 31 lat
ur. 1977, kończy 48 lat

