Gotowi na wszystko. Exterminator – rezencja filmu
„Gotowi na wszystko. Exterminator” to ciekawy przykład komedii obyczajowej, który pod płaszczykiem prostej historyjki próbuje przemycić kilka istotnych i prowokujących kwestii.
„Gotowi na wszystko. Exterminator” to ciekawy przykład komedii obyczajowej, który pod płaszczykiem prostej historyjki próbuje przemycić kilka istotnych i prowokujących kwestii.
Cała historia jest bardzo prosta i niesamowicie przyziemna. Kilkoro przyjaciół z dzieciństwa, których drogi się rozeszły, dostaje na nowo szansę zrealizowania marzeń z dawnych lat. Ich reakcje są różne: od hurra-optymizmu głównego bohatera Marcysia (granego przez znanego z Planety Singli Pawła Domagałę), do sceptycyzmu w wykonaniu Jaromira (Krzysztof Czeczot) oraz Lizzy’ego (Piotr Żurawski). Ostatnim ogniwem grupy przyjaciół jest nie do końca zrównoważony Makar, grany przez wokalistę zespołu Coma, Piotra Roguckiego. Ostatecznie jednak decydują się reaktywować swój dawny death metalowy zespół Exterminator, nie do końca świadomi tego, jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić.
Właściwie nazywanie tego filmu komedią obyczajową jest nieco na wyrost. A może zależy to od punktu widzenia i indywidualnego poczucia humoru. Dla mnie jest to bardziej historia obyczajowa z elementami komediowymi, czasami bardziej, a czasami mniej udanymi. Największym plusem jest tutaj zarówno sama historia realizacji marzeń z dzieciństwa oraz umiejscowienie akcji. Zapomnijcie o pięknych, bogatych osiedlach w lepszych dzielnicach Warszawy. Zapomnijcie o historii szarej myszki, którą interesuje się bogaty książę z bajki czy od biedy znany prezenter telewizyjny. Tutaj mamy całkowicie zwyczajnych ludzi żyjących w najbardziej zwyczajny sposób jak to jest możliwe. Taki typowy Kowalski, który żyje z dnia na dzień na swoim blokowisku w średniej wielkości miasteczku w Polsce, jakich jest u nas na pęczki. Wielu z nas z pewnością może się identyfikować z tymi postaciami oraz ich problemami z życiem, pracą czy z samym sobą. I pewnie niejeden z nas reagowałby podobnie na możliwość realizacji swoich dawnych marzeń, na szansę wyjścia z szarej codzienności. Kolejnym plusem jest tu zarówno aktorstwo oraz dialogi. Główni bohaterowie idealnie odnajdują się w swoich rolach, zwłaszcza Paweł Domagała jako inicjator całego przedsięwzięcia, który musi potem zagryźć zęby i robić dobrą minę do złej gry. Natomiast każdą scenę kradnie Piotr Rogucki, który idealnie oddał niezrównoważenie psychiczne swojej postaci, nadając jej przez to przekomiczny charakter. Żaden z głównych bohaterów nie przeszarżował i jest inny od pozostałych. Na pewno jednym z największych plusów są tu dialogi, które najczęściej nie sprawiają wrażenia wymuszonych, lecz pasują do sytuacji. Wulgaryzmy faktycznie bawią albo podkreślają dany aspekt. Nie ma rzucania mięsem dla zasady, jak ma to miejsce w ostatnich filmach Vegi. Nie raz łapałem się, że będąc na miejscu bohaterów, sam pewnie mówiłbym podobnie.
A teraz kilka słów o tym, co w filmie zawiodło. Przede wszystkim postaci czarnych charakterów, czyli pani burmistrz, która została zwyczajnie przejaskrawiona oraz jej przesadnie formalny zastępca. Obydwie postaci wydawały mi się jakby wzięte z innej bajki. To samo czułem widząc koleżankę Makara ze szpitala psychiatrycznego, Julię, której wątek miłosny z Lizzym był zwyczajnie słaby i nastawiony na śmieszkowanie. Szkoda, że kosztem tego wątku potraktowano po macoszemu partnerki Marcysia oraz Jaromira. W tym pierwszym przypadku zrobiono z tego klasyczną historię o rozstaniu i powrocie, natomiast w drugim przypadku… cóż, powiedzmy, że taka osoba po prostu była, ale po wyjściu z kina nawet nie pamiętałem jak ona miała na imię. Szkoda, bo chciałem zobaczyć to zderzenie się życia scenicznego z prywatnym. Kilka rozmów odnośnie tego, czy ci 30-paro letni mężczyźni mają prawo nagle realizować swoje marzenia kosztem rodziny.
No właśnie, i dochodzimy wreszcie do dwóch zagadnień, które próbuje ten film poruszyć. Szkoda tylko, że zabrakło czasu na to, żeby je zgłębić bardziej prowokacyjnie, a nie jedynie liznąć temat. Pierwszy to oczywiście sama kwestia kondycji ludzi urodzonych w latach 80., do których sam się zaliczam. Ilu z nas tak naprawdę zrealizowało swoje marzenia ? W ilu przypadkach nasze własne decyzje czy przypadki życiowe sprawiły, że nic z tego się nie udało i żyjemy jedynie wspomnieniami i nostalgią, ponieważ tylko to w nas zostało. Czy faktycznie mamy prawo nagle rzucić wszystko i poczuć wiatr we włosach, jak byśmy znowu mieli o 10 czy też 15 lat mniej na karku? Czy jesteśmy w stanie iść na kompromis, żeby wywalczyć sobie choć chwilę spełnienia? Życie jest tylko jedno, niby czemu tego nie zrobić, ale co z kosztem, bo przecież wszystko ma swoją cenę. Film nie daje jednoznacznej odpowiedzi, a końcówka wydaje się nieco zbyt wyidealizowana, ale trudno nie zadać sobie tych pytań w trakcie emisji.
Drugie pytanie, które zadaje ten film to kondycja polskiej sceny niezależnej. Temat jest mi o tyle bliski, że sam pochodzę z tego właśnie Jarocina, gdzie odbywały się te legendarne festiwale i do dzisiaj uważam, że wiele dobrej muzyki znajduje się zbyt daleko mainstreamu. W sposób niemalże idealny pokazano, jak walczyć musi zespół żeby zaistnieć czy na jakie kompromisy musi pewnie nie raz iść. Owszem, zabawnie było widzieć ludzi chcących grac death metal, a którzy muszą grać kawałki Piaska czy Maryli Rodowicz. Ale pod tym kryje się właśnie rozpacz i desperacja, gdy jakiś zespół chce się pokazać, chce zaistnieć, a zwyczajnie nie ma jak. Idealnie też oddano atmosferę jarmarków, gdzie tak naprawdę mało kto chce posłuchać muzyki, a tym bardziej ciekawej, innej muzyki. Film stara się pokazać, że tego typu spęd ludzi nie ma kompletnie nic wspólnego ze sztuką. Pamiętam jak parę lat temu jeden z członków rozwiązanego już wieloletniego polskiego zespołu powiedział, że zwyczajnie odpuścili na jarmarkach i nie grają nowych kawałków, tylko te, które ludzie znają od lat. Owszem, za taką imprezę lepiej się płaci i ma to mało wspólnego ze sztuką, ale żyć z czegoś trzeba. A ciekawe ile niezależnych zespołów w Polsce żyje tylko z muzyki? Smutne to, lecz prawdziwe.
Wracając jednak do filmu, to mimo pewnych błędów stara się być czymś nowym wśród naszych komedii i stara się to robić w ciekawy sposób. Polecam każdemu, kto miał podobne marzenia w dzieciństwie jak członkowie zespołu Exterminator i kto chce potem może chwilę pomyśleć nad kondycją naszej rodzimej sceny muzycznej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
thorgal83Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat