Lucyfer: Wolna wola to iluzja – recenzja serialu
Dla wszystkich. Serial porusza duszę. Opowieść o pociągającej mocy złego i uzdrawiającej sile miłości.
Dla wszystkich. Serial porusza duszę. Opowieść o pociągającej mocy złego i uzdrawiającej sile miłości.
Zdecydowanie żyjemy w epoce renesansu telewizji. Od jakiegoś czasu stacje telewizyjne prześcigają się w wynajdowaniu coraz to lepszych opowieści dla swoich widzów. Ja chciałabym opowiedzieć Wam o serialu, w który ostatnio mnie wciągnęło. Jest nim amerykański „Lucyfer”. Kiedy zobaczyłam reklamę tego serialu na jednej ze stacji telewizyjnej lecącego dość późno, pomyślałam (jednak imię Lucyfer zobowiązuje,) że to musi być jakiś horror. W ogóle boję się horrorów, a najbardziej ze wszystkiego – ja wychowana w wierze katolickiej – boję się opowieści o Szatanie i w wcielonym źle. Może mój przytłaczający strach jest motywowany także tym, iż dość długo bałam się ciemności, a każdy kto je przechodził, zapewne zna to przerażenie i uczucie wręcz zmetarializowanego wciągania przez coś, jakie temu strachowi towarzyszy. Akurat musiałam jednak coś skończyć do pracy, a że lubię, mieć wówczas włączoną telewizję i akurat włączył mi się ten kanał …...
„Lucyfer” okazał się kryminałem fabularnym z elementami fantasy. Serial ten opowiada o Lucyferze Morningstar (Gwiazda Zaranna) upadłym aniele (synu Boga), któremu przykazano rządzić piekłem, jednak ten ma tego dosyć, udaje się na wakacje, zamieszkuje w Los Angeles , gdzie prowadzi wraz ze swoim przybocznym demonem (piękną Mazikeen) klub nocny Lux. Bohatera poznajemy w momencie, gdy na skutek popełnionej w jego klubie zbrodni morderstwa poznaję on śliczną detektyw Policji Chloe Decker. Pomiędzy tym dwojgiem, chcących wyjaśnić motywy zabójstwa, szybko nawiązuje się zagadkowa nić porozumienia i oboje przystępują do wspólnego rozwiązania tej sprawy – co oczywiście kończy się sukcesem. Pani detektyw nie może jednak pozbyć się swojego irytującego nowo poznanego znajomego, z którym jej ścieżki krzyżują się na kolejnych miejscach przestępstw. Chcąc nie chcąc musi wspólnie z nim rozwiązywać zagadki kryminalne. Takie mniej więcej jest streszczenie serialu, które zresztą można też znaleźć w mediach. Chyba zresztą na tym streszczeniu oparta jest kontestacja serialu poprzez niektóre środowiska religijne za – ich zdaniem – mylący sposób jaki serial ten pokazuje ludziom diabła. Lucyfer z serialu to bowiem piekielnie przystojny, błyskotliwy mężczyzna z brytyjskim akcentem i elegancją, którego – pomimo licznych vipowskich wad – uzależnieniu od seksu, alkoholu i narkotyków (w ilościach, które normalnego człowieka dawno wyprawiły by już na tamten świat) po prostu nie sposób nie lubić. Perypetie głównych bohaterów są przy tym pokazane z dużą dawką humoru (szczerze piszę, dawno tak się nie ubawiłam).
Przy czym Lucyfer Morningstar nie kryje, że jest diabłem. Właściwie to rozpowiada o tym wszystkim na lewo i prawo, z tymże nikt mu w to nie wierzy. Nawet jego własny psychiatra, któremu uskarża się na swoje problemy z „Ojcem”. Dla wszystkich bez wyjątku jest kolejnym bogatym dziwakiem z LA. Lucyfer z serialu nawet pokazany w swojej demonicznej postaci nie wydaje się tak straszny, jak go w kościele malują. W epoce seriali typu „Outcast” czy „Egzorcysta” i łatwego dostępu do pornografii, wątpliwe czy w realnym świecie wykreowanej w serialu postaci przestraszyłoby się nawet dziecko. Tak naprawdę najbardziej przerażający wydaje się w swojej ludzkiej postaci w momentach gniewu lub pogardy dla ludzi i ich natury. Szczerze mówiąc, po obejrzeniu paru pierwszych odcinków, gdy już nieco się pośmiałam, to trochę zaczęłam mieć żal dla autorów serialu, że zrobili go tak ugładzonego i że ponownego „Dziecka Rosemary” nie ma co się po tym serialu spodziewać.
Oczywiście świeckie wykorzystanie postaci Lucyfera dla bawienia gawiedzi oburza wspominane konserwatywne grupy. Traktują serial jako konsumpcjonistyczną kpinę dla całej świętości swoich poglądów, w które wierzą. Oburzę więc ich chyba jeszcze bardziej (ci, co znają moje poczucie humoru szybko mi wybaczą), bo uważam, iż serial ten powinien być pokazywany młodzieży w liceach celem omawiania zagadnień związanych z istotą dobra i zła. Przynajmniej nie będzie tak nudno jak przy analizie jakiś staroświeckich lektur szkolnych czy książek teologicznych i urabianiu poglądów.
Przy siódmym odcinku pierwszego sezonu dokonał się we mnie przełom co do oceny sposobu prowadzenia fabuły i jego pojmowania. Nie wiem, czy było to umyślne zamierzenie autorów serialu w sprawach, które poniżej opiszę, czy jest to moja wyłączna osobista opinia osoby , która jakieś tam edukacji liznęła.
Poczułam wdzięczność do scenarzystów, że wszystko na ekranie odbywa się właśnie tak jak jest. Co było zaskoczeniem dla mnie, zaczęłam przyłapywać się na tak absurdalnie metafizycznych myślach, jak ja rozumiem dobro i zło, jak rozumiem wemłane gdzieś przy jakiejś okazji w pamięć słowa (tylko słowa?) dusza, odkupienie, szatan, Bóg, egzystencja. Czy w ogóle myślę o tym i czy przede wszystkim w nie wierzę? Czy chce tylko się pośmiać i pobać przez moment? Może jednak to moje znudzenie konsekwentną rutynowością tego co wiedzę na ekranie przeraża mnie najbardziej?
Po obejrzeniu pierwszych dwóch sezonów, można zarysować kilka głównych wątków fabuły, które pozornie odrębne łączą się w jedną całość –a dotyczą one istoty i granic indywidualizmu (albo jak ktoś chce wolnej woli). Pierwszy to wątek niezadowolenia „Nieba”, że Lucyfer jest tak długo poza piekłem. Problem robi się palący, bo w końcu ktoś musi doglądać interesu na dole i zajmować się karaniem grzeszników, co nie widzi się za bardzo nikomu. Wysłany do Lucyfera anioł Amanidel – zresztą brat Lucyfera w sposób wyraźny wskazuję mu wolę Ojca, aby natychmiast wrócił do swojej roboty. Ale Lucyfer ani myśli temu się podporządkować. Chce tak jak ludzie korzystać z wolnej woli, określając swoje miejsce wśród ludzi na ziemi jako swój dom, o który nie zawaha się walczyć. Tak, Lucyfer, mimo że pogardza ludźmi jako istotami poniżej jego poziomu, to również znajduje ich za najbardziej podobnych do siebie. Czuję z nimi niewyobrażalną, zagadkową wieź, która najsilniej uwidacznia się w nim w jego relacjach z detektyw Chloe Decker. Ta więź powoduje, że Lucyfer, pomimo swego boskiego pochodzenia czasami w serialu bywa śmiertelny – a zatem narażony na kule z broni palnej, ale też na odczuwanie ludzkich emocji, których nie rozumie i często się w nich gubi (stąd wizyty w gabinecie psychiatrycznym). Amanidel dostrzegając to u brata mówi, coś takiego: ty,który uwielbiasz mieć kontrolę nad wszystkim i wszystkimi, sam decydować, tracisz (przez emocje) kontrolę nad wydarzeniami. Drugi wątek, który może denerwować związki religijne, to przedstawienie w serialu Lucyfera, jako kogoś kto jest zmęczony i zirytowany faktem, że ludzie utożsamiają go ze złem i winią go za wszystkie niegodziwości, a Boga za niepowodzenia. Lucyfer wszystkim napotkanym złym ludziom powtarza coś w tym stylu: nie wiń mnie, że dostałeś bilet do piekła, przecież masz wolną wolę, czy to ja ci szeptałem, żebyś zabił tego człowieka, albo przespał się z tą kobietą. Sam o tym zdecydowałeś. Nie zwalaj tego na mnie. Podkreśla zatem, że każdy człowiek ma wolną wolę i sam decyduje o swoim życiu. Dokąd piłka jest w grze, dopóty możliwa jest zmiana postępowania. Jednocześnie nie zauważa, że jego dar wyciągania z ludzi ich najskrytszych pragnień i jego tak zwane drobne przysługi dla wszystkich wkoło, sprowadzają na obdarowanych same nieszczęścia. Lucyfer mówi do młodej kobiety, która za chwilę zostanie zabita w jego klubie: „Nie wiń mnie, że trochę się pogubiłaś, ja tylko poznałem cię z tym pocącym się producentem, miałaś z nim pracować, a nie pójść do łóżka.” W innym czasie do młodego artysty – „Pomogłem ci uniknąć więzienia, nie było moim zamiarem, abyś ktoś niewinny, kogo wrobiłeś, poszedł za ciebie do więzienia.” Jeszcze innemu: „Ja ci tylko podsunąłem taką opcję, a nie inną”. Etc, etc i tak bez liku. Lucyfer nie waha się też karać ludzi jeszcze za życia.
Przy tym wszystkim jednak próbuje się wyrwać z sieci intryg i układów istniejących pomiędzy różnymi obozami i osobistymi ambicjami poszczególnych członków swojej boskiej rodziny. Książe Ciemności manipuluje i sam jest manipulowany. Zawiera też niebezpieczne dla bliskich mu osób układy z ojcem, licząc, że na pewno jakoś sprytnie się z nich później wywinie, a w ostateczności, że ojciec wygnanemu faworytowi daruje.
Postawa Lucyfera w stosunku do ojca i boskości to również ważny wątek całej historii. Jest ona bardzo umiejętnie i delikatnie rozwijana przez wszystkie odcinki. Relacje te poznajemy przy okazji rozwiązywania przez niego z detektyw Decker zagadek kryminalnych. Lucyfer, który jest bardzo egocentryczny, widzi paralelność w zachowaniu przewijających się postaci i wydarzeń, ze swoją osobistą sytuacją. Doszło to właśnie do mnie w trakcie przełomowego dla mnie odcinku siódmego, kiedy to Lucyfer próbuje dociec, kto i dlaczego ukradł jego skrzydła anielskie. Skrzydła, które sam sobie odciął, ale które z jakiegoś powodu zatrzymał, tak jak by nie chciał całkowicie się odcinać od swojej przeszłości. Skrzydła, które ostatecznie później decyduje się spalić.
W odcinku siódmym Lucyfer odsłania się także Amanidelowi mówiąc, że do całej listy jego problemów doszedł ten związany ze śmiertelnością i alergią na broń. Amandiel rozumiejąc wagę znaczenia jego słów, odpowiada, że to dla niego wiadomość tego tysiąclecia, że jeśli Lucyfer nie zdecyduje się sam dobrowolnie wrócić do piekła, to dla Amanidela jest wystarczające, że poczeka aż jakiś ludzki zbir zabije Lucyfera a wówczas ten automatycznie wróci do piekła. Dzięki spostrzegawczości Amanidel odkrywa też jeszcze coś w Lucyferze w momencie tak zagranym i pokazanym, że za każdym razem gdy go oglądam wywołuje także we mnie poruszenie a trwa dosłownie sekundę. To moment,gdy do rozmawiającego z bratem Lucyfera podchodzi Chloe Decker. Nazywam go momentem całkowitego rozbrojenia Lucyfera. Lucyfer szybko uświadamia sobie, że ta sekunda słabości odsłoniła bratu jeszcze jedną jego tajemnicę o wadze znacznie przewyższającej wymsknięcie o śmiertelności. Myśli jednak, iż skoro sam nie może tego nazwać, to jego brat też tego nie rozumie.
Lucyfer prezentuje też swój stosunek wobec Amanidela. Widać, że mimo świadomości zagrożeń jakie płyną ze strony członków jego rodziny, to Lucyfer zachował otwartą i kochającą postawę, co widać gdy po bratersku obejmuje brata w trakcie rozmowy.
Na kanwie opowieści o skłóceniu między ojcem właścicielem restauracji, a jego synem podejrzanym o jego zamordowanie celem przejęcia schedy, Lucyfer prezentuje swój stosunek pełnego buntu wobec swojego ojca mówiąc Chloe: Nie sądzę, żeby ten chłopak chciał otruć swojego ojca spotykając się z nim po latach, sądzę, że myślał o czymś znacznie głupszym -o pojednaniu.
W kolejnym odcinku, gdy o pomoc w walce z gangiem narkotykowym zwraca się do niego ksiądz, ten mu najpierw odmawia mówiąc, że duchowny dla niego reprezentuje wszystko, czym pogardza, by potem się zdecydować przyjąć sprawę po to tylko, aby poznać grzechy i słabości tego duchownego, ewentualnie go zdeprawować. Ksiądz, widząc podchody Lucyfera, mówi mu, że bardzo przypomina go z czasu, gdy on sam był młody. Był muzykiem i nosił cały ten bunt w sobie, ale zdarzyła się tragedia, która zamiast oddalić go od Boga, zbliżyła go do niego. Ksiądz, aby oddalić próby Lucyfera od siebie, mówi mu, że na pewno gra na pianinie lepiej niż on. Lucyfer, który kocha muzykę, pozwala księdzu zagrać najpierw sam, a potem wspólnie z nim gra na pianinie. Lucyfer wówczas pojmuje, że nie złamie księdza i akceptuje go takiego jakim jest i się z nim zaprzyjaźnia. Muzyka jest ważnym elementem tej produkcji, ta w tle, ale też wykonywania przez głównego bohatera (Lucyfer jako showman świetnie gra na pianinie i śpiewa). Przez muzykę główny bohater wyraża, w jaki sposób sam się postrzega. Ponadto muzyka pozwala jemu odnieść się do tego, co się dzieje wokół niego i w nim. Jest tak wtedy, gdy po śmierci swojego przyjaciela księdza zasmucony instynktownie wybiera ten sam utwór, który ksiądz zagrał, aby oddalić od siebie jego kuszenie. I jest także wtedy, gdy po zabiciu swojego brata, by uzmysłowić nam swoją rozpacz gra „Unforgiven”Metaliki.
Przed śmiercią ksiądz mówi Lucyferowi, że nie pojmował,dlaczego Bóg postawił swoim zrządzeniem losu Lucyfera na jego drodze, ale teraz zrozumiał że to on został postawiony na jego (to jest Lucyfera drodze). Główny bohater pojmuje wówczas, że ksiądz wiedział, kim naprawdę jest Lucyfer. Lucyfer, pomimo, iż młodzieńczy bunt księdza ma oznaczać jego bunt, tragedii utraty przyjaciela nie wykorzystuje jako danej mu szansy na zbliżenie do Boga, jego odpowiedzią staje się jeszcze większy bunt. Problem Lucyfera polega na tym, że nawet gdy odnosi jakoś sytuację ludzi do swoich relacji z ojcem to pytany, czy utożsamia się z nimi odpowiada, że widzi kompletną różnicę. Cały czas jest stawiany w określonych sytuacjach, w których ma podpowiedziane, jak może na nowo zbliżyć się do swojego ojca, ale za każdym razem to odrzuca. Czasami zdaje mi się, że to czyni, jako element buntu - totalnego przeciwstawienia się temu, żeby postąpić zgodnie z życzeniem ojca. Niekiedy natomiast zdaje mi się, iż on ciągle odnosząc się do swoich relacji z ojcem pragnie się pogodzić, ale nie jest w stanie zauważyć i pojąć wręcz łapotologicznych dla widza znaków, iż druga strona już wyciągnęła do niego rękę. I tu dochodzimy do punktu, w którym odkrywamy, kim albo czym naprawdę jest Lucyfer i mimo że go nam szkoda wiemy, że nie jest on w stanie wyjść spoza roli, w której został postawiony. W odcinku, gdy rozwiązuje tajemnicę morderstw rytualnych przerywając czarną mszę mówi, że uczestnicy robią sobie z niego kpinę, że nic z tego, co sobą reprezentują nie przypomina go. Pyta się ich, gdzie jest ich wolna wola i mówi, że jego filozofia polega na buncie. Sam bierze się za istotę dobrą, całkowicie nie akceptującą zła, a mimo to jest utożsamiony ze złem. Męczy go udawadnianie, że jest inaczej i branie na siebie winy za wszelkie okrucieństwo i podłość na świecie. Nie rozumie, dlaczego inni tego nie rozumieją i nie cenią, że walczy za ich wolność.
Niemal poddaje się i mówi, że jest gotowy powrócić do piekła do przypisanej mu roli przez szanownego tatusia, by za chwilę znowu stać się sobą. Co zatem definiuje Lucyfera? Chyba najlepiej jednym zdaniem opisała to sama Chloe Decker mówiąc do „detektywa mendy” przedstawiając jego profil jako podejrzanego o popełnienie przestępstwa. Wyobraź sobie, że go nie znasz, to jakbyś go opisał. Właściciel klubu nocnego, który podaje się za diabła. Jedyne, co nim kieruje, jest pożądanie. On by po prostu tak nie zastrzelił drugiego człowieka.
Niezaspokajalne pożądanie jest wszystkim, co motywuje czyny Lucyfera. To powód odrzucenia przez niego głuśności i nudy, paliwo, które go napędza do pozostawiania w ruchu, poszukiwania nowych podniet i zaspokajania najniższych popędów bez żadnych zahamowań z najgorszych pobudek -pragnień, które transferowane do normalnych ludzi są zwykle głęboko skrywane. (Lucyfer:„Wybrałem Los Aneles ze względu na łagodny klimat, gwiazdy porno i dobrą kuchnie meksykańską.” ). Dla postronnych ludzi głównym objawem pożądania Lucyfera jest jego niepohamowanie seksualne. W serialu często widzimy go w sytuacjach związanych z seksem, który jest jego motywacją. Do młodego chłopaka, któremu przydarzyło się dostarczyć pizze do jego apartamentu, gdzie właśnie ma miejsce orgia mówi, czy ten miał kiedykolwiek wcześniej szansę taką jak w filmach, żeby jego dzień pracy skończył się udziałem w orgii i zanim drzwi windy zatrzasną się wciąga chłopaka do środka. Osoby, które znają go lepiej, jak na przykład Chloe, jego pożądanie odbierają także jako niewyhamowaną pasję. Lucyfer nie trwa w jestestwie, on nadaje mu ruch. Dla nas widzów, którzy już go także trochę znamy, wiemy, że tego pożądania nie da się zaspokoić, że stoi za nim nieprawdopodobna pustka i bezsens, w którą jak tego chłopaka wciąga każdego, kto przyjmuje jego ofertę.
Lucyfer stara się przygaszać to pożądanie, gdy w pobliżu jest Chloe, ale nawet wtedy cały czas jest ono głęboko w nim, cały czas nawraca. Jego mroczna natura pragnie fizycznej relacji z Chloe, z drugi strony zależy mu na niej, przeraża go, że może ją wciągnąć w pustkę, w której tkwi -przez co staje się zakładnikiem ludzkich emocji. W sytuacji zagrożenia jej życia, błaga ojca o pomoc i zawiera z nim umowę za jej życie. Zawarcie umowy otwiera kolejną sprzeczność w Lucyferze. Stawia go bowiem przed dylematem, czy jest w stanie postawić swoją miłość do ojca nad miłością do ludzkiej kobiety. Ciągle nawiązując do ojca Lucyfer tak naprawdę ujawnia, że nawet jako upadły anioł nie przestał niezmiernie kochać ojca. Zazdrosny Lucyfer pyta księdza, czy Bóg mu kiedy odpowiada jak się modli. Bo jak ze smutkiem przyznaje: On już mi nigdy nie odpowiada. Swojego uczucia wobec Chloe, Lucyfer nie będąc człowiekiem, nie potrafi nazwać. Ono go kompletnie zaskakuje, a nas porusza za każdym razem gdy widzimy, jak z jego twarzy schodzi napięcie , gdy Chloe jest przy nim. Umowa ma drugie dno, konsekwencją wywiązania się przez Lucyfera z umowy jest jego postąpienie zgodnie z wolą ojca. Na co jego pełna zaprzeczenia natura nie potrafi się zgodzić. Konsekwencją nie wywiązania się z umowy, o czym, co mu uświadomił Amanidel, on sam nie pomyślał - jest, że Bóg w każdej chwili może odebrać życie Chloe, która wtedy zostanie zabrana do nieba, na które on nie ma szans.
W końcu na ekranie słyszymy kluczową dla całego serialu wypowiedź z ust popełniającego samobójstwo mordercy, który mówi do Chloe. Myślisz, że to ja wybrałem, iż wszystko to tak się potoczy. Wolna wola to tylko iluzja. Myślimy, że jesteśmy wolni, cały czas będąc pociągani za sznurki. Sama się o tym przekonasz.
W „Lucyferze” każda bowiem postać od epizodycznych przez drugoplanowe i pierwszoplanowe znajduje się w istocie pod pręgieżem niewiadomej tego, czy to, co teraz mówi lub czyni jest wynikiem jego świadomej woli, czy jest tylko marionetką w rękach Boga i jego planu. Lucyfer odrzuca ten plan, zaprzecza ojcu prawa o decydowaniu za niego, i się buntuje. Podejmuje to walkę, mimo że wynik jest przesądzony. Lucyfer nie jest w stanie odrzucić buntu, ponieważ to właśnie jego bunt był elementem bożego planu.
Serial zadaje pytania, czy wierzymy w zło osobowe? Czy jesteśmy w stanie pojąć jego istotę i wagę w podążaniu ku dobru.
Lucyfer do Chloe: Czy wierzysz, że jestem diabłem? Chloe: Nie. Lucyfer: Ale wierzysz w takie rzeczy. Chloe: Nie wierzę w diabłów i aniołów, niebo i piekło. Ale wierzę, że istnieje coś takiego jak dobro i zło. Lucyfer: A czy boisz się mnie? Chloe: Nie.
Chloe mówi to, nie zdając sobie sprawy, że ten,który o to pyta, stanowi czyste zło.
Najpiękniejszą i najbardziej wymowną dla mnie jest scena z niemal końca drugiego sezonu. Po tym, jak Lucyfer dowiaduje się prawdy o Chloe. Przez moment widzimy Lucyfera jako postać bezcielesną, a pokazaną poprzez migawki tego, co się wydarzyło w ciągu kolejnych odcinków. Jedyne co wtedy słyszymy to oddech kogoś płynącego bezwładnie na głębokiej wodzie i robiącego wszystko, aby nie zatonąć.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Karwowska RenataDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat