Agentka Carter: sezon 2, odcinek 8 i 9 – recenzja
Przedsmak wielkiego zakończenia drugiego sezonu serialu Agentka Carter to nadal ten sam poziom, te same emocje i znakomity klimat.
Przedsmak wielkiego zakończenia drugiego sezonu serialu Agentka Carter to nadal ten sam poziom, te same emocje i znakomity klimat.
Ważnym aspektem dwóch najnowszych odcinków Marvel's Agent Carter jest relacja Jarvisa z Peggy. Po tym, co stało się z żoną Jarvisa, udaje się twórcom wprowadzić trochę napięcia pomiędzy bohaterami oraz sporo skrajnych emocji. Ten duet zawsze był wesoły, atmosfera była luźna i wzbudzali sympatię. Zgrzyt jest naprawdę potrzebny, by ich relacja nabrała jeszcze większego wyrazu i ważniejszego wydźwięku. Kulminacja z emocjonalną rozmową na pustyni wypada najlepiej, bo mamy świadomość, ile oboje stracili w tej walce ze złem. Jest to prawdopodobnie najrozsądniejsze rozwiązanie, które pozwala trochę urozmaicić wydarzenia i rozwinąć tę parę bohaterów, a najbardziej samego Jarvisa, który wyszedł ze schematu potulnego i sympatycznego lokaja.
Fabularnie serial rozwija się szybko i w atrakcyjnym kierunku, bo w obu odcinkach naprawdę nie można narzekać na nudę. Cały czas coś się dzieje, a każda minuta odpowiednio angażuje, dostarczając niemałej frajdy. Zawsze dzieje się coś, co napędza historię i nie pozwala na przestoje: czy to wpadnięcie Peggy do restauracji gangstera, czy sytuacja na pustyni, czy próba zamachu na Whitney Frost. W tym wszystkim jednak najlepiej wypada fakt, że Thompson w końcu przestaje być nudnym figurantem z klapkami na oczach. To, co robiono z tą postacią w tym sezonie, było irytujące, bo marnowano jej potencjał. Teraz zdecydowanie naprawiono błędy i rola Thompsona świetnie wkomponowuje się w tę opowieść. Zwłaszcza, że stanowi on znakomity kontrast dla Peggy i Sousy, gdy szczególnie w 9. odcinku kombinuje i kręci, by zrealizować swój plan rozwiązania sprawy. Cieszy w tym fakt, że jest on w tym taki dwuznaczny i chce osiągnąć cel bez względu na cenę. Dzięki temu stanowi on miłym dodatkiem do reszty bohaterów.
O klimacie i uroku serialu można pisać bez końca. To, jak ta atmosfera jest budowana, jak wspaniale każdy element ze sobą współgra, jak dialogi pięknie płyną - to jest po prostu perfekcyjny przykład tego, jak stworzyć konwencję serialu, która działa jak najbardziej dobrze. Sympatycznie, przyjemnie i zabawne, a czasem nawet zaskakująco. Prawdopodobnie w każdym innym serialu złapałbym się za głowę, gdyby wprowadzono sekwencję taneczno-muzyczną. A tutaj? Wygląda to znakomicie i nie tylko genialnie wpisuje się w konwencję, ale też idealnie wpasowuje się w ten klimat. Miło było tutaj zobaczyć bohaterkę z pierwszego sezonu. Dobrze i zabawnie to wychodzi.
Nadal nie do końca działają czarne charaktery. Nie zrozumcie mnie źle, jest to ogromna poprawa w stosunku do pierwszego sezonu, ale nadal czegoś tutaj brakuje. Whitney Frost jest tak skrajnie przesadzona, że powoli robi się to nudne. Twórcy mogliby pokusić się o klarowniejsze rozrysowanie jej motywacji, które są za bardzo kreskówkowe i zbyt papierowe nawet jak na tę konwencję. Tak samo nie mogę wiele dobrego powiedzieć o Wilkesie, który stał się nudnym statystą niewnoszącym zbyt wiele do ekranowych perypetii. Każde jego zachowanie jest oczywiste, przewidywalne, a przez to też mdłe i nudne. Peggy zasługiwała na lepszy "chwilowy" obiekt uczuć - tutaj mamy po prostu słabą postać, która się nie sprawdza.
Problem jest też z wydarzeniami. Marvel's Agent Carter ogląda się świetnie, emocji nie brakuje, a historia angażuje, ale brakuje tutaj jakiegoś pazura, który wywołałby mimowolne "wow, tego się nie spodziewałem". Weźmy za przykład scenę z ponownym otwarciem wrót do innego wymiaru. To powinna być ważna, emocjonująca i zaskakująca scena, która potrafiłaby zaciekawić czymś nieoczekiwanym, a ostatecznie całość jest zwyczajna, przeciętna i kończy się szybciej, niż się zaczęła. Rozczarowanie.
Marvel's Agent Carter to naprawdę dobry, przemyślany i dopracowany serial, w którym jednak brakuje kropki nad i. Oby w finale ją postawiono, bo przygody Peggy zdecydowanie na to zasługują.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat