Attack on Titan: sezon 2, odcinek 7 – recenzja
Siódmy odcinek Atack on Titan to coś, na co było warto czekać – trzymająca w napięciu akcja w połączeniu z rewelacyjną animacją to przepis na najlepszy epizod sezonu.
Siódmy odcinek Atack on Titan to coś, na co było warto czekać – trzymająca w napięciu akcja w połączeniu z rewelacyjną animacją to przepis na najlepszy epizod sezonu.
Reiner Braun oraz Bertholdt Hoover wkraczają do akcji po dość dziwacznym ujawnieniu swoich intencji. Nie mają już innego wyjścia, jak tylko atakować, próbują więc osiągnąć swój cel, czyli z jakiejś przyczyny porwać Erena. Oczywiście chłopak nie pozwoli na decydowanie za niego, dzielnie staje do walki, starając się pokonać Opancerzonego Tytana. Tymczasem Tytan-Kolos z jakiejś przyczyny zachowuje się dość biernie, pomijając pożarcie Ymir, choć czy rzeczywiście ona zginęła, nie można mieć pewności. Z kolei Mikasa robi wszystko, aby pomóc Erenowi.
To dla takich odcinków ogląda się Attack on Titan – nareszcie doczekaliśmy się przepełnionego brawurowymi walkami sensu, w trakcie którego nawet serce bije mocniej ze strachu o bohaterów. W końcu Opancerzoena do podszkolenia swoich umiejętności – jaki miała w tym cel, skoro to pomoc ofiarowana wrogowi? Do tego przemycono jeszcze jeden pojedynek, a mianowicie Annie kontra Mikasa. Pewnie wielu widzów żałuje, że nie dane im było dowiedzieć się, która z dziewczyn zwyciężyła. Nawet jeżeli to tylko retrospekcja, ich walka musiała być rewelacyjna. Zamiast tego obejrzeliśmy... wrestling w wykonaniu Tytanów. A przynajmniej coś podobnego.
To właśnie walka Erena z Reinerem jest wisienką na torcie tego odcinka. Animacja, gdy Zwiadowcy próbują zaatakować Kolosa, czy efektowne ciosy i przewrotki Erena oraz Opancerzonego chwilami sprawiają, że zapomina się o fabule, a myśli raczej o wspaniałej pracy animatorów. Tak efektownego odcinka jeszcze w tym sezonie nie było. Wrażenie psuje jednak animowany komputerowo Kolosalny Tytan, na którego ruchy wręcz przykro patrzeć. Opancerzonego Tytana na szczęście stworzono tradycyjnie, zresztą jest on wizualnie o wiele mniej skomplikowany od Kolosa. Jednak ręcznie rysowani Zwiadowcy atakujący komputerowego potwora gryzą się ze sobą strasznie, sprawiając wrażenie zderzenia się dwóch różnych anime.
Nie sposób nie uwielbiać bohaterek Attack on Titan. Mikasa po raz kolejny wykazuje się niesamowitymi umiejętnościami. Hange Zoë z kolei po raz kolejny udowadnia, jak świetnym jest dowódcą, a do tego rumieni się, rozmawiając z Erenem w formie Tytana... Równouprawnienie płci w serialach anime to już ogromna rzadkość, a Attack on Titan może poszczycić się właśnie ogromną rzeszą zarówno interesujących bohaterów, jak i heroin. Przemilczeć już należy fakt, że sam Eren nie jest szczególnie skomplikowanym pod względem osobowości bohaterem, ale inne postacie nadrabiają za niego charakterem po wielokroć. Zresztą kiedy jest w formie Tytana, jak w tym odcinku, irytuje jedynie moralizatorskimi stwierdzeniami – swoją drogą bardzo dobrze, że po dumnej i motywującej wewnętrznej przemowie Eren... dostaje solidne cięgi.
Po raz kolejny twórcy serialu okazują się sadystami – gdyby ten odcinek trwał choć sekundę dłużej, wszyscy bylibyśmy mądrzejsi. Za każdym razem ma się wrażenie, że gorszego cliffhangera już nam japońscy animatorzy nie zafundują, a tu proszę – czekajcie tydzień, nic więcej nie dostaniecie... No to czekamy.
Źródło: zdjęcie główne: Wit Studio
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1974, kończy 50 lat