Banishers: Ghosts of New Eden - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 13 lutego 2024DON'T NOD po raz kolejny zdecydowało się na zmianę klimatu. Nie zmieniło się natomiast jedno – w Banishers: Ghosts of New Eden gracze ponownie muszą szykować się na wiele wyborów moralnych.
DON'T NOD po raz kolejny zdecydowało się na zmianę klimatu. Nie zmieniło się natomiast jedno – w Banishers: Ghosts of New Eden gracze ponownie muszą szykować się na wiele wyborów moralnych.
Banishers: Ghosts of New Eden to najnowsze dzieło francuskiego studia DON'T NOD. Tym razem autorzy zabierają graczy w mroczną podróż do XVII wieku i pod płaszczykiem paranormalnej historii o duchach serwują opowieść o życiu, śmierci, miłości i stracie, a wszystko to w akompaniamencie wielu trudnych decyzji moralnych, nad którymi czasami sam musiałem zatrzymać się na dłużej.
Miłość silniejsza niż śmierć
Red mac Raith i Antea Duarte to para łowców duchów i kochanków zarazem, których "służbowa" podróż doprowadza do miasteczka New Eden w Ameryce Północnej. Mieszkańcy zmagają się z potężnym Koszmarem – zjawą, która mąci im w głowach i nasyła na nich przerażające sny. Podczas konfrontacji z duchową istotą Antea umiera, ale na tym jej droga się nie kończy. Kobieta nadal towarzyszy swojemu ukochanemu jako widmowa postać, a jej dalszy los zależeć będzie od podejmowanych w toku rozgrywki decyzji. W zależności od tego, co zrobi Red, Antea będzie mogła zostać odesłana na tamten świat lub wskrzeszona. To drugie będzie jednak wiązało się z ogromnym kosztem...
Francuzi z DON'T NOD znani są przede wszystkim z opowiadanych przez nich historii. Nie inaczej jest w tym przypadku. Zdecydowanie to opowieść gra tutaj pierwsze skrzypce i jest głównym motorem napędowym całej produkcji. Twórcy zgrabnie połączyli ze sobą elementy akcji, horroru i romansu w intrygującą mieszankę, dzięki czemu wydarzenia śledzi się z zaciekawieniem. Tym większym, że mamy na nie wpływ poprzez podejmowanie pewnych decyzji w toku rozgrywki.
Życie dla żywych, śmierć dla umarłych
Wspólna podróż Reda i Antei zabierze ich w różne miejsca, w których zmierzą się z wieloma niebezpiecznymi przeciwnikami. System walki, jak wspominałem już w tekście z wrażeniami z wczesnej wersji, przypomina ten z nowszych odsłon serii God of War. Podobieństw można doszukać się zarówno w sposobie prezentacji akcji (podobnie umieszczona kamera czy wskaźnik informujący o kierunku nadchodzących ataków), jak i mechanice. Podczas starć możemy przełączać się między parą bohaterów, a każda z postaci dysponuje innymi zdolnościami i lepiej sprawdza się w określonych sytuacjach. Red uzbrojony jest w broń białą i palną, a Antea korzysta ze swoich nadnaturalnych umiejętności.
W bardzo ciekawy sposób wykorzystano fakt, że mierzymy się tutaj z duchami. Mogą one bowiem przejmować znajdujące się w okolicy martwe ciała. Jeśli do tego dopuścimy, czekać nas będzie więcej roboty, bo najpierw będziemy musieli zniszczyć fizyczną skorupę, a dopiero później rozprawić się z "zamieszkującym ją" widmem. Warto mieć to na uwadze i starać się, przynajmniej w miarę możliwości, nie dopuszczać do opętania.
Nie zabrakło również możliwości ulepszania wyposażenia oraz drzewka talentów, w którym zdobywamy nowe zdolności. Dostępnych opcji nie ma jednak zbyt wielu – daleko temu do wspomnianych już przygód Kratosa, a przez to walka dość szybko się nudzi. Ciekawiej robi się dopiero w późniejszych, nieco bardziej wymagających etapach, podczas opcjonalnych wyzwań (z wyższym poziomem trudności) i potyczek z bossami. Cieszy natomiast fakt, że punkty zdolności możemy niemal w dowolnym momencie zresetować i przypisać do czegoś innego. Zachęca to do eksperymentowania, poszukiwania optymalnego stylu zabawy.
Poza walką na dwójkę pogromców duchów czeka także sporo eksploracji. Choć DON'T NOD nie zaserwowało w pełni otwartego świata, to półotwarte lokacje są dość rozległe i ukryto w nich sporo opcjonalnych aktywności. Natrafimy na nieobowiązkowe zadania do wykonania czy poukrywane skarby. Warto przy tym zaznaczyć, że nie wszystkie miejsca dostępne są przy pierwszej wizycie, także osoby, które chcą ukończyć Banishers w stu procentach, będą musiały nastawić się na nieco backtrackingu.
Eksplorację i starcia dopełniają też logiczne zagadki, które nie odbiegają od standardów znanych z innych, przygodowych gier akcji. Czasami musimy przesunąć jakiś przedmiot, innym razem aktywować przełącznik, by otworzyć sobie dalsze przejście. Nie jest to może zbyt wyszukane, ale dobrze sprawdza się jako przerywnik, a przy okazji dobrze wpisuje się w motyw współpracy obojga kochanków znajdujących się po dwóch stronach bariery między życiem i śmiercią. Czasami będziemy musieli bowiem zestrzelić linę, korzystając z muszkietu dzierżonego przez Reda, a innym razem odsłonić "duchowe" symbole, a tego już może dokonać wyłącznie Antea.
Trudne sprawy
W moim odczuciu jedną z najciekawszych rzeczy w Banishers: Ghosts of New Eden są tak zwane "przypadki nawiedzenia". W największym skrócie można określić to mianem paranormalnych śledztw. Odkrywamy kolejne ślady i poszlaki, przepytujemy mieszkańców i staramy się dowiedzieć więcej na temat sytuacji, która ich spotkała. Twórcom udało się sprawić, by tego typu zadania były angażujące i (w większości przypadków) dość nieprzewidywalne.
Z tego typu sprawami związane są również wybory moralne, a więc coś, co od lat jest jedną z wizytówek francuskiego studia. I tutaj, przynajmniej moim zdaniem, wynieśli oni to na zupełnie nowy poziom. Choć od samego początku możemy łatwo ocenić, które z decyzji będą prowadzić do "dobrego", a które do "złego" finału, to już wybory przy konkretnych sprawach nie są takie zero-jedynkowe, jak mogłoby się wydawać. Sam zdecydowałem się dążyć do "dobrego zakończenia", ale w kilku przypadkach miałem poważne wątpliwości przy decydowaniu się na konkretne opcje. Uważam to za sporą zaletę, bo naprawdę niewiele było gier, przy których miałbym aż takie dylematy.
Ghosts of New Eden, w odróżnieniu od poprzednich dzieł francuskiego studia, ukazało się wyłącznie na PC oraz konsolach obecnej generacji – PS5 i Xbox Series X|S. Twórców nie ograniczała więc moc starszych urządzeń i da się to odczuć. To bez wątpienia najładniejsza produkcja tej ekipy deweloperów, choć idealnie nie jest – niektóre animacje wyglądają dość sztywno, a mimika odstaje od największych współczesnych hitów. Gdy grałem na PlayStation 5 w trybie wydajności, dało się czasami odczuć problemy z płynnością. Bolączki te nadrabia jednak mroczna atmosfera, potęgowana dodatkowo przez klimatyczną muzykę i udane aktorstwo.
Banishers: Ghosts of New Eden może i nie zawsze w 100% sprawdza się jako przygodowa gra akcji, bo podczas zabawy można odnieść wrażenie, że wszystko to widzieliśmy w wielu innych produkcjach. Jednak bohaterowie i historia, na której przebieg mamy wpływ, sprawiają, że chce się spędzać czas w tym świecie. Jesteśmy ciekawi, jakie konsekwencje przyniosą nasze czyny i wybory.
Plusy:
+ ciekawa historia;
+ świetny klimat;
+ trudne wybory moralne.
Minusy:
- nierówna oprawa;
- niezbyt odkrywczy gameplay;
- problemy z płynnością.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat