Bastion: odcinek 4 - recenzja
Nowy odcinek Bastionu ma swoje momenty, jednak po raz kolejny posiada spore błędy narracyjne. Oceniam.
Nowy odcinek Bastionu ma swoje momenty, jednak po raz kolejny posiada spore błędy narracyjne. Oceniam.
W Bastionie społeczność Boulder gromadzi się na pierwszym zebraniu, na którym są poruszane najważniejsze sprawy miasteczka, w tym kwestia przywrócenia prądu. Stu, Nick, Glen, Larry i Frannie w związku ze sprawą Randalla Flagga postanawiają wybrać trzy osoby z mieszkańców Boulder, aby udali się do Las Vegas i szpiegowali grupę złoczyńcy. Do zadania zostają powołani Dayna, Sędzia Harris i Tom. W tym czasie Nadine za namową Flagga udaje się do Harolda, aby zdobyć jego zaufanie i pomoc w misji zabicia pięciorga wybrańców Matki Abigail.
W poprzednich recenzjach pisałem o narracyjnym chaosie, który jest spowodowany mieszaniem planów czasowych. W tym odcinku nie przeszkadzało to tak bardzo, wszystko płynniej się ze sobą zazębiało. Jednak w epizodzie wyszło, dlaczego złym sposobem było prowadzenie fabuły na dwóch planach zamiast liniowo. Najlepszym przykładem jest tutaj Nick Andros, którego kilka scen z retrospekcji pokazano nam w nowym odcinku. I niestety wątek dotyczący tego, jak trafił do Boulder, potraktowano bardzo skrótowo, bez zbytniego zagłębienia się w jego relację z Tomem. Tutaj bardzo szybko odnalazł Matkę Abigail, a i w teraźniejszych aspektach fabuły nie jest on jakąś ważną postacią w tym momencie. Co ciekawe w powieści jest jednym z najważniejszych bohaterów. Niestety, widać w 4. epizodzie, że scenarzyści na razie po macoszemu traktują jego obecność w serialu.
To samo tyczy się postaci Nadine. W serialu otrzymaliśmy na razie tylko kilka strzępków dotyczących jej wątku, podróży z Larrym i jej relacji z Randallem. Szkoda, bo to negatywnie odbija się na aspekcie fabuły dotyczącym tej postaci. I właśnie ta strzępkowa, pełna luk narracja jest temu w większości winna. W tym momencie Nadine jest słabo napisaną antagonistką, której motywacje są kompletnie niezrozumiałe, tak samo jak jej nagła metamorfoza z interesującej bohaterki w pełen kiepskich cech czarny charakter. Na tym wszystkim traci również Harold, który w 1. odcinku był świetnie zapowiadającą się postacią, jednak w najnowszym epizodzie został bezbarwnym, zupełnie pozbawionym charakteru bohaterem, którego bardzo łatwo zapomnieć zaraz po obejrzeniu serialu. W tym momencie jest on raczej przerysowaną karykaturą tego dobrze interesującego złoczyńcy.
Jedynym plusem wydaje się, że jakoś ukształtowano już pozycję głównych bohaterów, pięciorga wybrańców Matki Abigail. Scenarzyści w końcu umieścili ich odpowiednio na szachownicy w teraźniejszym planie czasowym. W nowym odcinku wreszcie zostali ukazani jako taki spójny kolektyw, który potrafi działać razem, prowadzić mieszkańców Boulder i podejmować trudne decyzje, jak ta z wysłaniem trojga swoich przyjaciół do szpiegowania Randalla. Szkoda tylko, że w epizodzie nie pokazano w kontrze do nich tej drugiej, mrocznej strony konfliktu, czyli grupy Flagga. Wyjątkiem jest Julie Lowry, którą krótko, ale bardzo dobrze sportretowała Katherine McNamara, nieźle ukazując psychopatię tej dziewczyny. Jak na razie nie czuć atmosfery grozy związanej z konfliktem dobra ze złem. Jednak zapewne za chwilę to się zmieni.
Nowy odcinek Bastionu ma kilka dobrych rozwiązań, szczególnie jeśli chodzi o teraźniejszy wątek w Boulder, jednak nadal brakuje czegoś, co potrafiłoby przyciągnąć przed ekran. W tym momencie o wiele bardziej polecam sięgnąć po fantastyczny literacki oryginał.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat