Glina to czwarty, a zarazem ostatni tom serii Batman – Mroczny Rycerz z Nowego DC Comics. Etatowy scenarzysta serii, Gregg Hurwitz, serwuje nam chwilami makabryczną opowieść koncentrującą się wokół zaciętej konfrontacji Człowieka Nietoperza ze zmiennokształtnym szaleńcem. Amerykański scenarzysta pokazuje nam tutaj dramatyczne narodziny Clayface’a, a także gościnny występ Man-Bata i Pingwina. Niestety nie uświadczymy tu większych powodów do radości.
Tytułem przypomnienia: cykl Mroczny Rycerz miał na celu zaprezentowanie słynnych przeciwników Batmana w jeszcze mroczniejszym świetle. We wspomnianym projekcie chodziło przede wszystkim o stworzenie mrożących krew w żyłach thrillerów, pełnych apetycznych twistów fabularnych, wiarygodnych postaci i soczystych dialogów. Pomysł okazał się mocno chybiony, a powyższe elementy uświadczyliśmy jedynie w dobrym drugim tomie pt. Batman: The Dark Knight - Cycle of Violence. W owym komiksie Hurwitz przedstawił makabryczną przypowieść o szaleństwie, w której pierwsze skrzypce odgrywał opętany Strach na Wróble. W trzecim tomie serii (Batman: The Dark Knight #3 Mad) otrzymaliśmy natomiast momentami interesującą genezę Szalonego Kapelusznika oraz tragiczne skutki jego psychopatii.
PoczątekThe Dark Knight #4: Clay wypada nader obiecująco. Zmęczony życiem, sfrustrowany komisarz Gordon dokonuje bezdusznej egzekucji na groźnych napastnikach. Przebywający na miejscu zbrodni Batman nie może uwierzyć własnym oczom. Jego bliski współpracownik, ostoja moralności i praworządności, dokonał czynu karygodnego. Szybko wychodzi prawda odnośnie brutalnego morderstwa i tożsamości uzurpatora. Niestety jest to wyłącznie przebłysk oryginalności – opowieść jest bardzo schematyczna, przewidywalna i zwyczajnie w świecie nudna.
Główną wadą niniejszego dzieła jest (zakończona spektakularną porażką) próba odświeżenia wizerunku Clayface’a i nadania jego postaci krztyny dramatyzmu. Miernie wypada historia aktora filmów grozy, Basila Carlo. Jego niebywała zdolność zmiany twarzy i oblicza doprowadziła go na skraj szaleństwa, przeobrażając jednocześnie jego ciało w zdeformowane monstrum. Hurwitz odwołuje się tu do naturalnej potrzeby przynależności, poklasku i desperackich aktów poszukiwania zrozumienia oraz przyjaźni. Wszystkie elementy opowieści – łącznie ze słabą warstwą graficzną Alexa Maleeva – zupełnie do siebie nie pasują i rażą wtórnością. Na dokładkę otrzymujemy dwie równie przeciętne nowele: pozbawioną słów historię Pozbawieni prawa głosu – chybiony głos w sprawie wykorzystywania imigrantów, a także walkę Człowieka Nietoperza z Man-Batem. Słowem: kolejny zawód wśród komiksów z Nowego DC Comics.
Rzeczonego albumu nie ratują również ilustracje. Kreska Maleeva jest nazbyt chaotyczna, uproszczona i pozbawiona przysłowiowego pazura, a grafiki Alberto Ponticelliego nie oddają cierpienia i tragedii pokrzywdzonych jednostek wykorzystywanych przez chciwego Pingwina. Najlepiej wypadają rysunki Ethana Van Scrivera, zwłaszcza w momentach ataków krwiożerczego Man-Bata (dwustronicowy kadr przedstawiający bestię w pełni okazałości). Najmocniejszym punktem pozostaje okładka Gliny oraz dobrze dobrane mroczne barwy.
Niech za podsumowanie owego komiksu posłuży kadr, na którym Batman uderza Gordona w twarz otwartą dłonią, sprawdzając tym samym czy nie ma przypadkiem do czynienia z Clayface'em. Mówiąc wprost: Batman zawodzi!