Batwoman: sezon 2, odcinek 1 - recenzja
Nowa Batwoman stoi przed wielkim wyzwaniem. Czy jest szansa, że 2. sezon może wyjść na prostą i po fatalnej pierwszej serii zrobić dobrą rozrywkę? Oceniam ze spoilerami premierę, która dostępna jest już na HBO GO.
Nowa Batwoman stoi przed wielkim wyzwaniem. Czy jest szansa, że 2. sezon może wyjść na prostą i po fatalnej pierwszej serii zrobić dobrą rozrywkę? Oceniam ze spoilerami premierę, która dostępna jest już na HBO GO.
Premiera 2. sezonu Batwoman jest strasznie chaotyczna. Twórcy stają na głowie, by rzetelnie przedstawić nową fabułę, ale jednocześnie zakończyć wątki z pierwszego. To jest główny problem odpowiadający za bałagan w odcinku, ponieważ przez to nowa historia nie może dobrze wybrzmieć, a motywy z poprzedniej są kończone na szybko i po łebkach. Lepszą decyzją byłoby zrezygnowanie z tych opcji i wprowadzenie przeskoku w czasie, który umożliwiłby poukładanie elementów układanki. Ma to też kluczowe znaczenie dla nowej wizji, której nie da się ocenić po tym odcinku.
Można natomiast wydać werdykt dotyczący głównej bohaterki. Kate Kane grana przez fatalną Ruby Rose była najsłabszym elementem pierwszego sezonu. Casting był nietrafiony, a aktorka nie miała charyzmy ani podstawowych umiejętności ukazujących emocje na ekranie. Często w kluczowych momentach kładła sceny z potencjałem. Ryan Wilder grana przez Javicie Leslie to kompletnie inna bajka. Leslie w odróżnieniu od Rose to profesjonalna aktorka, więc w wielu scenach, nawet takich prostych, jest w stanie ukazywać emocje, które przekonują. Do tego dochodzi całokształt Ryan Wilder, która jest totalnym przeciwieństwem nudnej Kate Kane, a to buduje od razu potencjał na historię w stylu od zera do bohaterki. To może być jeden z lepszych wątków tego sezonu. Jednocześnie jednak budowanie tej różnicy jest bardzo łopatologiczne, gdyż twórcy za wszelką cenę starają się pokazywać Ryan jako czarnoskórą kobietę pokrzywdzoną przez los i amerykańską rzeczywistość. Jej przemowa o tym, że jest jedynie statystyką dotyczącą Afroamerykanów, dość wyraźnie na to wskazuje, a niestety zamiast uderzać w emocjonalne tony wypada to dość karkołomnie, wręcz kiczowato. To zbyt jednowymiarowe i nie ma odpowiedniego wydźwięku. Co nie zmienia faktu, że gdy Ryan mówi o tym, iż nie jest symbolem, można domniemywać, że tego typu motywy nie będą wałkowane w tym sezonie z korzyścią dla bohaterki i jej historii. Koniec końców jednak na tym etapie Batwoman wiele zyskuje, bo Javicia Leslie wzbudza sympatię, dobrze akcentuje emocje. Po prostu czuć, że to aktorka z potencjałem, który - jeśli twórcy mają pomysły - 2. sezon może wykorzystać. Ta poprawa jest mile widziana.
W wątku Ryan są uproszczenia, które pozostawiają wiele do życzenia. Choćby motyw odkrycia kostiumu Batwoman we wraku samolotu czy następnie jego wykorzystanie. Z jednej strony Leslie jest nawet bardziej przekonująca niż Rose, bo sama trenuje sztuki walki, a wyjaśnienie, że Wilder zawodowo się tym zajmowała, buduje jakąś dozę wiarygodności. Z drugiej strony dziwna sytuacja pojawiła się w kontakcie ze zbirami, bo kostium superbohaterki zaczął jakby żyć własnym życiem. Nigdy nie sugerowano, że jego funkcje mogą być włączane nieświadomie, więc ta scena wydaje się naciągana i niepotrzebna. W tym aspekcie jest jednak dość istotny bonus: Ryan nie wie, jak korzystać z kostiumu, więc popełnia wiele błędów, czyli dostajemy coś, czego z Kate nie widzieliśmy, bo weszła w rolę superbohaterki łatwo. Obie panie mogą mieć umiejętności, ale stawanie się Batwoman nie powinno być scenariuszowym uproszczeniem.
Najsłabszymi elementami są te, które bezpośrednio wychodzą od beznadziejnego finału pierwszego sezonu. Jestem przekonany, że historia fałszywego Bruce'a Wayne'a była szykowana jako duży wątek 2. sezonu, ale plany zostały całkowicie zmienione przez kwestię Ruby Rose. Dlatego też ta historia rozgrywa się banalnie, skrótowo - pełno w niej dziur i uproszczeń, a ostatecznie zostaje zakończona tak szybko, że nie ma to żadnego sensu i znaczenia. Wiemy, że końcówka 1. sezonu Batwoman sugerowała coś zupełnie innego, więc ten dysonans będzie odczuwalny. Jednocześnie odczułem ulgę, bo wątek był niedorzeczny od samego początku jego pojawienia się, więc szybkie jego zakończenie daje szansę wprowadzenia nowych, być może lepszych pomysłów. To właśnie w tym miejscu leży szansa na wyrwanie Alice z mielizn stereotypu psychopatki, w który została wepchnięta przez relację z Kate. Z jednej strony nadal jest tą złą i stanowi cel dla Ryan, ale działa to na zupełnie innych zasadach i nie jest tak niedorzeczne jak siostrzana relacja kobiet, które praktycznie się nie znają. Z drugiej strony postawienie Alice na kursie kolizyjnym z głównym czarnym charakterem 2. sezonu sprawia, że jej rola staje się zupełnie inna. Być może jest to sugestia próby przemiany w antybohaterkę? Ma potencjał. Jednocześnie jest w tym banał w postaci Alice mówiącej ojcu, że Kate to Batwoman. Wymuszone i pozbawione emocji, a wręcz marnujące to, co tego typu rewelacja powinna zrobić.
Batwoman notuje poprawę dzięki nowej bohaterce, której relacje z innymi mają więcej sensu i potencjału niż w przypadku Kate. Tajemnica zniknięcia panny Kane zostawia furtkę na dalsze odcinki i może być interesująca. Przez kończenie beznadziejnych wątków z pierwszego sezonu nie da się jeszcze ocenić, czy scenariuszowo druga seria ma szansę dać solidną rozrywkę. W końcu sama zmiana głównej bohaterki na ciekawszą to nie wszystko, co jest potrzebne temu serialowi.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat