Cały on - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 27 sierpnia 2021Cały on to nowa odsłona filmu Cała ona z 1999 roku. Tym razem metamorfozie ulega nie dziewczyna, a chłopak. Czy Netflixowi udało się stworzyć godny remake?
Cały on to nowa odsłona filmu Cała ona z 1999 roku. Tym razem metamorfozie ulega nie dziewczyna, a chłopak. Czy Netflixowi udało się stworzyć godny remake?
Historia w filmie Cały on jest dość prosta. W jednej z amerykańskich szkół średnich zbliża się doskonale znany nam z innych produkcji tego typu bal. W międzyczasie szkolna gwiazda Padgett (Addison Rae) zostaje zdradzona przez swojego chłopaka, a filmik z całego zajścia staje się hitem w Internecie. Padgett jest załamana, bo nie dość, że stała się pośmiewiskiem, to jeszcze straciła ważną współpracę z marką Jessiki Miles Torres, graną przez – uwaga! – Kourtney Kardashian. Dziewczyna, aby odzyskać dobre imię w sieci, decyduje się odmienić los szkolnego przegrywa i uczynić go królem balu. Ta zaszczytna rola przypada Cameronowi (Tanner Buchanan), który pomimo początkowych nieufności poddaje się urokowi dziewczyny.
Film jest absolutnie słodki, kolorowy i banalny. Schemat goni schemat. Jeśli widzieliście choć jeden film stworzony dla nastolatek, to całą fabułę będziecie mogli przewidzieć po 15 minutach seansu. Zero zaskoczeń, ale powiedzmy sobie szczerze – czy ktokolwiek obstawiał, że ten film będzie czymś wybitnym? Nie sądzę.
Cały on obfituje w zdobycze XXI wieku. Mamy tu w końcu do czynienia z prawdziwą influencerką, która po przebudzeniu nakłada korektor na cienie pod oczami i pudruje nosek, a potem znów wskakuje do łóżka, wyciąga telefon i odpala transmisję live, tłumacząc, że dopiero co otworzyła oczy. Smartfony są tu wszechobecne i rejestrują każdy ruch. Temat popularności internetowej i tego, z czym ona się wiąże (głównie fałszem), jest tu dość mocno uwypuklony. Można to pochwalić ze względu na to, że jeśli film obejrzą młodsze osoby, to pojawi się u nich taka myśl, iż ich internetowi ulubieńcy być może również nie są tacy idealni, na jakich się kreują. Starsi widzowie raczej machną na to ręką, bo dla nich będzie to wniosek oczywisty.
W produkcji mamy do czynienia z metamorfozą. Jak możemy się spodziewać, z brzydkiego kaczątka ktoś tutaj przemieni się w łabędzia. Wspomnianym kaczątkiem jest tym razem Connor. Nierozstający się z aparatem fotograficznym outsider. Do zainteresowania fotografią dorzućmy kilkudniowy zarost, dłuższe włosy, luźne ubrania i zamiłowanie do undergroundowej muzyki. Oto najbardziej typowy z typowych „brzydkich i niefajnych” ludzi! Naprawdę zaskakuje mnie, jak z przystojnych aktorów robi się szkolnych luzerów. Brakowało tylko tego, aby jeszcze mu założyli okulary na nos, które w finałowej przemianie porzuci na rzecz soczewek, bo przecież okulary są not cool. Tak samo jak dłuższe włosy i fotografia. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak buduje się takie postacie? Nie chodzi tylko o „niefajny” wygląd, ale i o „niefajne” pasje. Szkolne gwiazdy grają w drużynie sportowej, przegrywy spędzają czas z kółkiem teatralnym, w pracowni plastycznej lub ciemni fotograficznej. Oto sposób, w jaki Hollywood buduje poczucie przynależności i własnej wartości u najmłodszych widzów.
Jeśli o samych bohaterów chodzi – główną parę patrzy się dosyć trudno. Buchanan, który ma już kilka produkcji na swoim koncie, jako tako daje radę, choć widać, że postać cynicznego nastolatka, to nie jest rola, w której czuje się najlepiej. Rae jest natomiast mocno przeciętna. Warto wspomnieć, że dla Addison Rae ten film jest pierwszą rolą w jej karierze, a dziewczyna nie jest aktorką, tylko… tiktokerką. I tak to właśnie wygląda, kiedy Internet wchodzi do filmu. Pomiędzy parą nie ma absolutnie żadnej chemii i jedyne, co przyciąga uwagę, to ich śnieżnobiałe, idealnie równe zęby. Wcale nie zazdroszczę, a skąd ten pomysł!
Myślę, że tę produkcję na spokojnie możemy traktować jako osobny byt. Nie ma potrzeby, aby łączyć to dzieło z poprzednikiem z 1999 roku. Filmy powstały w tak różnych czasach, że przyrównywanie ich do siebie będzie mocno naciągane.
Cały on jest niczym innym jak filmem, który na spokojnie mógłby polecieć w sobotnie popołudnie na Disney Channel. To właśnie tam jest jego grupa docelowa. Dorosły i świadomy widz nie ma czego w nim szukać. No, chyba że zagracie ze znajomymi w drinking game i będziecie pić shota za każdym razem, jak pojawi się jakiś banał znany tylko z komedii romantycznych. Wiecie, chłopak przyjeżdża do dziewczyny na rumaku itp. Wtedy to może mieć sens, ale i tak niczego nie obiecuję.
Poznaj recenzenta
Klaudia DzięgielKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat