Capone – recenzja filmu
Tom Hardy jako Al Capone w filmie wyreżyserowanym przez Josha Tranka. Czy to miało prawo się udać? Przeczytajcie naszą recenzję.
Tom Hardy jako Al Capone w filmie wyreżyserowanym przez Josha Tranka. Czy to miało prawo się udać? Przeczytajcie naszą recenzję.
Reżyser i scenarzysta Josh Trank, którego Fantastyczna Czwórka w 2015 została okrzyknięta – zarówno przez dziennikarzy, jak i fanów – najgorszym filmem roku, postanowił udowodnić wszystkim, że był to tylko wypadek przy pracy, spowodowany zbytnią ingerencją ludzi ze studia. Zamknął się więc w swoim biurze i zaczął pisać scenariusz o ostatnim roku życia najsłynniejszego amerykańskiego gangstera – Ala Capone (Tom Hardy). Pomysł ciekawy.
Trank, w odróżnieniu od innych twórców, wychodzi z założenia, że wszyscy znamy historię króla przestępczego światka z Chicago, więc nie będzie jej znów przypominać. Skupia się na tym, jak pobyt w więzieniu zniszczył tego niegdyś twardego Włocha, który w wieku 47 lat wygląda na 80 i cierpi na demencję. Jego umysł jest w totalnej rozsypce. A do tego jego luksusowe życie zaczyna się rozpadać, bo fundusze, jakie udało się uchować przed skarbówką, właśnie się skończyły. By utrzymać rodzinę i ogromną posiadłość, gangster musi zacząć wyprzedawać swój majątek. No chyba że przypomni sobie, gdzie schował 10 milionów dolarów zgromadzonych na czarną godzinę. Szuka ich niestety nie tylko jego rodzina, ale także FBI, skorumpowany lekarz (Kyle MacLachlan) opiekujący się mafiosem oraz jego dawny znajomy Johnny (Matt Dillon). Problem polega na tym, że Capone przez większość czasu nie ma kontaktu z rzeczywistością. Błądzi pomiędzy wspomnieniami swoich najbardziej krwawych przeżyć, a gdy już ma przebłyski świadomości, to popada w paranoję, widząc wszędzie agentów FBI.
Capone to istny popis talentu aktorskiego Toma Hardy'ego, który jak zwykle przechodzi sam siebie w kreowaniu postaci. Ten brytyjski aktor nie uznaje półśrodków. Jak już angażuje się w jakiś projekt, to całym sobą, co zresztą pokazał nam chociażby w Legend. Jego mamrotanie, kompulsywne krzyczenie po włosku, przekrwione oczy i cygaro z marchewki łączą się w bardzo realistyczny obraz obłędu. Moim zdaniem jest to najlepsza kreacja Hardy’ego od lat. Szkoda jednak, że oprócz niego nie ma w tym filmie nic wartego uwagi. Reżyser kompletnie nie wykorzystuje tego, że na planie ma jeszcze Matta Dillona, Kyle’a MacLachlana czy też Lindę Cardellini. Wszyscy oni przewijają się przez ekran, ale nie mają kompletnie nic do zaoferowania. Jakby reżyser po prosty potrzebował statystów ze znanymi twarzami. Widz szybko zapomina, że w ogóle widział ich w tym filmie.
Jedno jest pewne, takiego Ala Capone nigdy nie widzieliśmy i długo go nie zapomnimy. Jest to niestety popis jednego aktora, który przyciąga naszą uwagę swoją grą, ale brak tu jakiegokolwiek scenariusza. Panuje chaos narracyjny. Jeśli główny punkt stanowi tutaj zmuszenie gangstera, by wyjawił, gdzie ukrył swoją fortunę na czarną gadziną, to ta część fabuły ginie w natłoku jego szaleńczych wizji. Do tego Trank niepotrzebnie dorzuca nam dodatkowe fakty, jak choćby syna Ala z nieprawego łoża, który tak naprawdę do niczego nie prowadzi, oprócz pokazania, że ten niegdyś wielki gangster ma pewne wyrzuty sumienia.
Josh Trank bardzo chciał nakręcić film o swoim ulubionym gangsterze i to mu się udało, ale to niestety jego jedyny sukces. Twórca wiele nam obiecywał w zwiastunie i wywiadach, które udzielił w czasie kręcenia filmu, ale niestety kompletnie zawodzi. Jakby liczył, że pokazanie umęczonego życiem Capone, który robi pod siebie lub biega w szlafroku i wielkiej pielusze ze złotym karabinem maszynowym, wystarczy, by widzowie piali z zachwytu. Potrzebna jest jeszcze historia. Z przykrością stwierdzam, że Fantastyczna Czwórka nie była wypadkiem przy pracy, a jedynie zwiastunem tego, że Trank stracił wyczucie i staje się słabym reżyserem. Może i ma ciekawe pomysły, ale nie potrafi ich pokazać na ekranie. Gubi się w swoich wizjach.
Jak już pisałem – Capone to popis jednego aktora. To jednak nie wystarcza, by utrzymać naszą uwagę przez prawie dwie godziny seansu. Choć Tom Hardy robi wszystko, co w jego mocy, by tak się stało. Szkoda.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat