Cash Out - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 21 listopada 2024Cash Out z Johnem Travoltą zapowiadał się jako pełen dynamicznej akcji heist movie. Czy w praktyce wyszło podobnie?
Cash Out z Johnem Travoltą zapowiadał się jako pełen dynamicznej akcji heist movie. Czy w praktyce wyszło podobnie?
Cash Out to historia Masona Goddarda, profesjonalnego złodzieja i lidera zespołu przestępców, którzy specjalizują się w widowiskowych napadach oraz kradzieżach luksusowych samochodów i pieniędzy. Pewnego dnia Shawn, brat Masona, sam podejmuje decyzję o skoku na bank, skuszony perspektywą złupienia ściśle strzeżonej skrytki. Sprawy jednak szybko wymykają się spod kontroli, a Goddard musi interweniować osobiście, by pomóc przyjaciołom w potrzebie. W tym samym czasie przed placówką banku zjawia się FBI, a wśród umundurowanych jest Amelia Decker, negocjatorka i była dziewczyna mężczyzny. W roli głównej występuje John Travolta, któremu towarzyszą między innymi: Kristin Davis, Lukas Haas czy Noel Gugliemi. Reżyserem jest Randall Emmett, który ma na koncie wiele filmów akcji klasy B – spieszę poinformować, że ta również może być zaklasyfikowana właśnie do tego grona.
Produkcja zawiera wszystko, czego można oczekiwać od typowego heist movie – grupkę przestępców, symboliczne grono zakładników i przedstawiciela banku trzymanego przez złoczyńców na muszce. Po drugiej stronie barykady jest policja, która porozumiewa się ze złodziejami na odległość. Problemy stawiane przed bohaterami są dokładnie takie, jakich się spodziewaliśmy – kłopoty techniczne, alarm, nieposłuszeństwo zakładników, ostre działania służb. W tej kwestii historia nie zaskakuje absolutnie niczym i toczy się bardzo przewidywalnie. Stawkę podbija fakt, że do negocjacji wystawiono byłą dziewczynę głównego bohatera, co generuje wątek romantyczny – nieszczególnie wysokich lotów i zupełnie niewiarygodny. Można jednak przymknąć na to oko, ponieważ film nawet nie próbuje udawać, że jest czymś poważnym. Od samego początku czuć, że tak naprawdę mamy do czynienia z głupiutką komedią na rozluźnienie. O ile tylko podejdziemy do tematu w ten sposób, seans może okazać się niegroźny, a momentami nawet zabawny.
Przez to, że twórcy spuścili z tonu, historia zyskuje parę plusów. Przede wszystkim nie jest tak typowo, jak to często bywa w akcyjniakach o napadach na banki – film jest dużo lżejszy i zabawniejszy. Nie ma zbędnego ciężaru emocjonalnego ani trudnych kwestii moralnych, wszystko jest utrzymane w żartobliwym i pozytywnym tonie, co uważam za fajne i całkiem oryginalne podejście do tematu. Dużym źródłem tej filmowej beztroski jest sam Travolta, który dobrze się bawi na ekranie. Jego bohater jest sympatyczny, zaskakująco pomocny i wyrozumiały, a przecież nie jest to standard w tego typu kinie. Z technicznego punktu widzenia jest typowo, bo poza jednym pokazem pirotechnicznym nie ma tu żadnych wymagających scen, a większość fabuły rozgrywa się w czterech ścianach banku. Całości towarzyszy dużo muzyki, która czasem niepotrzebnie dominuje i tworzy wrażenie sztuczności – mogłoby być jej trochę mniej.
Jeśli zaś chodzi o logikę i wiarygodność wydarzeń, historia w żaden sposób się nie broni. Wątek miłosny jest maksymalnie naciągany, a momentami wręcz absurdalny. Aby podkręcić napięcie, twórcy na pewnym etapie wprowadzają dodatkowe zagrożenie w postaci wpływowego właściciela obrabianej przez złodziei skrytki. Jest on jednak takim widmem, bo nigdy nie przechodzi do bezpośredniego działania. Trochę szkoda, bo wprowadzenie tej postaci prawdopodobnie fajnie pociągnęłoby całą historię. Niestety muszą nam wystarczyć suche negocjacje i bunt zakładników, co oczywiście rozgrywa się przewidywalnie i sztampowo. W obsadzie (poza Travoltą) trudno kogokolwiek wyróżnić na plus. Davis, wcielająca się w rolę negocjatorki, jest sztuczna i nie budzi żadnych emocji, a jej relacja z głównym bohaterem jest pozbawiona chemii. O ile zachowanie kobiety za czasów infiltrowania przez nią grupy przestępczej da się uzasadnić, o tyle dalszych działań zupełnie nie. Wśród złodziejaszków wyróżnia się przede wszystkim Shawn (Haas), czyli główny troublemaker. Jest bratem głównego bohatera, ale finalnie ten fakt nie ma żadnego znaczenia. Poza nim w grupie jest też paru osiłków i geniuszka od programowania, co jest bardzo typowe i namiętnie wykorzystywane w tego typu historiach (bez takich postaci chyba żaden poważny napad nie mógłby się udać. A przynajmniej tak chyba myśli duża część filmowców). Wszyscy bohaterowie są rozpisani bardzo słabo, pozostawiają dużo do życzenia i tym samym nie budzą żadnych emocji. Trudno nawet kibicować tej grupie w przedsięwziętej przez nią misji. Fakt, że postacie są płaskie, może wynikać również z wyjątkowo krótkiego czasu trwania filmu. Całość zamyka się w niecałe półtorej godziny, a to zdecydowanie za mało, by należycie przedstawić nam wszystkich uczestników wydarzeń. W efekcie otrzymujemy postacie zbudowane w sposób niedorzeczny i urągający logice, których w żadnym razie nie można traktować poważnie.
Cash Out ma w sobie trochę akcji i trochę komedii – jednak niczym nie wyróżnia się w kinematografii. Jako niezobowiązujący seans sprawdzi się nie najgorzej, ale też nie pozostanie w pamięci na długo. Aby w ogóle rozważać oglądanie tego filmu, trzeba do niego podejść kompletnie bez żadnych oczekiwań, a już na pewno nie spodziewać się głębszego sensu czy mądrości fabularnej, bo zupełnie nie o to w tym chodzi. To odmóżdżacz z paroma dowcipnymi scenami, przyzwoitym tempem akcji i sympatycznym Travoltą.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat