Dom płomienia i cienia - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 27 marca 2024Bryce i Hunt powracają w długo wyczekiwanej kontynuacji Księżycowego Miasta. Czy autorka zaserwuje im godne zakończenie? Jak potoczą się losy pozostałych bohaterów cyklu? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w trzecim tomie serii – Dom płomienia i cienia.
Bryce i Hunt powracają w długo wyczekiwanej kontynuacji Księżycowego Miasta. Czy autorka zaserwuje im godne zakończenie? Jak potoczą się losy pozostałych bohaterów cyklu? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w trzecim tomie serii – Dom płomienia i cienia.
Sarah J. Maas to amerykańska pisarka powieści fantasy. Zadebiutowała w 2012 powieścią Szklany tron, która zajęła pierwsze miejsce na liście bestsellerów New York Timesa. Autorka ma na koncie również inną serię – Dwór cierni i róż – luźno opartą na historii Pięknej i Bestii.
Bryce Quinlan nie spodziewała się zobaczyć świata innego niż Midgard, a teraz jedyne, czego pragnie, to tam powrócić. W Midgardzie jest wszystko, co kocha: rodzina, przyjaciele i partner. Uwięziona w obcym, nowym świecie będzie potrzebowała dużo szczęścia i sprytu, aby wrócić do domu. Nie będzie to łatwe zadanie, zwłaszcza że wokół jest niewiele osób godnych zaufania. A Hunt Athalar nie pierwszy raz znalazł się w opałach. Po kilku błogich miesiącach ponownie trafia do lochów, pozbawiony wolności i informacji o Bryce. Desperacko pragnie jej pomóc, ale najpierw musi uwolnić się ze smyczy Asterii.
Maas od samego początku rzuca nas w sam środek akcji, którą pożegnaliśmy w drugim tomie. Niestety, gdy już emocje opadną, do czytelnika dociera, że przez pierwsze trzysta stron mało się dzieje. Na koniec Domu nieba i oddechu Bryce przenosi się na Dwór Nocy, gdzie spotyka bohaterów doskonale znanych z innych książek Sarah J. Maas. Pozornie sporo się dzieje – przeskakujemy od Bryce do innych postaci, które zostały w Midgardzie. Jednak w pewnym momencie czytelnik orientuje się, że dostaje praktycznie te same sceny. Na szczęście po tym, jak Bryce udaje się wrócić do swojego świata, akcja zaczyna nabierać tempa i nie zwalnia aż do samego końca. Nie brakuje tu zwrotów akcji, ale czytelnicy, którzy dobrze znają twórczość Maas, szybko dostrzegą pewną schematyczność. Jeśli ktoś do tej pory nie został fanem jej twórczości, to niech lepiej nie sięga po Dom płomienia i cienia, bo nie znajdzie tu nic nowego.
Dom płomienia i cienia udowadnia, że wszystkie książki Maas tworzą jedno uniwersum. Czy jest to rozwiązanie udane? Ocena należy do czytelników. Przed sięgnięciem po Dom płomienia i cienia warto zaznajomić się z innymi seriami autorki, gdyż pojawia się tutaj wiele nawiązań, małych smaczków, które wyłapią tylko zagorzali fani. Do tego wątek Bryce jest ściśle związany z Nestą, znaną wszystkim z cyklu Dwór cierni i róż.
Czytelnik razem z bohaterami ma okazję odwiedzić inne lokalizacje niż Księżycowe Miasto, ale niestety zdaje się, że potencjał w kreowaniu tego świata wyczerpał się Maas już przy drugim tomie. Opisy krain są pobieżne i często nie doczekują się rozwinięcia.
Na plus zasługuje za to rozwinięcie postaci, które do tej pory stanowiły drugi plan. Mowa tu o Jesibie i Lidii. Obie panie mają swoje pięć minut – poznajemy ich historie i zdanie dotyczące teraźniejszych wydarzeń. Również wątek relacji Lidii i Ruhna stanowi miłą odskocznię od pary głównych bohaterów. Niestety, Bryce i Hunt jako para są nie do zniesienia. Nic się u nich nie dzieje, kłócą się i tylko denerwują czytelnika. Osobno zdecydowanie lepiej wypada Bryce, chociaż trochę za mocno stara się być twardzielką. Za to z Hunta zrobiła się taka marudząca mamałyga.
Niektórych fanów Maas może jednak zadowolić fakt, iż autorka tym razem ograniczyła sceny erotyczne. Owszem, w Domu płomienia i cienia nie zabrakło opisów zbliżeń bohaterów, ale nie są już tak żenujące i niepasujące do wydarzeń, jak chociażby w przypadku drugiego tomu. Męczące jest jednak to, że autorka na siłę stara się znaleźć parę dla poszczególnych bohaterów. Sięgając po książki Maas, możemy się spodziewać, że prędzej czy później każda z postaci znajdzie swojego towarzysza.
Niektórzy odbiorcy mogą zarzucić Maas zbytnie przekombinowanie, jeśli chodzi o poszczególne wydarzenia, ale niestety ta autorka lubi rozmach, czasem aż do przesady. Tym bardziej dziwi kiepskie zakończenie powieści. Twórczyni już udowodniła, że umie tworzyć satysfakcjonujące opisy bitewnych potyczek. Walki kreowała z rozmachem i niemałą brutalnością. I chociaż niejednokrotnie w Domu płomienia i cienia jest krwawo i szokująco, to jednak finalna bitwa rozczarowuje. Potyczka Bryce z Asterii to było coś, na co czytelnicy czekali praktycznie od pierwszego tomu, a całe rozwiązanie konfliktu zajęło kilkanaście ostatnich stron.
Ci, którzy znają książki Maas, wiedzą, że nie można po autorce spodziewać się zbyt krwawego i bolesnego zakończenia. Jednak Dom płomienia i cienia sprawdza się jako zakończenie historii Bryce i Hunta, bo wszystkie wątki zostają zamknięte. Jednocześnie Maas zostawiła sobie furtkę na kontynuację poprowadzoną z perspektywy innych bohaterów. Być może nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, jeśli chodzi o tę serię.
Poznaj recenzenta
Jagoda KickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat