Disney+
Doogie Kameāloha, M.D. ma identyczny koncept jak Doogie Howser, M.D.. Tym razem bohaterką jest 16-letnia genialna dziewczyna, która jednocześnie pracuje jako lekarz. A wszystko rozgrywa się na słonecznych Hawajach. Po dwóch odcinkach na pewno można dostrzec zaskakująco mocny punkt serialu, a jest nim Peyton Elizabeth Lee w tytułowej roli. Ma urok, charakter i przekonuje zarówno jako nastolatka, jak i lekarz. Łatwo i szybko wzbudza sympatię. W pracy jest profesjonalna i nieugięta, a jako nastolatka uroczo nieporadna. Lee może sobie zjednać sympatyków. Szkoda, że obok niej to nudne i ograne stereotypy, które niczego do serialu nie wnoszą.
Pierwsze dwa odcinki starają się zachować równowagę pomiędzy przypadkami medycznymi a perypetiami miłosnymi nastolatki. W dużej mierze oba motywy mają tyle samo czasu ekranowego i płynnie się wymieniają, a nawet uzupełniają. Inną kwestią jest ich jakość, gdyż wszystko wydaje się okropnie płytkie i banalne. Tak jakby był to bardziej serial w stylu kiczowatych produkcji kanału Disney XD, a nie platformy Disney+ z docelowo większymi ambicjami. Dlatego też przygody nastolatki są okrutnie stereotypowe, a medyczne przypadki jak na razie dość zwyczajne, mało kreatywne i emocjonalnie niezbyt rezonujące. Co prawda pierwszy odcinek ze stratą pacjenta jest istotny, ale niestety potraktowano to po macoszemu i szybko p nim zapomniano.
Problemem tego serialu jest brak głębszego spojrzenia na problemy bycia 16-letnią lekarką. Są momenty, w których twórcy chcą zasygnalizować, jaki to ma na nią wpływ emocjonalny, ale szybko z tego rezygnują na rzecz ckliwości i banałów. Wszystko w tym serialu jest piękne, kolorowe i idealne. Na czele z rodziną Doogie. A wszelkie problemy, które mogłyby nadać temu serialowi jakąś wartość, są zamiatane pod dywan, gdy tylko zostają zasygnalizowane. Takim sposobem nigdy ten serial nie łapie wiatru w żagle. Staje się pięknym, ale przeciętnym, ale pustym obrazkiem.
Wygląda na to, że Doogie Kamealoha w wykonaniu Disney+ miał być ciepłym serialem familijnym. Gdy jednak wszystko jest przesadnie urocze i ładne, zaczyna to męczyć i nudzić. Być może bardziej trafi do rówieśników bohaterki i młodszego odbiorcy, a starszy nie ma tu czego szukać, bo wszystko wyszło co najwyżej przeciętnie. A nawiązanie do oryginału to jedno zdanie wyjaśniające, dlaczego bohaterka ma ksywę Doogie. Dobrze się to ogląda, ale brakuje temu jakości.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/