„Dragon Ball Super”: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
"Dragon Ball Super" to pierwszy od prawie 20 lat serial anime osadzony w uniwersum "Dragon Ball". Premierowy odcinek to spokojne przypomnienie tego, co teraz porabiają bohaterowie.
"Dragon Ball Super" to pierwszy od prawie 20 lat serial anime osadzony w uniwersum "Dragon Ball". Premierowy odcinek to spokojne przypomnienie tego, co teraz porabiają bohaterowie.
Od samego początku można odnieść wrażenie, że "Dragon Ball Super" jest tworzony dla widzów, którzy niekoniecznie oglądali kinowe filmy z ostatnich lat. Po krótkim przypomnieniu, o co chodziło w wątku Buu, zostajemy rzuceni do nowej rzeczywistości. Początek jest spokojny, wręcz kameralny, więc nie mamy tutaj ani epickich walk, ani wyraźnego sygnalizowania nowego zagrożenia, z którym będzie mierzyć się Goku. Jest to swego rodzaju przypomnienie bohaterów oraz pokazanie, na jakim etapie życia się znajdują. To dobra decyzja, bo widz może spokojnie zapoznać się na nowo z postaciami i je polubić.
[video-browser playlist="721768" suggest=""]
Najważniejsze jednak jest to, że czuć tutaj nutkę nostalgii - tak jakby twórcy wiedzieli, że nowy serial przyciągnie więcej osób znających telewizyjnego "Dragon Balla" niż tych, które zainteresowały się kinowymi filmami, więc oferują im coś, co przypomni, dlaczego kiedyś kochali ten serial. Dlatego też jako osoba z pokolenia RTL 7 szybko daję się wciągnąć w tę historię, bawiąc się praktycznie tak samo jak wiele lat temu. Ma to ten sam fajny klimat oraz humor (cały czas bawi mnie sam fakt Goku pracującego jako rolnik...), które razem stanowią o rozrywkowej warstwie tego serialu. Samej akcji jest niewiele poza jedną walką Trunksa i Gotena z nieoczekiwanym przeciwnikiem, która jedynie przypomina, że tego w serialu nie będzie brakować.
Zostaje też zaprezentowana postać Beerusa, który był złoczyńcą w filmie "Dragon Ball Z: Battle of Gods". Wiemy, że serial ma jakoś odtworzyć te wydarzenia, ale nadal do końca nie wiadomo, czy dostaniemy po prostu film podzielony na odcinki, czy jakąś formę adaptacji tej historii, ukazaną być może z innej perspektywy. Jest to na razie jedyna kwestia, która bardzo mnie nurtuje i nie do końca przekonuje.
Animacja w "Dragon Ball Super" prezentuje się tak, jak można było oczekiwać. Nie ma tu szczególnych fajerwerków, jest miła dla oka i zgodna ze współczesnymi standardami. Biorąc pod uwagę porównanie z przypomnieniem odcinków o Buu, którymi zaczyna się odcinek, widać, że jest lepiej. Wszystko w tym aspekcie gra, więc raczej nie ma tutaj do czego się przyczepić.
[video-browser playlist="721769" suggest=""]
Czeka nas wiele odcinków "Dragon Ball Super", więc wiadomo, że nie wszystkie będą oparte na tym, za co widzowie kochają to uniwersum. Na pewno możemy liczyć, że będzie sporo odcinków luźnych, spokojnych, niemalże o niczym - tak jak ta premiera. Czy to źle? Niekoniecznie, jeśli uda się zachować zabawną atmosferę i jakiś fabularny sens rozwoju postaci.
Czytaj również: „Dragon Ball” – historia uniwersum
Najważniejsze, że "Dragon Ball Super" potrafi zainteresować, niczym nie razi i pozwala starszym fanom z radością cofnąć się do czasów dzieciństwa oraz znów z emocjami śledzić poczynania Goku i spółki. Mnie twórcy tym przekonali.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat