Drive My Car - recenzja filmu [Nowe Horyzonty 2021]
Data premiery w Polsce: 11 marca 2022Drive My Car pokazuje, że panaceum na bolączki codzienności może być sztuka. To filmowa perełka, która powinna zredefiniować kanon ekranowego piękna.
Drive My Car pokazuje, że panaceum na bolączki codzienności może być sztuka. To filmowa perełka, która powinna zredefiniować kanon ekranowego piękna.
Gdyby przyszło mi krótko podsumować Drive My Car, nazwałbym ten film maestrią subtelności. To jedna z tych ekranowych historii, która stara się uchwycić, wydawałoby się, nieosiągalne piękno życia; wielka w swej kameralności, uniwersalna w przekazie bezgranicznie intymnym. Ryûsuke Hamaguchi bierze na warsztat prozę Harukiego Murakamiego, a temu tandemowi sztukmistrzów pomaga jeszcze Antoni Czechow, którego Wujaszek Wania ma fundamentalne znaczenie dla całej opowieści. Literackie gusła pozwalają reżyserowi na stworzenie z jednej strony triumfalnej pieśni o istnieniu, z drugiej zaś elegii, żałobnego rapsodu, porywającego widza w wir emocjonalnych traum, potrzeby rozliczenia się z przeszłością i wszechogarniającej pustki. Dzięki nieśpiesznej narracji możemy przesiąknąć światem, nad którym twórca-demiurg kreśli traktat o człowieczeństwie w jego najczystszej postaci i Sztuce przez duże "S". To świat na pierwszy rzut oka niezauważalnych kontrastów i niuansów, momentami jawiący się jak biblijna wieża Babel. Ludzie trwają w niezrozumieniu - zarówno siebie samych, jak i osób spotykanych na swojej drodze. Zagłada międzyludzkiej komunikacji ma zresztą wymiar dosłowny i symboliczny, skoro już zasadnicza część akcji rozgrywa się w Hiroszimie. Jak więc odnaleźć drogę ucieczki z rzeczywistości zawieszonej pomiędzy światłem a mrokiem? Odpowiedź jest prosta; powtarzając za Czechowem: "Cóż zrobić, żyć trzeba".
Choć film trwa aż 3 godziny, nie ma w nim ani jednego zbędnego ujęcia czy nieprzemyślanych odstępstw od literackiego pierwowzoru Murakamiego. Głównym bohaterem jest Yusuke Kufuku (Hidetoshi Nishijima), wybitny aktor teatralny, który wydaje się tworzyć przepełniony namiętnością i wzajemną miłością związek z uznaną scenarzystką telewizyjną, Oto (Reika Kirishima). Dość powiedzieć, że tuż po seksie kobieta dzieli się z mężem zupełnie odrealnionymi historiami, które mogłyby doczekać się realizacji, a w trakcie podróży przez miasto Yusuke wysłuchuje tekstu Wujaszka Wani - ten nagrała dla niego żona. Rzecz w tym, że idylla pary jest tylko fasadą; protagonista najpierw odkryje zdradę Oto, by później znaleźć ją martwą w ich wspólnym domu. Powoli dobijamy do końca pierwszej godziny seansu, a na ekranie pojawiają się... napisy początkowe. Hamaguchi dopiero się rozkręca; zasadnicza część historii rozgrywa się 2 lata później i skupiona jest wokół festiwalu teatralnego w Hiroszimie, przed którego startem Kufuku wybierze i przez 2 miesiące będzie przygotowywał aktorów mających zagrać w spektaklu opartym na tej samej powieści Czechowa. Na przesłuchaniach pojawia się m.in. młody kochanek Oto, Koji Takatsuki (Masaki Okada). Jeszcze gorzej, że w trakcie gościnnego pobytu w innym mieście protagonista nie będzie mógł prowadzić swojego ukochanego, czerwonego Saaba. Rola szoferki przypada w udziale Misaki (Tôko Miura), młodej dziewczynie, która skrywa przed światem wiele tajemnic. Czytanie Wujaszka Wani zdaje się trwać w nieskończoność, lecz rytmu życia centralnych postaci wcale nie wyznaczają próby, a to, co dzieje się pomiędzy nimi.
Po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę ciała niektórych ofiar wyparowały wskutek działania nuklearnego podmuchu; zostały po nich tylko odbite na chodnikach i schodach cienie. Ten przeszywający widok wydaje się doskonałą metaforą tego, czym Drive My Car na najgłębszym poziomie de facto jest - przejmującą opowieścią o ludziach tkwiących w emocjonalnym półmroku, których dawne traumy nie chcą odejść. Są ukrywane, przenoszone i petryfikowane w codzienności, stając się częścią kodeksu postępowania i motorem napędowym działań bohaterów. Podążający tropami Murakamiego i Czechowa Hamaguchi nie chce być jednak fatalistą; w jego filmie duchy i widma przeszłości krążą tuż obok hymnu pochwalnego na cześć życia. Droga do wyzwolenia z tej rzeczywistości wiedzie poprzez sztukę i samoakceptację. Nie będę specjalnie odkrywczy, jeśli stwierdzę, że Drive My Car to jedna z najlepszych alegorii artystycznego katharsis w kinie XXI wieku, w dodatku wynikająca bezpośrednio z fenomenalnego scenariusza. Nie pamiętam już kiedy na wielkim ekranie obserwowałem tak kapitalnie rozpisane postacie i słuchałem tak pieczołowicie dopieszczonych dialogów. Język i szumy komunikacyjne to przecież osobni bohaterowie tej opowieści, co widać najlepiej w kapitalnej scenie kolacji, w czasie której Yusuke i Misaki goszczą w domu głównego organizatora festiwalu i jego pozbawionej zdolności mowy żony. Mój Boże, sekwencja ta waży chyba więcej niż cały wszechświat - wyciosana w słowie, a jednak uderzająca ciszą. Hamaguchi ma zresztą dla widzów więcej scen-pomników, by przywołać choćby magiczne w mocy sprawczej palenie papierosów w aucie i teatralny finał Wujaszka Wani.
W Drive My Car najistotniejszy nie jest nawet uniwersalny i podtrzymywany literackim firmamentem morał opowieści, a prowadzący do niego, nieoczywisty szlak. Ta długa, ekranowa podróż nocy ku dniom nie byłaby otoczona taką aurą cudowności, gdyby nie wyborny sposób kadrowania i bez wyjątku pierwszorzędne występy aktorskie; członkowie obsady dostali przecież pełne pole do popisu w sekwencjach opartych na konwencji teatralnej czy korzystających z dobrodziejstw kina drogi. Hamaguchi wnikliwie studiuje anatomię relacji międzyludzkich, by później wprowadzić je na trajektorię kolizyjną ze światem sztuki. Kiedyś w Hiroszimie słychać było huk najpotworniejszej broni cywilizacji. Dziś to raczej subtelne słowa i wszystko to, co zostało zawarte pomiędzy nimi. Parafrazując Czechowa: był czas, że cierpieliśmy, płakaliśmy i było nam gorzko. Teraz jednak możemy ujrzeć "jasne, dobre, piękne życie" i odpocząć. Jak dobrze, że "długi szereg dni i wlokące się wieczory" możemy spędzić, znajdując wytchnienie w takich dziełach jak Drive My Car. Bez nich "nasza godzina" byłaby chyba bliższa.
Recenzja została pierwotnie opublikowana 14 sierpnia 2021 roku w ramach festiwalu Nowe Horyzonty. Podbiliśmy ją z uwagi na premierę w kinach.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat