Eksplodujące kotki - recenzja serialu
Bóg i żeńska Belzebub w ciele kotków - co może pójść nie tak? Netflix stworzył serial animowany, inspirując się popularną grą. Czy jest równie eksplodująco zabawna, jak dobrze znana karcianka?
Bóg i żeńska Belzebub w ciele kotków - co może pójść nie tak? Netflix stworzył serial animowany, inspirując się popularną grą. Czy jest równie eksplodująco zabawna, jak dobrze znana karcianka?
Nie ukrywam - do tego serialu przykuł mnie jego tytuł i Tom Ellis. Gry karciane są jedną z moich ulubionych form spędzania czasu ze znajomymi, a Eksplodujące kotki niemal zawsze lądują na stole. To szalenie zabawna inspiracja rosyjską ruletką, w której każdy może nagle zostać zmieciony przez tytułową eksplozję. Można jednak się uratować rozbrojeniem przez - jak karta sugeruje - pomizianie kotka po brzuchu bądź kuszące kanapki z kocimiętką. Tę grę pokochali miłośnicy futrzaków domowych i nie tylko. Nic dziwnego, że Netflix dostrzegł fenomen - a u mnie obudziła się ekscytacja, gdy zobaczyłam, że znana mi z imprez gra doczeka się adaptacji. Jednak o czym można opowiedzieć w serialu opartym na karciance w pełni zależnej od szczęścia graczy? Matthew Innman, autor gry, połączył siły z Shane'em Kosakowskim, tworząc coś niemal kompletnie odrębnego od oryginału, co można było już dostrzec w zwiastunie. Przy tym w zupełności nie przejmowali się fabułą ani zasadami przedstawionego świata, których w zasadzie... nie było.
Bóg (tak, Tom Ellis znów w dosłownie boskiej roli) odrobinę za bardzo poszalał w Niebie, niezbyt interesując się swoją korporacją, która przecież ma być ostoją dobra i prawości. Zarząd wyznacza mu karę - musi zejść na Ziemię pod postacią kota i pomóc pewnej amerykańskiej rodzince odnowić więzi. Od tej pory Koci Bóg będzie miał do czynienia z byłą komandos, dorosłym nerdem, niespełnionym streamerem oraz nastoletnią naukowczynią, co odcinek przynoszącą pomysły na wynalazki, którymi Fineasz i Ferb by nie pogardzili. Sytuacja się komplikuje, gdy Piekło kradnie pomysł Nieba, zsyłając swoją własną szefową do ludzi. Belzebub (Sasheer Zamata) jako Koci Diabeł nie powstrzyma się od sprawienia, aby życie jej arcywroga było istną eksplozją. W ten sposób serialowe Eksplodujące kotki stają się czarną komedią, pełną nawiązań do religii chrześcijańskiej i amerykańskiej popkultury oraz sprośnych żartów. To opowieść stanowczo prosta, mocno niepoprawna, ale jednocześnie samoświadoma. Zdecydowanie serial nie jest czymś, czego nie widywaliśmy wcześniej - już po wcześniej kreacji Ellisa jako Lucyfera można było się spodziewać, że nikt nie będzie owijał w bawełnę. Przeciwnie - jako Koci Bóg, aktor ma jeszcze odważniejsze kwestie do zagrania, ale widzowie są już przyzwyczajeni do tak ostrej jazdy.
Jak tytuł sugeruje, praktycznie każdy epizod kończy się wybuchem - zdarzy się, że meble w domu rodzinki zapłoną, a innym razem w ich ogrodzie wybuchnie pinata stworzona z prawdziwego jednorożca. Będziemy również śledzili wycieczkę po kolegę do Piekła, a innym razem krewni przejdą planszówkę ojca jako prawdziwe pionki. Takich smaczków jest jeszcze więcej, a w połączeniu z dość "przyziemnymi" misjami, takimi jak impreza dla syna czy nawiązywanie więzi rodzinnych, wychodzą jeszcze zabawniej. To wszystko okraszono najprostszymi morałami, jakie można było zaserwować. Z każdym odcinkiem zbliżamy się do ulubionego motto Doma Torreto - rodzina jest najważniejsza, a bez niej nie umielibyśmy osiągnąć szczęścia i sukcesów.
Twórcy zdają sobie sprawę, że z każdym odcinkiem fabuła skręca w coraz większą abstrakcję, ale nie przejmują się tym. Zamiast tego dodają gazu, momentami prezentując najbardziej oklepane tropy dla jednego, zabawnego momentu. Tym samym Eksplodujące kotki zawężają swoją grupę docelową - i nie należą do niej wszyscy fani karcianki. Pomijam tutaj fakt, że w gierkę mogą bawić się dwunastolatkowie, ale na serial będą musieli jeszcze poczekać. Zdecydowanie przygody Kociego Boga i Kociego Diabła przypadną amerykańskim millenialsom do gustu bardziej niż pokoleniu Z. Nie wszyscy również zrozumieją niektóre dowcipy, które ewidentnie odwołują się do wydarzeń mających miejsce w Ameryce na przestrzeni ostatnich lat. Co więcej, nie wszystkie żarty są równie błyskotliwe - szczególnie, że raz dostajemy coś na poziomie Ricky Stanicky, innym razem coś w stylu youtubowych parodii, a niedługo później złotą myśl rodem z Dobrego Miejsca.
Jeśli jednak przymknie się oko na absurdy (szczególnie te dziejące się w drugiej połowie serialu), Eksplodujące kotki są idealne w swojej niezobowiązującej formie. Szczególnie nadaje się do oglądania w grupie znajomych, którzy również parskną na głupotki dziejące się na ekranie. Finał pozostawia również otwartą furtkę dla twórców - nie wiem, czy Netflix zdecyduje się na wznowienie, ale jestem niemal pewna, że znajdą się potencjalni odbiorcy kolejnego sezonu.
Poznaj recenzenta
Kaja GrabowieckaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat