Fargo - sezon 4, odcinek 5 - recenzja
Najnowszy odcinek Fargo znowu rozwijał się spokojnym tempem, ale nie zabrakło w nim zaskakujących wydarzeń. Z kolei klimat tworzyli tym razem aktorzy, którzy doskonale wczuwali się w swoje role. Mimo to pozostał lekki niedosyt. Oceniam.
Najnowszy odcinek Fargo znowu rozwijał się spokojnym tempem, ale nie zabrakło w nim zaskakujących wydarzeń. Z kolei klimat tworzyli tym razem aktorzy, którzy doskonale wczuwali się w swoje role. Mimo to pozostał lekki niedosyt. Oceniam.
Piąty odcinek Fargo to jeden z tych, które przygotowują grunt pod przyszłe wydarzenia, a w tym wypadku na wojnę między mafiami. Napis na samym początku przypomina żartobliwie, ale też z pełną powagą, że czeka widzów rozlew krwi. Dlatego każdy z aktorów wykorzystywał swoje 5 minut na ekranie, grając tak, jakby to miał być ich ostatni występ w serialu. Tak mocno skupiono się na dialogach i solidnej grze, że przez to ulotnił się nieco klimat serialu. Nie był tak dominujący, jak w poprzednim odcinku, a muzyka też odgrywała mniejszą rolę. Wpłynęło to również na płynność epizodu, którego nie oglądało się z taką przyjemnością, jak tydzień temu.
Na wyróżnienie w tym odcinku zasługuje Chris Rock, który w kilku scenach zagrał bardzo dobrze, pokazując, że nie został zaangażowany do serialu tylko ze względu na znane nazwisko. Przy konfrontacji bohatera z żoną wypadł znakomicie, nie dając się zdominować. Świetnie też odegrał się słownie na Odisie, który przybył aresztować jego ludzi z rozkazu Josto. Uderzył w czuły punkt, czyli w jego traumatyczne przeżycia z wojny. Przy okazji poznaliśmy powód nerwicy natręctw tej postaci, którą to historię rozwinął jeszcze w spotkaniu z Deafym, co budzi współczucie. Chris Rock może nie jest aktorem, który potrafi wykreować bohatera o przygniatającej i dominujące osobowości, ale ta próba wyszła mu całkiem udanie. Jeszcze lepiej wypadł w scenach w domu Smutnych, gdzie rozsiewał atmosferę grozy i napięcia, choć tym razem wydatnie pomogli mu w tym pozostali aktorzy. Sytuację na moment rozluźniło zabawne wtrącenie Thurmana, który myślał, że mały Fadda jest synem Cannona. Natomiast na korzyść Rocka działa też to, że między mafiami narasta napięcie, więc łatwiej jest mu się wczuć w wydarzenia, ponieważ żarty się skończyły. Dzięki temu z każdym kolejnym odcinkiem się rozkręca i gra bardziej przekonująco.
Z kolei Gaetano znowu zaczął działać na własną rękę i prowadzić swoją grę, która skończyła się krwawo dla kilku postaci. Salvatore Esposito stworzył bardzo specyficznego bohatera. Wywołuje rozbawienie tą lekką groteskowością i parodiowaniem gangsterów, a jednocześnie jest w tej postaci coś alarmującego, co powoduje, że trzeba się mieć na baczności. Jest bardzo groźny, porywczy i całkowicie nieprzewidywalny, co udowodnił, zabijając pracowników baru za to, że nie odgarnęli śniegu i przygotowali niedobrą kawę. Pomijając krwawe wydarzenia, to nie można zapomnieć o niesamowicie śmiesznej scenie, gdy Gaetano tanecznym krokiem zmierzał przez ulicę do baru, a na koniec poślizgnął się na śniegu. To było przekomiczne.
Również Gaetano Bruno, kolejny Włoch w obsadzie Fargo, który wciela się w Calamitę, miał szansę się wykazać w tym odcinku. Idealnie pasuje do sezonu w gangsterskim stylu. Gra z wyczuciem i stanowi świetny kontrast dla brata Josto. Wspólna scena w kawiarni z Glynnem Turmanem, który grał Doctora, nie wciskała w fotel, a napięcie nie wysysało powietrza z płuc. Ale obaj aktorzy zagrali tak solidnie i naturalnie, że to nie miał znaczenia, ponieważ przyjemność czerpało się z samego obserwowania ich na ekranie. Szkoda, że Calamita zastrzelił Doctora, ponieważ będzie brakować w serialu tej wyjątkowej postaci. Jednak jego śmierć będzie punktem zapalnym konfliktu między mafiami i dalszych wydarzeń w tym sezonie, które powinny nam przynieść dużo emocji.
Warto wspomnieć, że ten odcinek odważnie zwraca uwagę po raz kolejny na problemy imigrantów i ich asymilacji w USA (Calamita), traumy wojennej (Odis) i rasizmu. Można zarzucić twórcom, że je nieco wygładzają i koloryzują, ale to po prostu specyfika i styl serialu determinuje takie podejście. Słowa służą za oręż, który rani mocniej niż przemoc. Pod tym względem Josto powiedział wiele prawdy o amerykańskiej rzeczywistości i jak działa ten kraj. Ta wypowiedź była celna i kąśliwa dla ludzi Loya w więzieniu, a do tego sama scena była symboliczna. Słabiej i po prostu sztucznie to wyszło, gdy Ethelrida próbowała się odgryźć Deafy’emu, który nieintencjonalnie, ale dość rasistowsko prosił ją o udzielenie informacji o ciotce. Mimo wszystko to ważne, że twórcy nie ignorują tych tematów, które są paliwem dla fabuły tego sezonu. Przy okazji możemy się przekonać, jak interesujące i mroczne były to czasy w połowie XX wieku.
Najnowszy odcinek Fargo opierał się na dialogach i świetnie grających aktorach, którym należą się słowa pochwały. Zabrakło w tym wszystkim tylko Oraetty Mayflower, która zawsze kradła show, co nieco rozczarowuje. Epizod zaskoczył również śmiercią Doctora, która chwytała za serce. Mimo to klimat w tym odcinku nie był tak imponujący, jak w poprzednim tygodniu, co wynika z mniejszej roli muzyki oraz problemów z udźwiękowieniem. To powoduje lekki niedosyt. Fabuła rozwija się powoli, choć chwilę przyspieszenia oglądaliśmy, gdy Deafy pognał do hotelu, aby złapać uciekinierki. Ale to za mało, żeby zdynamizować odcinek. Jednak najważniejsze, że napięcie narasta, a teraz jeszcze pojawi się motyw zemsty. Każda ze stron ma swoje atuty, więc widzowie mogą zacząć zacierać ręce na, miejmy nadzieję, zapierające dech w piersiach wydarzenia.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat