

Ennis kontynuuje opowieść o jednej z największych nie-superbohaterskich postaci Marvela. I robi to w charakterystycznym dla siebie stylu, nacechowanym pogardą dla imperialistycznej polityki USA oraz przesyconym solidną dawką bezpardonowej, wręcz przerysowanej przemocy.
Co ciekawe jednak, drugi tom Fury’ego jest spokojniejszy, bardziej stonowany… i dosadniejszy w obrębie politycznego komentarza względem tomu pierwszego. Warto zauważyć, że autor scenariusza umiejętnie przeniósł tutaj środek ciężkości fabuły bardziej w kierunku obnażenia powikłanej – i często wykraczającej poza ogólnoprzyjęte normy – mentalności imperialistycznej polityki Stanów Zjednoczonych, które w imię „walki z komunizmem” dokonywały licznych, drastycznych aktów przemocy, czy wręcz ludobójstwa na terenach, które chciały przez wspomnianym pochodem komunizmu bronić. Równie ważna, a często ważniejsza od samych „akcyjnych” działań Fury’ego jest cała „szara strefa” amerykańskiej polityki, działań CIA oraz polityków, lobbujących za zwiększeniem udziału USA (oczywiście nieoficjalnie) w kluczowych, zapalnych rejonach. Często w imię osobistego interesu i zysków z nimi powiązanych.
Wiele tutaj polityczno-historycznych odniesień, wiele smaczków (jak żarty z wypadającą brodą Fidela Castro – bowiem CIA miała realne plany podrzucenia mu grzebienia nasączonego płynem na wypadanie włosów, by utracił on symboliczny atrybut odnoszący się do Ruchu 26 Lipca), czy dosadnego, surowego i z pewnością mało łaskawego dla amerykańskiej strony każdego z przywołanych konfliktów komentarza.
To komiks świetny fabularnie, solidnie przygotowany, oparty na dużej wiedzy faktograficznej w obrębie tematyki, jaką podejmuje i zaskakująco spokojny jak na standardy Ennisa. Mniej tutaj humoru, mniej zgryźliwej ironii, w jaką obfitował choćby jego kultowy Hitman. To opowieść bardziej gorzka, ale jednocześnie bardziej realistyczna. Niestety.
Pojawiają się w obrębie fabuły interesujące dla fanów Marvela duety, jak choćby epizod z Frankiem Castle, który jeszcze nie stał się mrocznym mścicielem, ale który szlifuje umiejętności, jakie później wykorzysta. I pojawia się cały kalejdoskop zbrojnych konfliktów, w jakich maczała palce amerykańska administracja w drugiej połowie XX wieku, wiele z nich zresztą samodzielnie inicjując.
Graficznie jest to, co lubię. Kreska Gorana Parlova (znanego u nas przede wszystkim z Punisher Max) jest dość surowa, ostrzejsza niż ta, jaką prezentował Darick Robertson, a jednocześnie odległa od graficznych eksperymentów. To nie przestrzeń na zabawę formą czy kolorystyką, to konkretna, solidna sensacyjno-szpiegowska historia w duchu akcyjniaka z początków wieku, kiedy amerykańskie kino przestało kręcić wychwalające amerykańskich komandosów blockbustery, a zaczęło spoglądać na wyczyny amerykańskich jednostek specjalnych w różnych częściach świata nieco trzeźwiejszym okiem.
Fury tom 2 to komiks wart przeczytania. Dla tych, co orientują się w historii nowożytnej, będzie przyjemnością samą w sobie zobaczyć wiele wątków historycznych wtłoczonych w mocno pulpową opowieść. Dla pozostałych to będzie znakomity punkt wyjścia, by się tematem zainteresować. Ale nawet abstrahując od warstwy historycznej i faktograficznej, to po prostu starannie rozpisana, trzymająca w napięciu opowieść akcji, jaką warto przeczytać. Tylko tyle i aż tyle. Czasami więcej nie potrzeba.
Poznaj recenzenta
Mariusz Wojteczek
