„Grimm”: sezon 4, odcinek 1 – recenzja
4. sezon Grimm pomimo kilku emocjonalnych kwestii poruszonych już w premierze nadal reprezentuje sobą poziom, do którego przyzwyczaili nas twórcy. Zauważalny jest jednak potencjał drzemiący w nowej serii, a minicliffhanger, jaki serwują nam scenarzyści pod koniec 1. odcinka, stwarza smutną okazję do odmiany losu bohaterów.
4. sezon Grimm pomimo kilku emocjonalnych kwestii poruszonych już w premierze nadal reprezentuje sobą poziom, do którego przyzwyczaili nas twórcy. Zauważalny jest jednak potencjał drzemiący w nowej serii, a minicliffhanger, jaki serwują nam scenarzyści pod koniec 1. odcinka, stwarza smutną okazję do odmiany losu bohaterów.
Fani przygód Nicka Burkhardta zostali poddani dosyć wymagającemu testowi na cierpliwość. Grimm to jeden z późniejszych powrotów serialowych po przerwie wakacyjnej. Kiedy widzowie odhaczali kolejne dni na kalendarzu, aktorzy mieli czas na zregenerowanie sił i powrót na plan z pozytywnym nastawieniem. Pracy będzie sporo, gdyż 4. sezon już od początku naznacza życie bohaterów samymi problemami.
Pierwsza scena premierowego odcinka jest oczywistą konsekwencją cliffhangera z 3. sezonu. Nick i spółka powracają do domu, który obecnie pełni rolę sceny zbrodni. Lekarze prowadzą dramatyczną walkę o życie kapitana Renarda, a policjanci wraz z FBI muszą ustalić właściwą wersję wydarzeń, które rozegrały się w mieszkaniu detektywa Burkhardta. Sytuacja ta staje się szansą na pogłębienie psychologii postaci Trubel. Młoda dziewczyna jest obecnie jedynym Grimmem w mieście, które zdaje się być opanowane przez wesenów. Nie tylko musi sobie poradzić z przesłuchaniem i współpracą z wymiarem prawa, od którego zawsze stroniła, lecz równocześnie jest zmuszona przejąć rolę obrońcy nieświadomych zagrożenia mieszkańców Portland. Theresa zdaje się przyjmować powierzone jej zadanie z wielkim entuzjazmem - wszak jej pozbawione konkretnego celu życie nabiera w tym momencie zupełnie nowego znaczenia. Może dzięki stopniowemu wysuwaniu jej na pierwszy plan uda mi się w końcu przekonać do postaci odgrywanej przez niedoświadczoną Jacqueline Toboni.
[video-browser playlist="614534" suggest=""]
Nowa rola Trubel wpływa równocześnie na postać Nicka. Bohater już jakiś czas temu oswoił się w pełni ze swoim dziedzictwem i w pewnym sensie czerpał wielką radość z przeciwstawiania się potworom ukrywającym się pomiędzy zwykłymi ludźmi. Teraz musi usunąć się z grimmowej sceny i zrobić miejsce dla nowej wojowniczki. Nie da się ukryć, że krok w tył w "karierze" nie przynosi mu ulgi. Nick przyzwyczaił się do pewnego stylu życia, wypełnionego walką, instynktem i unikatowymi zdolnościami. Po poznaniu wykwintnego smaku głównego dania nie można tak po prostu cofnąć się do spożywania przystawki. Detektyw będzie się musiał zmagać nie tylko z normalnymi sprawami detektywistycznymi (w których prawdopodobnie zawsze będzie dostrzegał działanie wesenów), lecz także z uczuciami bezsilności i zazdrości. Istnieje duża szansa, że psychologia postaci głównego bohatera zostanie ciekawie rozwinięta.
Czytaj również: "Piotruś Pan" - powstaje serial komediowy
Premierowy odcinek 4. sezonu jest dosyć spokojny w porównaniu z emocjami, jakie zaserwowali nam twórcy w finale poprzedniej serii. Zmiana statusu kilku bohaterów powoduje nagły ruch wielu pionków na szachownicy władzy, intryg i manipulacji. Wieść o stanie Seana Renarda szybko obiega wszystkich zainteresowanych. Dzięki temu mamy w końcu okazję poznać matkę kapitana, która staje się enigmatycznym dodatkiem do obsady Grimma. Odważne, lecz także nad wyraz ryzykowne zagranie scenarzystów w ostatniej scenie epizodu z pewnością zapewni fanom kolejną porcję zniecierpliwienia. Na rozwinięcie rozpoczętych wątków będziemy musieli poczekać do następnej soboty.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat