„Grimm”: sezon 4, odcinek 7 – recenzja
Po raz kolejny Grimm serwuje odcinek świąteczny. W poprzednim sezonie poznaliśmy historię Krampusa, a tym razem twórcy sięgają do greckiej mitologii i prezentują rozbrykane skrzaty znane pod nazwą Kallikantzaros. Bożonarodzeniowa atmosfera zostaje umiejętnie wykorzystana, nie przejmując całego odcinka, bowiem udaje się też popchnąć fabułę do przodu.
Po raz kolejny Grimm serwuje odcinek świąteczny. W poprzednim sezonie poznaliśmy historię Krampusa, a tym razem twórcy sięgają do greckiej mitologii i prezentują rozbrykane skrzaty znane pod nazwą Kallikantzaros. Bożonarodzeniowa atmosfera zostaje umiejętnie wykorzystana, nie przejmując całego odcinka, bowiem udaje się też popchnąć fabułę do przodu.
Od samego początku wiadomo, że czeka nas odcinek specjalny, gdyż cytat, który zawsze pojawia się przed rozpoczęciem epizodu serialu Grimm, pochodzi tym razem z "Opowieści wigilijnej" Charlesa Dickensa. Dekoracje świąteczne Monroe i Rosalee wyglądają efektownie, a radość towarzysząca bohaterom z łatwością udziela się widzom. Tym razem Nick i Hank nie polują na żadnego odrażającego Wesena, a usiłują jedynie dopaść trójkę niesfornych dzieciaków, które wykazują się niezwykłą energią, niszcząc wszystkie napotkane na swej drodze ozdoby.
Twórcy podjęli dość ciekawy wątek Kallikantzaros, goblinów znanych z mitologii Europy Południowo-Wschodniej, zwłaszcza w Grecji. Stwory te ukazują się jedynie o zmroku, w ciągu 12 świątecznych dni, od 25 grudnia do 6 stycznia. Dobrze, że legendy o Kallikantzaros potraktowano z humorem, umieszczając małe potwory pod postacią dzieci, które do swej ludzkiej formy powracają po zjedzeniu niezliczonych ilości keksa. Cała historia jest lekka, przyjemna i zabawna, świetnie dobrana do odcinka świątecznego. Uśmiech nie schodzi nam z twarzy nawet na chwilę.
Po tego typu odcinkach raczej nie należy spodziewać się zbytniego rozwoju fabuły. Tym bardziej cieszy więc fakt, że w "The Grimm Who Stole Christmas" pewne wydarzenia rozwijają się w interesującym kierunku. "Długo i szczęśliwie" właściwie w tym serialu nie istnieje, trzeba jednak mieć nadzieję, że Monrosalee wreszcie wybiorą się w zasłużoną podróż poślubną. Scena z wręczeniem zaproszenia na wspólny wyjazd w wagonie kolejki jest urocza i radosna, czyli dokładnie taka, jak powinna być.
[video-browser playlist="632686" suggest=""]
Największym szokiem odcinka jest niespodziewany wyjazd Trubel, która chce pomóc Joshowi zmierzyć się z czyhającymi na jego życie Hundjägerami. Ciekawe, czy Teresa wyjechała na dobre. Jeśli tak, to trochę szkoda, bo jej postać wnosiła do serialu świeżą energię. Sam powrót Josha budził nadzieję na coś ciekawego. Potencjał jego wątku nie został do końca wykorzystany i jak na razie wydaje się być tylko powodem do wyjazdu Trubel. Pozostaje mieć nadzieję, że bohaterowie nie znikną na długo i prędzej czy później powrócą. Bardzo dobrym posunięciem było przypomnienie samochodu, którym ciotka Nicka przywiozła w premierowym odcinku serii znaną nam przyczepę. Nick oddaje go dwójce młodych bohaterów, historia zatacza więc koło. Scenie tej towarzyszy pewna nostalgia przypominająca start serialu. Równie niespodziewana jest potencjalna ciąża Juliette. Potwierdzenie czeka na nas dopiero w następnym odcinku, ale trzeba przyznać, że po ostatnich wydarzeniach między nią i Nickiem ciąża wydaje się być karkołomnym pomysłem.
Czytaj również: "Agenci T.A.R.C.Z.Y", "The Flash", "Arrow" - wyniki oglądalności jesiennych finałów
Grimm świetnie łączy typowo bożonarodzeniową historię z regularnym rozwojem wydarzeń. Przez cały czas towarzyszy nam wesoła świąteczna atmosfera, nie brakuje też humoru. Twórcy nie zapominają jednak o popychaniu akcji do przodu i prezentują wyraźne niespodzianki, nakazujące czekać z niecierpliwością na następny odcinek.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat