Gwiezdne Wojny: Andor - sezon 2, odcinki 4-6 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 21 września 2022Po dość nieprzyjemnej wizycie Andora wśród skłóconych rebeliantów oraz pełnym intryg Chandrilanskim ślubie, przyszła pora na pierwszy przeskok czasowy serialu. Gdzie wylądowali moralnie wątpliwi bohaterowie Galaktyki po roku, w trakcie którego nie mogliśmy ich obserwować?
Po dość nieprzyjemnej wizycie Andora wśród skłóconych rebeliantów oraz pełnym intryg Chandrilanskim ślubie, przyszła pora na pierwszy przeskok czasowy serialu. Gdzie wylądowali moralnie wątpliwi bohaterowie Galaktyki po roku, w trakcie którego nie mogliśmy ich obserwować?

Andor, Bix, Luthen, Syril, Mon Mothma i wszyscy inni bohaterowie przeżyli rok, a nam dane jest zobaczyć kolejny rozdział powstawania galaktycznej Rebelii. Te trzy odcinki przede wszystkim skupiły się na zobrazowaniu sytuacji panującej na Ghorman po tym, jak na początku sezonu Imperium zaczęło planować drastyczną eksploatację planety. Pojawiają się napięcia, protesty i narastająca wraz z nimi propaganda oraz ucisk okupantów. To niesamowite, jak bardzo populistyczne materiały, mające nastroić obywateli Galaktyki negatywnie wobec lokalnych mieszkańców, przypominają to, co media stosują dzisiaj, chcąc przedstawić różne grupy społeczne w bardzo złym świetle. Poprzedni akt skupiał się na tym, aby pokazać pewien brak zorganizowania w części Rebelii, a teraz widzimy, jak Imperium za pomocą machiny propagandowej tworzy narrację, która usprawiedliwia ich bezwzględne działania.
W tym wszystkim muszą odnaleźć się bohaterowie, zwłaszcza dwójka z nich. Zacznijmy od Andora, który w trakcie roku poprzedzonego wielką ewakuacją swojej rodziny zdołał odbudować swój związek z Bix i zamieszkać z nią na Coruscant. I tak czekał na kolejne zlecenia Luthena. Bohater rzecz jasna zostaje wysłany na Ghorman, by ocenić tamtejszą komórkę rebeliancką. Jest to całkiem przewrotny wątek, ponieważ razem z Cassianem śledzimy to, jak nieostrożni i niedoświadczeni są buntownicy z okupowanej planety – po to, aby zostać zruganymi przez Luthena za błędne wnioski. Najlepszy spiskowiec Rebelii bezpośrednio tłumaczy, że czasy się zmieniły i nie pora na ostrożne działania. Zamiast tego należy podjudzać zdenerwowany lud, choćby nawet za cenę brutalnego tłamszenia wszelkiego oporu. Jest to idealne pokazanie rozwoju kosmicznego konfliktu, w którym coraz mniej liczy się zabawa w chowanego, a większe znaczenie zaczyna mieć wojna wizerunkowa.

Niesamowicie kontynuowany jest tu wątek Bix. Po tym, jak udało jej się po raz kolejny uciec od śmierci z rąk szturmowców, nadal nie może pozbyć się koszmarów. Najbardziej przerażający jest prześladujący ją w wizjach doktor Gorst. Te odcinki dobitnie pokazują, że Imperium pozostawia swój ślad nie tylko na ciele, ale i na psychice. Pojawia się tu też ziarno sprzeciwu wobec bezwzględnych metod działania nauczanych przez Luthena, gdyż jedną z traum Bix jest też zastrzelony przez Andora imperialny szeregowy. Te wszystkie wątpliwości moralne i traumy znajdują swoje ujście w bardzo dziwnym miejscu. Wątek Bix porusza temat uzależnienia od narkotyków – które bohaterka bierze, chcąc zapomnieć o problemach – jednak finał całkowicie skupia się na zemście na psychotycznym doktorze. Sam rewanż jest bardzo satysfakcjonujący, ale w zasadzie pojawia się znikąd. Trudno mi powiedzieć co oznacza to dla przyszłości postaci Bix.
Nie da się porozmawiać o tych odcinkach bez poruszenia wątku złotego chłopca Imperium. Po raz pierwszy przyszło nam obserwować Syrila w środowisku dla niego nienaturalnym, jako tajnego agenta szpiegującego protestujących Ghormanitów. Jego związek z Dedrą doprowadził do tego, że wreszcie może bez zarzutu służyć Imperatorowi, chociaż w sposób najbardziej ironiczny, jak to możliwe. Nie może on bowiem zostać bohaterem w lśniącej zbroi, który broni porządku, dzielnie walcząc z Rebelią. Zamiast tego przychodzi mu wejść w rolę malwersanta i oszusta zwodzącego na manowce. Powoduje to pojawienie się pierwszych rys na bezwarunkowej wierze Syrila w dobro Imperium. W jednej z pierwszych scen konfrontuje on swoją zmanipulowaną przez propagandę matkę, z faktem, że ludzie żyjący na Ghorman to nie terroryści czy bandyci, a zwykli obywatele walczący o swoje prawa. Chociaż nie dostaliśmy bezpośredniej puenty w tym wątku, jest to bardzo ciekawy motyw na przyszłość. Bohater z jednej strony będzie miał w głowie ideały Imperium, a z drugiej przyjdzie mu spoglądać na zwykłe ludzkie cierpienie i problemy.

Przejdźmy do mojej ulubionej części, czyli krótkiej wizyty Luthena i Kleyii na imprezie. Jeśli chodzi o napięcie, ten wątek wygrał. Pokazał, że nawet najlepsi muszą przygotować się na niespodziewane błędy. To nie pierwszy raz, gdy widzimy (granego przez Skarsgarda) organizatora galaktycznego podziemia postawionego w sytuacji kryzysowej. W poprzednim sezonie mieliśmy scenę efektownej ucieczki statkiem, a teraz został on podstawiony pod ścianą ze względu na nieprzewidzianą złośliwość losu. Jeden z mikrofonów zainstalowanych przez niego w sprzedawanych dziełach sztuki zupełnym przypadkiem mógł zostać wykryty. Scena, w której kłóci się z Kleyą, perfekcyjnie pokazuje to, że każdy, nawet najbardziej nieuchwytny profesjonalista, jest człowiekiem. Wszystko może się więc posypać przez jeden głupi błąd. To jednak nie Skarsgard gra pierwsze skrzypce w tym wątku. Elizabeth Dulau dała nam niesamowity występ, a scena z Lennym, gdy przy kamiennym kręgu próbuje wyciągnąć wspomniany mikrofon, wzbudza niesamowite napięcie – niczym scena przy stole z Bękartów Wojny. Protagoniści mieli świadomość, że każdy błąd może skazać ich na zagładę.
Wątek Vel i Cinty zrobił na mnie wielkie wrażenie. Chociaż sam napad na transport Imperium ma wady (o czym pod koniec), romans tej dwójki agentek Luthena, które borykają się z wyrzutami sumienia po tym, co zrobiły dla Rebelii, bardzo fajnie kontrastował z Bix i Andorem. Nie zapomnę też tragicznego finału, w którym Cinta ginie z ręki młodego rebelianta o zbyt świerzbiących rękach. Faye Marsay w roli Vel dostarcza najmocniejszy dialog tego odcinka, tłumacząc niedoświadczonemu młodzieńcowi, jakie będą konsekwencje spowodowanego przez niego wypadku.
W interesującą stronę podążyła postać Wilsoma, młodego chłopaka, który razem z Bix i Andorem uciekł z Ferrix. Został on wysłany przez Luthena, aby wyszkolić ludzi Sawa Gerrery w posługiwaniu się skomplikowaną technologią. Młody i wojowniczy bohater po raz pierwszy ma kontakt z najbardziej bezwzględną i szaloną odsłoną Rebelii, co mocno na niego wpływa. Przez całe trzy odcinki zastanawiamy się, czy to czasem nie koniec Wilsoma, ale w zaskakującym obrocie spraw widzimy, jak przechodzi na niego szaleństwo prezentowane przez Sawa Gerrerę. Choć wątek kończy się w tym momencie, może zwiastować ciekawą radykalizację młodego rebelianta i potencjalny konflikt z Luthenem czy Andorem.

Znacznie mniej czasu w tych odcinkach dostała Mon Mothma, która skradła serca widzów w poprzednim akcie. Zdaje się, że senatorce w trakcie roku udało się pogodzić ze wszystkimi tragicznymi wydarzeniami z wesela, a ona sama skupiła się na walce o sprawiedliwe traktowanie obywateli Ghorman. Jednym z ciekawszych elementów zdaje się jej relacja z mężem, chociaż pojawia się tylko w jednej scenie. Wszystko wskazuje na to, że ich stosunki są bardziej pozytywne niż w poprzednim sezonie.
Serial nadal prezentuje się fantastycznie, jeśli chodzi o wizualia i klimat. Podobnie jak było z planetami w pierwszym sezonie, widz poznaje każdy aspekt wizualny i kulturowy Ghorman. Choć jak dla mnie miasto nieco za bardzo przypomina w swojej konstrukcji Ferrix, tak jakby użyto ponownie tę samą ulicę przy nagraniach. Nie znaczy to jednak, że niczym się nie odróżnia. Na każdym kroku przypomina nam się o tym, że planeta specjalizuje się w produkcji jedwabiu – czy to przez sprzedawcę figurek jedwabników, czy wszechobecne sklepy z tkaninami. Ciekawie wygląda kwestia obcych, na których brak narzekali widzowie. Kosmiczne rasy pojawiają się, ale tylko w trakcie krótkich momentów, gdy np. Mon Mothma rozmawia z nimi w Senacie. Nie zadowoli to narzekających, ale też nie przeszkadza w odbiorze produkcji. Niestety gorzej jest z akcją. Plan napadu na transport Imperium przypomina nieco zorganizowane włamanie na Aldhani z poprzedniego sezonu, ale brakuje tu napięcia. Pomimo dość poruszającego finału wszystko wypada dość blado, gdy skontrastowane jest z pełną napięcia akcją odzyskania mikrofonu. Odczułem także drobny zgrzyt w tym, jak postacie się mijają w bardzo korzystny dla scenarzystów sposób. Zarówno Syril, jak i Andor mają wątek ściśle powiązany z Ghorman – przylatują na planetę, nawiązują kontakt z tym samym podziemiem – ale serial nie doprowadza do ich spotkania. Prawdopodobnie prędzej czy później zobaczymy konfrontację tej dwójki, aczkolwiek w niektórych momentach wydało mi się to wręcz zabawne.
Zdecydowanie czuć, że te trzy odcinki są podbudówką pod to, co przyjdzie nam zobaczyć w przyszłości. Akt przede wszystkim ma na celu zbudowanie napięcia i rozwinięcie konfliktu na Ghorman. Nie powoduje to, że automatycznie staje się on nudny, ale zdecydowanie nie jest to historia z zakończeniem, tak jak to było w przypadku aktów z pierwszego sezonu czy pierwszych trzech odcinków.
Poznaj recenzenta
Tomasz Hudyga


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1980, kończy 45 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1986, kończy 39 lat

