Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja: sezon 1, odcinek 12-14 - recenzja
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja kończą historię Hery, robią przerywnik dla gangsterów i dają odcinek mający znaczenie w kanonie.
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja kończą historię Hery, robią przerywnik dla gangsterów i dają odcinek mający znaczenie w kanonie.
12. odcinek serialu Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja jest tak samo zbyteczny, jak poprzedni. Historia Hery została dobrze opowiedziana w Rebeliantach i rozwijanie jej genezy tutaj pozostawia z obojętnością. Cała historia sprawia wrażenie zapychacza, który dodatkowo wydaje się sugestią na przyszłość. Zauważmy, że kluczem historii jest zbudowanie bliskiej relacji Hery z Omegą. Moja pierwsza myśl: to przygotowanie do któregoś serialu aktorskiego. Może Księga Boby Fetta?
Nawet 13. odcinek sprawia o wiele lepsze wrażenie, nawet pomimo faktu samodzielnej zamkniętej historii. Duża w tym zasługa poruszenia moralnych zasad grupy i pogłębienia relacji z Cid, co wydaje się docelowo bardzo istotnym wątkiem. Do tej pory ta relacja była raczej tylko zawodowa, ale po raz kolejny istotna jest tutaj rola Omegi. Świetnie ukazano odnajdywanie się klonów w życiu po wojnie, bo pomimo tego, że nadal walczą, ich codzienność jest kompletnie inna. Twórcy wykorzystują Omegę w formie bufora człowieczeństwa. Wielokrotnie w tym sezonie, ale również w 13. odcinku to ona dodaje im człowieczeństwa. Dzięki niej cały oddział rozwija się, uczy, dojrzewa, a to koniec końców sprawia, że bohaterowie są ciekawsi, mają większe znaczenie i dzięki temu też można z nimi sympatyzować.
13. odcinek może mieć większe znaczenie, bo relacja z Cid staje się osobista, ciekawsza i docelowo pewnie to będzie procentować. Pod kątem akcji jest całkiem przyzwoicie, aczkolwiek jeden aspekt przemieszczania się po tunelach pozostawia zbyt wiele do życzenia. Słyszymy o zabójczym roju, a co się dzieje, gdy latarka wypadnie Wreckerowi? Zamiast pędzić ile sił, wszyscy się zatrzymują i wypatrują zagrożenia. Tego typu decyzje fabularne są niezwykle irytujące. Czasem diabeł tkwi w szczegółach. Na plus dobre ukazanie Pyke'ów. To kolejne przypomnienie, że świat przestępczy to wciąż niewykorzystany potencjał Star Wars.
Najlepiej jednak wypada 14. odcinek, czyli ostatni przed dwuodcinkowym finałem. Twórcy doskonale wykorzystują okazję, by podbudować stawkę, bo pierwszy raz coś bohaterom się nie udaje. Hunter zostaje wzięty do niewoli. Nie zdziwiłbym się, gdyby Cid nie odegrał ważnej roli w misji ratunkowej. To zapowiada emocje i ciekawą konfrontację, która może być godna finału sezonu.
Odcinek też świetnie wpisuje się w kanon, wyjaśniając kwestię zmiany warty w armii Imperium. Rekruci zastępują klony, a te - dość świadomie - nie uczą ich tego, co najlepsze. Świetne wyjaśnienie, dlaczego szturmowcy są zwykle ukazywani jako mało rozgarnięci wojacy. Kwestia Gregora została więc wykorzystana idealnie jako wisienka na torcie w wątku, który choć nie musiał być poruszany, dobrze wyglądał w tym sezonie i stał się ciekawym dodatkiem. Opowiedziano o tej zmianie z sensem i potrzebną wiarygodnością.
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja spisuje się w wielu momentach lepiej niż poprzednicy, bo choć są lepsze i gorsze momenty, ten sezon miał zasadniczo równy poziom. Oby finał tego nie zmienił.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat