fot. materiały prasowe
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja mogą się podobać, bo w odróżnieniu od Wojen Klonów czy Rebeliantów ten serial skupia się całkowicie na jednej historii osadzonej w niezwykle ciekawym okresie przejściowym pomiędzy Republiką i Imperium. W końcu nadal nie wiemy, jak żołnierze Imperium zastąpił klony w armii i jak dokładnie to przebiegało. Ten potencjał zaczyna być coraz bardziej dostrzegalny dzięki 3. odcinku, w którym po raz pierwszy poruszono wątek armii szkolonej i lojalnej, a nie stworzonej w probówkach. Ta historia wprowadza do tego serialu wiele potrzebnej dojrzałości i mroku. Doskonale to zostało zaakcentowane po walce oddziału dowodzonego przez Crosshaira z żołnierzami Sawa Gerrery. Kwestie moralne zostały zachwiane, ale klon i jego oprogramowanie zmuszają do bezwzględnego wykonania rozkazu, nawet jeśli mówimy o cywilach. Wygadany żołnierz nie chce tego zrobić i ginie, a reszta wykonuje rozkaz i zabija cywilów (jeden z nich miał miotacz ognia...). To pokazuje pierwszy krok projektu, który jak wiemy, ostatecznie zastąpi klony w wojsku imperialnym, co samo w sobie jest ciekawe, bo pytanie brzmi: czy potem będzie to kwestia szkolenia, prania mózgu czy werbowania ludzi o wątpliwych zasadach moralnych? Ten wątek wywołuje wiele pytań, na które najwyraźniej serial zechce odpowiedzieć i tym samym uzupełnić ważną lukę w historii Star Wars.
Dobrze też wypada rozbudowa relacji oddziału z Omegą, która nadal jest tajemniczą dziewczynką, skrywającą jeszcze wiele sekretów. Jednak tutaj postawiono na czynnik ludzki, czyli budowę świadomości, że członkinią oddziału zostaje mała dziewczynka. Dobrze wygląda pod kątem emocjonalnym, jak i fabularnym, bo tworzenie tej więzi jest ważne w kontekście kolejnych odcinków. Najbardziej jednak istotne jest, że nie robi się z niej kolejnego Baby Yody, więc tym razem Omega ratuje im skórę i rzuca się w niebezpieczeństwo. Co prawda, zagrożenie proste, to jednak odwaga bohaterki dobrze podkreślona. Do tego świetnie pokazano klony jako ludzi poza chipem wpływającym na ich oprogramowanie. Tęsknota Crosshaira w tej jednej końcowej scenie była przejmująca.
Najbardziej intrygującym wątkiem jest zachowanie klonerów z Kamino. Oni wiedzą, że ich interes jest zagrożony i mają jakiś projekt, który ma im zapewnić współpracę z Imperium. Pozostaje pytanie: jaki? Czy chodzi o Omegę? Czy o coś innego? Tym razem zasygnalizowane to na tyle otwarcie, by ten wątek przypisać do udanych, bo pobudzono ciekawość na każdym poziomie.
Gwiezdne Wojny: Parszywa zgraja daje dobry, emocjonujący i przede wszystkim ciekawy odcinek. Dobrze podkreślono, że zmiana klonów na żołnierzy to nie tylko kwestie finansowe. Pobudzano także zainteresowanie widzów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/