Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków: sezon 1, odcinek 3 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 11 grudnia 2024Czy do Załogi rozbitków w końcu zawitała przygoda? Sprawdzam.
Czy do Załogi rozbitków w końcu zawitała przygoda? Sprawdzam.
Po mało porywającym początku serialu Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków 3. epizod w końcu pozwala poczuć zew przygody. Dajemy porwać się w kosmiczną podróż celem odnalezienia zaginionego domu. Chociaż nie był to odcinek bez wad, to podobał mi się zdecydowanie bardziej od poprzednich. Co zostało poprawione?
Nie było wielkiego zaskoczenia w tym, że postać Jude'a Lawa okazała się w rzeczywistości kapitanem Silvo z początku 1. odcinka, który został zdradzony, a potem pojmany. Samo pojawienie się Joda Na Nawooda sprawia, że Załoga rozbitków dostaje o kilka oczek więcej. W przeciwieństwie do bardzo prostych w konstrukcji postaci dziecięcych, jest on znacznie ciekawszy. Od samego początku jesteśmy podejrzliwi względem niego. I bardzo mi się spodobało pojawienie się konfliktu wśród dzieciaków właśnie w tej kwestii. Chłopcy (jak to chłopcy!) uwierzyli niemal od razu swojemu wybawcy. Wcale ich za to nie winię. Gdybym kilkanaście lat temu zobaczył, że ktoś jest w stanie unosić klucze w powietrzu, to również kupiłbym, że jest Jedi. Bo kto by nie chciał spotkać Jedi? Z kolei dziewczyny wykazały się bardziej racjonalnym myśleniem, które też mi się podobało. Ryan Kiera Armstrong w roli Fern wyrasta na moją ulubienicę w tej produkcji. Jest najbardziej rozsądna, najmniej dziecinna i naiwna, ale nie oznacza to, że nie ma wad. Nadal na siłę próbuje wszystkimi dowodzić i bierze na swoje barki więcej, niż jest w stanie. To ciekawa postać, bo w przeciwieństwie do pozostałych dzieciaków ma bardziej "dorosły" sposób myślenia, z którym się można utożsamić.
Tu pojawia się wada. Kwestia tożsamości Joda Na Nawooda nie została rozwiązana ostatecznie (bo w dalszym ciągu nie wiemy dokładnie, kim on jest), ale nie podoba mi się, że przestał się bawić w udawanie Jedi. Tajemnica mogła potrwać nieco dłużej. Wtedy ujawnienie (nawet jeśli fałszywe), że Jod żadnym Jedi nie jest, mocniej by wstrząsnęło – może nie widzami, którzy raczej się tego spodziewali, ale Wimem i Neelem, którzy uwielbiali Jedi, mieli figurki i bawili się w walki na miecze świetlne. Kiedy do tej rewelacji dochodzi po jednym odcinku, nie ma to aż takiego wydźwięku. Oczywiście nadal może się okazać, że bohater tym Jedi faktycznie jest, ale podobała mi się aura niepewności zawieszona wokół niego i konflikty rodzące się dookoła. Była to baza pod wiele ciekawych scen. Poza tym było to po prostu zabawne i ciekawe. Jude Law to fenomenalny aktor, a w jego postaci można dostrzec ślady Hana Solo. Typowego cwaniaczka, który nie zważa na innych i pragnie osiągnąć cel. Bardzo mi się podobał ten przesadzony, idealistyczny i podniosły sposób pokazywania go jako "Jedi". Świetna gra aktorska.
Jod stał się moją ulubioną postacią. Nie chodzi tylko o grę aktorską, ale o postępowanie tej postaci. Na pewno nie można mu ufać i wierzyć we wszystko, co mówi, ale jego pojawienie się wprowadziło pewną nieprzewidywalność. Pierwsze dwa odcinki były bardzo bezpieczne, wykalkulowane. Jod, który nieustannie wpada w tarapaty i sam nie jest świętoszkiem (w końcu zrujnował port i zranił kilka osób, a droidy traktuje jako istoty niżej kategorii), wprowadził serial na inny, lepszy tor. Świetne były też sceny z SM-33, który nie ufa nowemu pasażerowi na gapę i naprawdę zdaje się martwić o dzieciaki, a przynajmniej "kapitana". Odczułem napięcie, gdy ten się wyprostował i postawił pewnemu siebie Jodowi.
Dostaliśmy też nowe tropy co do At Attin. To nadal najciekawszy wątek w tej produkcji. Wiemy już, że na planecie używa się tych samych kredytów, co w czasach Starej Republiki, choć nie jest to miarodajne, ponieważ walutę zmieniono dopiero po pojawieniu się Imperium. Bariera z kolei prawdopodobnie chroni przed najeźdźcami, którzy mogliby się pokusić o wielki skarb. Tylko co nim jest? Wielkie Dzieło prawdopodobnie ma z tym coś wspólnego. Fascynujące jest to, że planeta była odseparowana od reszty galaktyki. Dzieciaki nadal sądzą, że Alderaan istnieje, a przecież ten wybuchł wiele lat wcześniej podczas wykorzystania Gwiazdy Śmierci na pokaz. Sporo ich ominęło. Jak wiele? Nie mogę się doczekać odpowiedzi na to pytanie. Ta intryga naprawdę mnie ciekawi.
W tym odcinku dostaliśmy sporo akcji. Nie zrozumcie mnie źle – gdy krytykowałem poprzednie epizody, wcale nie chodziło mi o brak strzelanin i wybuchów, a bardziej o brak poczucia adrenaliny i ekscytacji. Powinno ono pojawić się na przykład w momencie wzniesienia się statku, a mnie to nie wzruszyło. W 3. odcinku jest inaczej. Nawet coś tak prostego, jak przemykanie po korytarzach więzienia, zostało zrealizowane świetnie. Rozmowy między postaciami, humor i bawienie się oczekiwaniami widza co do tożsamości Joda, świetnie ze sobą zagrało. Ale same strzelaniny, wybuchy i inne kosmiczne pościgi również wykreowano z dbałością o detale. Mam ogromny problem z produkcjami Disney+, nie tylko gwiezdnowojennymi. Są one po prostu paskudne – z paroma wyjątkami. Do tych wyjątków dołącza Załoga rozbitków, która w żadnej sekundzie nie wygląda tanio. Efekty praktyczne wykonano z dbałością o detale, a jakość efektów komputerowych stoi na najwyższym, niemal kinowym poziomie (wprost fenomenalnie prezentowała się postać Kh'ymm). Świetnie się to łączy i przypomina mi Trylogię Sequeli. Pochwalę też reżysera i operatora. Twórcy nadali temu obrazowi konkretną wizję. Sceny na tle księżyca od razu przypomniały mi E.T.
3. odcinek Załogi rozbitków to znacząca poprawa względem poprzednich. W serialu przygodowym w końcu czuć... przygodę! Akcja prezentuje się znakomicie, Jude Law daje pokaz genialnego aktorstwa, a konflikty, które rodzi Jod i jego niejednoznaczna moralność, sprawiają, że oglądanie grupki dzieciaków staje się jeszcze ciekawsze. Oby tak dalej.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1975, kończy 49 lat