Happy Place - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 23 sierpnia 2023Emily Henry to amerykańska autorka bestsellerowych romansów, chwalona za swoje lekkie pióro i pomysłowość. Jak wyszło jej tym razem?
Emily Henry to amerykańska autorka bestsellerowych romansów, chwalona za swoje lekkie pióro i pomysłowość. Jak wyszło jej tym razem?
Emily Henry stała się jedną z najpopularniejszych autorek. To pisarka doceniana za styl literacki, kreowanie sympatycznych bohaterów oraz zręczne posługiwanie się znanymi motywami w powieściach romantycznych. Te zalety sprawiają, że mnóstwo oddanych czytelników czeka z niecierpliwością na kolejne tytuły, niezmiennie zachwycając się poprzednimi. Elementy, takie jak niesztampowość oraz unikanie prostych schematów, spowodowały, że chciałam sięgnąć do jej twórczości. W końcu nadszedł ten dzień i w moje ręce wpadła pozycja Happy Place, która przekonała mnie do siebie głównym, tytułowym wątkiem.
Nie należy oceniać książki po okładce, bo kolorystyka i rysunki recenzowanej pozycji mogą mylnie zasugerować, że będzie to komedia romantyczna. Tutaj romans staje się słodko-gorzki, bo los najprostsze rzeczy w życiu bohaterów przeobraża w te najbardziej skomplikowane. Plastrem na zranione serce staje się wizualizacja szczęśliwego miejsca, a realny powrót do niego jest ostatecznym lekarstwem. W ten sposób Harriet radzi sobie z trudną codziennością – powraca myślami do nadmorskiego domku w Maine, gdzie corocznie spędzała czas ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi. To miejsce, w którym umocniła więzi z bliskimi, a także stworzyła wiele radosnych, beztroskich wspomnień. Niestety, kiedyś kres idyllicznej scenerii musi nadejść. Bohaterka po zakończeniu wieloletniego związku (o czym przyjaciele nie mają bladego pojęcia) przyjeżdża do Maine i dowiaduje się, że domek został wystawiony na sprzedaż. Ekipa zbiera się po raz ostatni w swoim szczęśliwym miejscu, by wrócić pamięcią do starych, dobrych czasów.
Tytułowy wątek zostaje ukazany za pomocą licznych retrospekcji, w których z perspektywy Harriet patrzymy na chwile spędzone z przyjaciółmi, pełne śmiechu i bezgranicznego szczęścia. Obserwujemy także jej rosnącą miłość do Wyna Connora, kolejne etapy ich związku, a także gorsze momenty oraz bolesne rozstanie. Bardzo cenię ten motyw w literaturze, ponieważ dodaje on dynamiki do akcji oraz pomaga lepiej zrozumieć motywacje bohaterów. Jednak czasem przez zaburzenie chronologicznego biegu wydarzeń łatwo się pogubić. Niestety mimo podziału rozdziałów na przeszłość i teraźniejszość można się zamotać w historii. Dzieje się tak, bo narratorka nawet w częściach poświęconych aktualnym sprawom potrafi wracać do dawnych chwil.
Styl autorki jest lekki i przyjemny, więc książkę chłonie się w zaskakująco szybkim tempie, a niektóre złote cytaty pozostają w głowie na dłużej. Pisarka w poprawny sposób posłużyła się schematami romantycznymi, takimi jak druga szansa dla byłego narzeczonego i fake dating, czyli udawany związek. Jednak w moim odczuciu nie były to rozwiązania wyjątkowo zaskakujące czy świeże. Od początku wiadomo, w jakim kierunku pójdzie fabuła. Lepiej wyszła natomiast charakterystyka bohaterów, szczególnie tych pierwszoplanowych.
Harriet zdobyła moją sympatię już w scenie, gdy była o krok od spotkania z wieloletnimi przyjaciółmi. To młoda dziewczyna, której rozterki z pewnością przeżyło większość czytelniczek. Oprócz skrywanej tęsknoty za byłym narzeczonym, bohaterka wewnętrznie chowa swoją niechęć do wykonywanego zawodu. Nieraz dusi w sobie najskrytsze pragnienia, w obawie przed krytycznym spojrzeniem swoich wymagających rodziców. Tymczasem Wyn z pewnością stanie się dla wielu osób kolejnym książkowym crushem. Nie jest jednak wyłącznie obiektem westchnień Harriet, bo ma więcej do zaoferowania. Bohater zmaga się z problemami natury psychologicznej. Musi poradzić sobie po śmierci ukochanego rodzica.
Udało mi się zżyć z głównym duetem, czego nie mogę powiedzieć o ich grupie przyjaciół. Drugoplanowi bohaterowie do połowy książki byli dla mnie obojętni, mimo największych chęci i wysiłku autorki. Mają oni swoje charakterystyczne cechy, więc są rozpoznawalni, ale wciąż nie udało mi się poczuć do nich tak ogromnej sympatii, jak do Harry i Wyna. Dopiero pod koniec Sabrina, Kimmy, Cleo oraz Parth otrzymują więcej scen i odgrywają nieco większą rolę.
Happy Place to romans nieperfekcyjny, choć z pewnością jeden z ciekawszych. Dlaczego? Bo ma do zaoferowania coś więcej niż tylko historię miłosną Harriet i Wyna. Przekazuje cenne lekcje o poświęceniu życia dla mało satysfakcjonującego zawodu. Pokazuje, że jeżeli przyjaźń jest pielęgnowana, to może przetrwać wieki. Daje również nadzieję na romantyczną miłość, która może pokonać wszelkie przeszkody. Z jednej strony nie czuję dużego przywiązania do tej powieści, z drugiej mogłabym sięgnąć po kolejną książkę Emily Henry. Być może na tym polega sztuczka tej autorki?
Poznaj recenzenta
Kaja GrabowieckaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1991, kończy 33 lat
ur. 1947, kończy 77 lat
ur. 1955, kończy 69 lat