Jak zostałem superbohaterem - recenzja filmu
Kto nie chciałby mieć teraz swoich superbohaterów? Popularność produkcji z trykociarzami przekłada się na francuskie podejście do tego tematu w filmie Netflixa. Jak wyszło?
Kto nie chciałby mieć teraz swoich superbohaterów? Popularność produkcji z trykociarzami przekłada się na francuskie podejście do tego tematu w filmie Netflixa. Jak wyszło?
Obecnie chyba trudniej o popularniejszy trend w popkulturze niż nowe treści związane z superbohaterami. Trykociarze zdominowali duże i małe ekrany, radzą sobie coraz śmielej, także jeśli chodzi o gry wideo. Wszystko to oczywiście płynie do nas zza oceanu, ale czasami trafią się małe perełki z innych miejsc na świecie, które pokazują nam nieco inne podejście do etosu superbohatera. Czy taką właśnie udaną próbą jest francuski film Netflixa Jak zostałem superbohaterem?
Akcja rozgrywa się we współczesności w Paryżu. W tym świecie nikogo nie zaskakuje obecność superbohaterów, są oni zintegrowani ze społeczeństwem i każdy ma świadomość, że w życiu zawsze będą dobrzy i źli, że dotyczy to również tych z umiejętnością latania, strzelania laserami z oczu i teleportowania się. W zasadzie jest to świat wykreowany bliski temu, co znamy chociażby z Marvela, ale z jednoczesną inspiracją Watchmen autorstwa Alana Moore'a. Czyli z jednej strony mamy barwny świat zamieszkany w sporym procencie przez ludzi z mocami, ale też przybieramy perspektywę pewnego realizmu, zadając sobie pytanie: co by było, gdyby oni istnieli naprawdę?
Mam spore wątpliwości, czy tak obrana droga jest słuszna. To nie jest w żaden sposób ciekawie zaprezentowana otoczka wokół superbohaterów w tym świecie. Mamy liczne inspiracje, ale to prowadzi do braku zdecydowania i tonalnie jest to produkcja krążąca wokół parodiowania, naśmiewania się, ale też traktowania wszystkiego bardzo serio. Widzimy to również od strony wizualnej – efekty specjalne (na dobrym poziomie) oraz colour grading przypominają kolejny odcinek The Boys, ale narracyjnie gęsty klimat nieumiejętnie przełamywany jest przez postaci i zdarzenia, które gryzą się z resztą wykreowanego świata.
Fabuła zresztą nie pomaga w ostatecznym odbiorze tego filmu. Głównym bohaterem jest porucznik Moreau, który zostaje wytypowany do śledztwa razem z porucznik Schaltzmann. Ich sprawą jest powstrzymanie niebezpiecznego procederu rozpowszechniania tajemniczej i niebezpiecznej substancji dającej cywilom supermoce. Początkowo współpraca naszego duetu nie wygląda najlepiej, ale powoli będzie się to zmieniać wraz z odkrywaniem przeszłości głównego protagonisty, którego pomyłka podczas jednej z akcji miała fatalne skutki.
Uwierzcie lub nie, ale Jak zostałem superbohaterem jest zlepkiem klisz z brakiem wyraźnego pomysłu na ciekawe przetworzenie tego, co znamy. Na szczęście gatunek superhero ma na tyle mocne fundamenty, że wystarczy to do zaabsorbowania naszej uwagi i śledzenia losów bohaterów do samego końca. Bardziej kreatywne podejście możemy zaobserwować kilka razy, co podnosi lekko ocenę, ale wciąż należy mieć na uwadze, że to produkcja niezdecydowana pod kątem fabuły i tonu.
Nie ma nic złego w inspirowaniu się najlepszymi, ale gdy film powstaje przez francuskich i belgijskich twórców, którzy akcję osadzają w Paryżu, to jednak warto byłoby pokusić się o mocniejsze zaakcentowanie motywów charakterystycznych dla tej produkcji, tego świata i nieco innego sposobu operowania sprawdzoną konwencją. Jak zostałem superbohaterem nie prezentuje ani specjalnie ciekawych bohaterów, ani świeżej intrygi, co powoduje wyrzucenie tego filmu z pamięci niedługo po seansie. To, co warto pochwalić, to przede wszystkim naprawdę niezłe CGI oraz kilka momentów, kiedy widać pomysł na podążanie własną drogą, która jednak niestety i tak skręca w stronę dobrze znanych i sprawdzonych schematów.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat