Kingdom Come. Przyjdź Królestwo - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 24 marca 2021Kingdom Come. Przyjdź Królestwo to modlitwa do i ze świata superbohaterów. Ponadczasowa opowieść, będąca jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym komiksem w historii.
Kingdom Come. Przyjdź Królestwo to modlitwa do i ze świata superbohaterów. Ponadczasowa opowieść, będąca jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym komiksem w historii.
Nie powinno budzić najmniejszych wątpliwości, że na to wydarzenie rodzimi czytelnicy czekali od dłuższego czasu: na polskim rynku po 16 latach ukazało się nowe wydanie legendarnego komiksu Kingdom Come. Przyjdź Królestwo. Jeśli w świecie powieści graficznych chcielibyśmy odnaleźć odpowiednik Biblii, nasze oczy powinniśmy zwrócić właśnie w kierunku tej historii. Mamy tu do czynienia nie tylko z bodajże najlepiej narysowaną opowieścią o superbohaterach wszech czasów, ale i piekielnie inteligentnym scenariuszem, który w żaden sposób nie zestarzał się nawet po ćwierćwieczu od amerykańskiej premiery. Mark Waid i Alex Ross wchodzą na nieosiągalny dla całej rzeszy innych twórców poziom, osadzając trykociarską rzeczywistość w całej sieci religijnych nawiązań i doprawiając ją powagą o niespotykanym nigdzie indziej natężeniu. Efektem tej pracy jest komiks, którego wydźwięk ma charakter ponadczasowy; to swoista modlitwa o heroizm i prawdę leżące u fundamentów superbohaterskiego gatunku, którą de facto odmawiają postacie większe niż życie. Odbiorca powinien być wniebowzięty, tym bardziej, że wydawnictwo Egmont uraczyło nas przebogatą galerią szkiców i innych materiałów opisujących powstanie opowieści. Królestwo w końcu przyszło - i to piękniejsze, niż mogliśmy to sobie wyobrazić.
Kontekst historyczny ma olbrzymie znaczenie dla pełnego zrozumienia, co naprawdę znaczy Kingdom Come dla całej branży komiksowej. Ross i Waid rozpoczęli nad nim swoje prace wtedy, gdy Marvel znalazł się na skraju bankructwa, DC zmagało się ze spadającym na łeb, na szyję poziomem sprzedaży, a prawdziwe triumfy święciło przeobrażające myślenie o superbohaterach wydawnictwo Image Comics. Gdzieś na najgłębszym poziomie Przyjdź Królestwo staje się więc jedyną w swoim rodzaju medytacją nad transformacją świata powieści graficznych, próbującą pogodzić ducha współczesności końca XX wieku z historyczną spuścizną herosów. To właśnie dlatego punktem wyjścia w tej opowieści jest międzypokoleniowa sztafeta: najsłynniejsi członkowie Ligi Sprawiedliwości zawiesili z rozmaitych powodów trykot na kołku, a modus operandi ich następców budzi w ludziach strach. Granica pomiędzy superbohaterem a złoczyńcą stopniowo się zaciera, natomiast dawne symbole zdają się padać jak domek z kart. Sytuację najlepiej podsumowuje fakt, że rozczarowany publicznym odrzuceniem Superman zamyka się w Fortecy Samotności; rzeczywistość bez tytanów jest wyjątkowo ponura - patrzymy na nią przez pryzmat pełniącego funkcję narratora Normana McCaya, wydawałoby się zwyczajnego pastora, któremu objawia się posłaniec śmierci. Rzecz w tym, że pustka powstała po zniknięciu dawnych mocarzy, wypełniana chaotycznymi poczynaniami nowej generacji obrońców naszej planety, nieuchronnie prowadzi ku zagładzie. Wonder Woman, Batman, Superman i inni jeszcze ten jeden, być może ostatni raz będą musieli przynieść światu sprawiedliwość.
Monumentalny wymiar tej opowieści jest co prawda typowy dla komiksów z przełomu wieków, lecz w umyśle Waida ewoluuje w historię zrywającą z wszelkimi kajdanami czasu. Scenarzysta chce raczej w pierwszej kolejności wybudzić refleksję na temat tego, czym stały się wartości spajające świat pogromców zła; przejęte przez młodszych trykociarzy ideały wydają się już tylko upiorną wariacją na temat zasad, którymi kierowali się ich poprzednicy. Konflikt wartości znajduje tu dopełnienie w nieustannym ścieraniu się pokoleń - nie jest do końca jasne, co miałoby dziś oznaczać "bycie superbohaterem". Heroizm idzie więc w tej historii ramię w ramię z poczuciem życiowego zagubienia, co wyraża symbolicznie postać McCaya. Lekiem na wszechogarniającą pustkę i stagnację miałoby stać się według niego przybierające apokaliptyczną formę starcie dobra i zła. Waidowi wcale nie chodzi jednak o to, by rzucić bohaterów w wir szeroko zakrojonej w rozmachu wojny; pierwsza i najważniejsza jej bitwa rozgrywa się przecież w sercach i umysłach protagonistów. To właśnie rozdzierający wnętrze niezliczonych w Kingdom Come postaci dramat nadaje rytm wydarzeniom; niby giganci, a jednak przygnieceni zupełnie ludzkim ciężarem. Autor scenariusza w znakomitym stylu balansuje pomiędzy patosem a kameralnym wymiarem opowieści, czyniąc z religijnej podbudowy optykę, która nadaje jego pomysłowi uniwersalny charakter. Przyjdź Królestwo siłą rzeczy zamienia się w przypowieść rozumianą jako gatunek biblijny; w świecie komiksów eksperymentowało z nią wielu twórców, jednak nikt - ani wcześniej, ani później - nie zrobił tego w tak uwodzicielski sposób jak Waid.
Pierwszy pomysłodawca tej historii, Ross, w Kingdom Come już jako 26-latek postawił sobie pomnik. Jego rysunki prawdopodobnie zawsze będą stanowić niedościgniony wzorzec dla innych ilustratorów, w niewiarygodnym wręcz stylu eksponując realizm bądź co bądź wyimaginowanego świata. Nie będzie żadnej przesady w stwierdzeniu, że prace Rossa z tego komiksu są doskonałym dowodem na potęgę ludzkiej wyobraźni, która potrafi ożywić i jednocześnie na trwałe zakonserwować monumentalne postacie z uniwersum DC. Ilustracjom z Przyjdź Królestwo blisko już i do fresków, i fotografii, sugestywnie oddziałujących na umysł czytelnika. Gdy więc trzeba, ich autor bawi się perspektywą, by w innym miejscu konfrontować odbiorcę z zstępującym z nieba herosem. Jakby tego było mało, artysta z wielką pieczołowitością dba o detale, starannie dobierając grymasy na twarzach bohaterów czy sposób ich mowy ciała. Świat komiksów, jak się okazuje, może mieć zaskakująco wiele wspólnego z malarstwem z prawdziwego zdarzenia.
Kingdom Come. Przyjdź Królestwo to nie tylko szczytowe osiągnięcie branży komiksowej; to także potwierdzeniu faktu, że powieści graficzne mogą aspirować do miana dzieła sztuki. W tej ponadczasowej historii odnajdziemy miszmasz wszystkiego tego, co cementuje gatunek superbohaterski: rozmachu przedstawionych wydarzeń, dynamicznych scen akcji i refleksji nad istotą heroizmu. Z punktu widzenia mitologii doskonale nam już dziś znanych postaci będzie to zarazem dekonstrukcja, jak i przybierająca uniwersalną formę rewolucja, która na nowo zdefiniowała superbohaterską rzeczywistość. Rzecz jasna mamy tu do czynienia z pozycją obowiązkową na Waszej półce, do której można nieustannie wracać, odczytując ją na nowo. Z pozycją, która porusza - "jako w niebie, tak i na ziemi".
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat