Kontrola bezpieczeństwa - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 13 grudnia 2024Czy Kontrola bezpieczeństwa od Netflixa może być nową Szklaną pułapką? Oceniam.
Czy Kontrola bezpieczeństwa od Netflixa może być nową Szklaną pułapką? Oceniam.
Kontrola bezpieczeństwa to nowy film Netflixa, który w okresie świątecznym ma pełnić funkcję podobną do Szklanej pułapki. Chociaż produkcji z Taronem Egertonem i Jasonem Batemanem w rolach głównych brakuje jakości klasyka kina z Brucem Willisem, to oferuje świetną zabawę i trzymającą w napięciu fabułę.
Ethan Kopek nie ma łatwego życia. Okazuje się, że jego dziewczyna jest w ciąży, a praca przy wykrywaczu metalu na lotnisku może nie wystarczyć na komfortowe życie. Mimo aspiracji do zostania policjantem stawia na bardziej realistyczny plan i w Święta decyduje się poprosić o podwyżkę. To się udaje, a on ląduje przed skanerem do sprawdzania bagaży. Niestety zostaje wplątany w intrygę, której efektem może być śmierć setek lub tysięcy osób. Trudno sobie wyobrazić gorszy pierwszy dzień na nowym stanowisku.
Kontrola bezpieczeństwa to bardzo kameralna produkcja. Cała jej akcja dzieje się na lotnisku, które dzięki temu możemy lepiej poznać. Nie powiedziałbym, że to miejsce staje się osobnym bohaterem powieści, ale spędzamy tam na tyle dużo czasu, by czuć się w nim swobodnie. Pomysł na historię był prosty, ale został ciekawie rozwinięty. Przypomina to, co widzieliśmy w Szklanej pułapce 3 z "Simon mówi". Na szczęście świetna gra aktorska (przede wszystkim hipnotyzujący głos Jasona Batemana) sprawia, że nie da się nudzić. Scenariusz też co chwila rzuca bohaterowi kłody pod nogi, a ten musi lawirować pomiędzy nimi, jakby pokonywał gigantyczny slalom. Ethan to postać, którą łatwo polubić. Zwykły chłopak, który chce dostać podwyżkę i pragnie lepszego życia dla siebie i swojej dziewczyny. Tylko tyle i aż tyle. Jest kompetentny, zaradny i pomysłowy, ale brakuje mu ambicji i pewności siebie. To typowy "everyman", za którego trzymamy kciuki. Szkoda, ze Sofia Carson blado wypada w roli jego partnerki. Jej gra aktorska jest sztuczna, nieprzekonująca. Brakuje też chemii z Taronem Egertonem, który ma jej więcej w scenach z Batemanem.
Jason Bateman tworzy świetnego, charyzmatycznego złoczyńcę, który jest prawdziwym utrapieniem. Jego kompetencje poznajemy na samym początku, a potem stopniowo odkrywamy kolejne płaszczyzny charakteru. To on ciągnie te produkcje za uszy i sprawia, że jest tak angażująca. Nieustanne droczenie się z Ethanem, złośliwe komentarze, przytyki. Ich relacja jest świetnie poprowadzona i nieraz prowadzi do uśmiechu lub parsknięcia. To typ łotra, z którym nie chciałoby się gadać dłużej niż pięć minut, tymczasem protagonista musi go słuchać nieustannie. Nie ma tu też przesady ani absurdu. Bateman nie szarżuje w tej roli. Nawet złośliwości są precyzyjne jak strzał z karabinu snajperskiego. Poza tym humoru jest tyle, ile powinno być.
Zaskoczyła mnie obsada poboczna. Mamy wiele postaci, ale większość z nich jest jednowymiarowa i oparta na jakiejś kliszy lub stereotypie, np. soundcloudowy raper Gen Z, który mówi slangiem i jest typowym luzakiem. Poza tym pojawia się wredny i złośliwy szef, najlepszy kumpel protagonisty, zdeterminowana agentka, która chce dogrzebać się do sedna sprawy. Ta jednowymiarowość nie przeszkadza tak bardzo, bo każdy dostaje swoje pięć minut i wnosi coś istotnego do scenariusza. Nie jest to może nic wielkiego, ale sprawia, że im kibicujemy. Nie przechodzimy obok tych postaci obojętnie.
Pojawia się oczywiście kilka głupotek. Największą z nich było uwierzenie, że nikt w pobliżu nie słyszał, jak główny bohater, który podejrzanie się zachowuje, na głos rozmawia z nieznajomym kolesiem. Kolega, który siedział dosłownie dwa metry dalej i był podejrzliwy wobec Kopeka od samego początku, nie zwrócił na to uwagi. Scenariusz i machinacje antagonisty wymagają zawieszenia niewiary. Trzeba dać się porwać tej akcji i intrydze, która nie jest przesadnie skomplikowana i opiera się na prostych i przewidywalnych schematach. To nie jest film, który wywróci Wasze życie do góry nogami i sprawi, że się nad nim zastanowicie. To nieskomplikowana historyjka z pewną dozą akcji, ale nic więcej.
Wizualnie również nie mamy tu do czynienia z rewolucją. Historia jest dość przyziemna. Reżyser bardziej się skupiał na prowadzeniu relacji dwóch głównych bohaterów niż dbaniu o to, żeby każde ujęcie było dopieszczone. W oczy rzuciły się dwie sceny – pierwsza z początku (świetnie wprowadza antagonistę; po tym filmie chętnie zobaczyłbym Jasona Batemana w roli Aidena Pearce'a z serii gier Watch Dogs), bo jest nakręcona z polotem i klimatyczna, a druga mniej więcej z 2. połowy produkcji, kiedy otrzymujemy walkę na jednym ujęciu w ciasnej przestrzeni. To kreatywne i niespodziewane rozwiązanie, które rozgrzewa przewidywalny do tej pory film. Niestety wkrada się tu bardzo słabe CGI, które nie pozwala się nią nacieszyć w pełni.
Kontrola bezpieczeństwa to udany film akcji z ciekawym pomysłem i fantastyczną obsadą. Aktorzy sprawiają, że prosty zamysł na fabułę potrafi zaangażować i dostarczyć sporo rozrywki. To żadna rewolucja w kinie czy na streamingu, ale idealna pozycja na spędzenie świątecznego popołudnia.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat