Legends of Tomorrow: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Jedna z najbardziej oczekiwanych premier początku 2016 roku, Legends of Tomorrow, będąca spin-offem seriali Arrow i Flash, zadebiutowała w ramówce. Produkcja szuka swojego własnego stylu, ma niezły koncept, ale pilotowy odcinek rozczarowuje pod względem fabularnym.
Jedna z najbardziej oczekiwanych premier początku 2016 roku, Legends of Tomorrow, będąca spin-offem seriali Arrow i Flash, zadebiutowała w ramówce. Produkcja szuka swojego własnego stylu, ma niezły koncept, ale pilotowy odcinek rozczarowuje pod względem fabularnym.
Legends of Tomorrow to kolejny projekt Andrew Kreisberga, Grega Berlantiego i Marca Guggenheima, którzy wspólnie dla stacji CW i studia Warner Bros. tworzą seriale oparte na komiksach DC. Zimą i wiosną 2016 roku w ramówce jednej stacji znajdą się łącznie 3 takie produkcje i nie ma co ukrywać – wobec tej debiutującej dzisiaj oczekiwania były wysokie. Z jednej strony historia oparta jest na znanych bohaterach, ale jednocześnie skupia się na podróżach w czasie i wątku nieśmiertelności. Koncept całej historii od początku przypadł mi do gustu. Widać też, że WBTV chciało stworzyć coś innego niż dotychczas. Zamiast skupiać się na jednej wyrazistej postaci, stworzono serial oparty na grupie mniej lub bardziej znaczących bohaterów, którzy w mniejszym lub większym stopniu zaznaczyli swoją obecność w serialach Arrow i The Flash.
Ekipa jest maksymalnie zróżnicowana. Sara Lance / White Cannary i Ray Palmer / Atom wypadają całkiem nieźle, ale w dużej mierze były to postacie, które ciągnęły wiele odcinków 2. i 3. sezonu Arrow. Zarówno pojawienie się Sary, jak i Raya w historii Olivera Queena było udanym ruchem scenarzystów i dzięki nim przygody Green Arrowa oglądało się z należytą uwagą. Bardzo pozytywnie wypada też duet łotrów z Flasha – Leonard Snart / Captain Cold oraz Mick Rory / Heat Wave. Odcinki z ich udziałem w produkcji o Barrym Allenie zawsze wyróżniały się na tle pozostałych. Wentworth Miller i Dominic Purcell świetnie pasują do swoich ról, ale też mają dobrze napisane, prześmiewcze dialogi, które rozluźniają atmosferę. Pozytywnie wypada także Rip Hunter, podróżnik w czasie, a jednocześnie człowiek szukający zemsty na Vandalu Savage’u, głównym złym całego serialu (lub 1. sezonu).
Niestety dobrych słów nie da się powiedzieć o reszcie ekipy. Firestorm i dr Martin Stein – teoretycznie tworzący jedność, w praktyce zupełnie do siebie nie pasują. Ich interakcje są słabe i wydaje się, że w całkowitym rozrachunku nie powinni oni odegrać znaczącej roli w walce z Savage'em. Jeszcze gorzej w moim odczuciu wypadają Hawkgirl i Hawkman. Podobnie jak miało to miejsce w crossoverze Flash i Arrow, sceny z ich udziałem są nijakie, pozbawione emocji i wyrazistych dialogów, a w momencie, gdy postacie popisują się swoimi nadprzyrodzonymi zdolnościami, zawodzą efekty komputerowe, które wyglądają bardzo słabo i całkowicie obnażają niski budżet serialu.
Należy zauważyć, że w czwartek telewizja CW wyemitowała tylko pierwszą część premiery. Pilotowy odcinek podzielony został na dwie części, ale stacja zdecydowała się wyemitować je osobno (a nie przez jednego dnia). W efekcie rzuca się w oczy fakt, że bohaterów jest zbyt wielu. Spokojnie cała grupa mogłaby liczyć 5-6 osób (razem z Ripem Hunterem), dzięki czemu bohaterowie mieliby więcej czasu, by pojawić się na ekranie. Tymczasem okazuje się, że połowa z nich podczas pierwszej misji nie ma co robić i szuka własnych rozrywek.
Pilot: Part 1 rozczarowuje też pod względem fabularnym. Wizyta w latach 70. oraz cudowne odnalezienie syna… Kendry i Cartera nie było czymś, czego oczekiwałem po pilotowym odcinku. Z drugiej jednak strony scenarzyści nie mieli łatwego zadania, bowiem połowę odcinka zajęło formowanie drużyny, zastanawianie się. czy warto / nie warto przystąpić do Huntera, i ostateczne zjednanie się grupy. Nie można mieć za to zarzutów do elementów humorystycznych. Tych jest wiele, a zgodnie z zapowiedziami twórców cała historia ma być prowadzona w luźnym i swobodnym tonie. Czuć było to w chwilach, gdy dwukrotnie nawiązywano nawet od Gwiezdnych wojen.
Czytaj również: Johnathon Schaech dołącza do Legends of Tomorrow
Legends of Tomorrow nie jest serialem nadzwyczajnym. To prosta i nieskomplikowana historia o grupie znanych bohaterów, która przypadnie do gustu fanom Arrow i Flash. Inni widzowie nie mają czego w tej produkcji szukać (przynajmniej na razie). Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach scenarzyści nieco lepiej gospodarować będą postaciami oraz ich obecnością na ekranie. Aktualnie nie warto LoT skreślać, bo produkcja CW ma szansę w kolejnych tygodniach poprawić swoją jakość i nieco lepiej rozwinąć historię.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat