Legends of Tomorrow: sezon 5, odcinek 9 i 10 - recenzja
Mnogość wątków i szalone tempo wydarzeń to to, co zawsze wyróżniało Legends of Tomorrow. No i czerpanie z dobrodziejstw popkultury, co często serialowi wychodziło na dobre. Czy tak było i tym razem?
Mnogość wątków i szalone tempo wydarzeń to to, co zawsze wyróżniało Legends of Tomorrow. No i czerpanie z dobrodziejstw popkultury, co często serialowi wychodziło na dobre. Czy tak było i tym razem?
Obecny sezon Legends of Tomorrow jest mocno nierówny pod względem narracji. Bo jeśli w poprzednich sezonach w ciemno mogliśmy założyć, że dostaniemy np. kolejne nawiązanie do historii świata, tak w tym sezonie mamy dość mocny mix. Bo z jednej strony dostajemy piekielne dusze najsłynniejszych morderców w historii świata, z drugiej mroczną jazdę Johna Constantine'a tylko po to, aby uratować matkę Astry, a z trzeciej... No właśnie. Już po zapowiedziach wiadomo, że do końca sezonu czeka nas trochę zabawy z konwencją innych, popularnych seriali. Namiastkę dostaliśmy w epizodzie Zari, Not Zari, w którym Legendy trafiają do świata... Supernatural. A właściwie na plan zdjęciowy serialu. Jeśli ktoś liczył na to, że zobaczymy Jensena Acklesa bądź Jareda Padaleckiego, to musiał obejść się smakiem. Z Impali to głównie widzieliśmy jej tyłek, jeśli można tak powiedzieć o samochodzie. A tak to płotki, płotki i raz jeszcze płotki, choć utrzymane w konwencji niejako obydwu seriali, czyli żywych trupów. Bo też w tym wszystkim cały czas chodzi o znalezienie zaginionych elementów Krosna Przeznaczenia, dzięki którym John przywróci życie matki Astry, sprawiając, że ta nie będzie już rządzić w piekle.
Odcinek bardziej jednak skupia się (zaledwie w 1/4 tak naprawdę, no – może 1/3) na Zari. Behrad proponuje jej głęboką medytację, dzięki której w końcu pozna samą siebie. No i poznaje. Zari, tę wcześniejszą, która istniała w świecie Legend przed obecną. I to był zaskakująco mocny punkt odcinka. Zobaczenie tej dawnej, fajnej Zari w zderzeniu z tą obecną. Odgrywająca tę rolę Tala Ashe pokazała, że ma w sobie fajne pokłady talentu aktorskiego. No i śmierć Behrada – przewidywalna, będąca konsekwencją działań przede wszystkim Constantine'a, który z uporem maniaka chce zrealizować swój własny cel, nie bacząc na konsekwencje. Bo też decyzja, by stanąć oko w oko z Atropos, jedną z sióstr Charlie, była bardzo głupia, ale pamiętając wiele poprzednich epizodów serialu – mało zaskakująca, ponieważ głupie działania to niemal drugie imię Legend.
Jest oczywiście jeszcze wątek Micka próbującego dogadać się ze swoją córką-niespodzianką, ale finalnie, choć momentami jest to zabawne, należy to traktować jako dopełnienie tego odcinka, by skończył się w określonym czasie.
The Great British Fake Off, czyli kolejny epizod Legend, rzuca nas w kolejny wir wydarzeń, tradycyjnie dzieląc akcję na kilka wątków, a tym samym dzieląc głównych bohaterów. Zari koniecznie chce odzyskać Behrada, więc zmusza Johna do tego, aby we dwoje odnaleźli kolejny element (a właściwie pierścień) Krosna Przeznaczenia. Ava, Gary i Rory wybierają się natomiast do piekła, by porozmawiać twarzą w twarz z Astrą i dowiedzieć się, gdzie tak pilnie wysyła kolejne dusze recydywistów. A Sara? Zapada w śpiączkę, co jest konsekwencją zmian, jakie wywołała jej kolejna śmierć, dzięki czemu zyskała nowe, tajemnicze umiejętności.
W przypadku tego epizodu mocnym punktem była relacja Constantine'a z Zari i całe perypetie związane z kolejnymi duszami wypuszczonymi z piekła. Może nie było zaskakująco, ale na pewno ciekawie. Podobnie zresztą jak w czasie wizyty Avy, Gary'ego i Rory'ego w piekle. Nie można było odmówić tym wątkom humoru i jednego czy dwóch zaskakujących rozwiązań. Niemniej miało się wrażenie, że odegrano przed nami parę klisz, które już wcześniej widzieliśmy w tym serialu. Taki wniosek można wyciągnąć po przejściu na dobrą stronę mocy Astry czy kolejnym zawodzie miłosnym Nate'a (co zresztą zostało dość ironicznie podkreślone w jednej ze scen). Słowem – brak większych zaskoczeń, co jak na ironię jest w tym przypadku plusem z prostej przyczyny – w innych serialach ze świata DC, kiedy silono się na twisty, wypadały one dość komicznie (w Arrow wręcz nagminnie). Tu nie ma kombinowania jak koń pod górkę, przez co brak większych rozczarowań.
No a jeśli o rozczarowaniach mowa, to tym największym jest chyba to, że Legendy po tym, jak rozwijały się przez ostatnie dwa sezony w całkiem fajną stronę – przystanęły. Twórcom zabrakło trochę pazura, a scenarzystom pomysłów, jak ulepszyć jeden z lepszych seriali superbohaterskich ze stacji CW. I chyba lepiej już nie będzie, ale gorzej też nie powinno. I to właściwie jedyny, sensowny wniosek, jaki można wyciągnąć po obejrzeniu większości epizodów tego sezonu.
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat