LEGO Gwiezdne Wojny: Odbuduj Galatykę: sezon 1 - recenzja
Czy alternatywna historia Gwiezdnych Wojen w pełni wykorzystuje swój potencjał? Sprawdzam.
Czy alternatywna historia Gwiezdnych Wojen w pełni wykorzystuje swój potencjał? Sprawdzam.
Lego Star Wars: Rebuild the Galaxy to projekt, który interesował mnie od samego początku. Uniwersum Gwiezdnych Wojen jest ogromne! Praktycznie nie ma końca, jeśli weźmie się pod uwagę również Legendy. To idealny fundament pod historie typu A gdyby...? od MCU. I zapowiadało się, że tym właśnie będzie nowa produkcja Disney+. Chociaż spełnia ona obietnice, to robi to niestety bardzo pobieżnie i w sposób mniej angażujący od superbohaterskiego bliźniaka. Stylistyka LEGO ani nie pomaga, ani nie przeszkadza. Brakuje mi absurdalnego humoru, który jest typowy dla gier o Gwiezdnych Wojnach w tym stylu.
Sig Greebling to młody chłopak, który uwielbia opowiadać znane z kinowych filmów historie. Pewnego dnia w wyniku zbiegu okoliczności odnajduje zaginioną świątynię Jedi. Kradzież znajdującego się tam artefaktu doprowadza do katastrofalnych zmian, które raz na zawsze zmieniają wszechświat. I tak oto w kolejnych czterech krótkich odcinkach poznajemy na nowo postaci z filmów. Z samych zwiastunów wiadomo, że będzie wśród nich Darth Jar Jar (który jest już swoistą legendą w fandomie Gwiezdnych Wojen), ale też różowy Vader. Niespodzianek jest znacznie więcej, ale tu pojawia się pierwszy problem – to tylko puszczanie oczka do widza. Oczywiście niektóre postaci uczestniczą w fabule i mają na nią wpływ, ale na koniec miałem nieodparte poczucie, że zabawa z tymi wariantami postaci mogłaby być ciekawsza i bardziej rozbudowana. Tym bardziej że zabawa w większości sprowadza się do zamiany na zasadzie: dobra postać stała się zła, a zła postać jest dobra. Chwilami to działa i wywołuje uśmiech na twarzy, ale serial pozostawił po sobie posmak zmarnowanego potencjału.
Strukturalnie to serial inny od A gdyby...?, bo produkcja z Kinowego Uniwersum Marvela opiera się w większości na różnych historiach, które nie zawsze się ze sobą łączą lub robią to w bardzo znikomy sposób. LEGO Gwiezdne Wojny: Odbuduj Galaktykę to jedna historia od samego początku do końca. To historia Siga. Ten bohater mi nie przeszkadzał, ale też mnie szczególnie nie porwał. Był typowym protagonistą, którego się spodziewałem. Warto jednak mieć na uwadze, że to przede wszystkim produkcja dla dzieciaków i fanów Gwiezdnych Wojen. Dzieciaki, które nie znają tego świata, mogą go poznać i pokochać, a dla weteranów jest wiele smaczków, które są łatwe do wyłapania. To też komediowa produkcja, ale z humorem bywa różnie. Jest tu dużo żartów dla młodszych, a także odniesień do popkultury i przede wszystkim do innych produkcji z tego świata. Brakowało mi jednak absurdalności, którą cechują się filmy i gry z LEGO. Uważam, że o wiele zabawniejsza była growa wersja klockowych Gwiezdnych Wojen.
Historia jest stosunkowo prosta i można ją łatwo przewidzieć. Największe zaskoczenia dzieją się po drodze, gdy napotykamy kolejne (nie)znane postaci, teraz odmienione przez działania Siga. Scenariusz nie jest skomplikowany. Opowieść leci w tempie TIE-winga (kto oglądał, ten wie) od A do Z i nie zwalnia nawet na moment. Cieszę się jednak, że pokuszono się o stworzenie oryginalnych postaci. O ich los można było się pomartwić. I, jak to zwykle bywa w Gwiezdnych Wojnach, najbardziej przejąłem się losem droida.
Dobrze było usłyszeć aktorów z filmów w tych małych, rozrywkowych rolach. Niektórzy zjedli zęby na aktorstwie głosowym, jak legendarny Mark Hamill, ale dla innych była to pierwsza taka okazja. Świetnie spisała się Daisy Ridley w roli, która była przewidziana dla filmów. Mimo że pojawiła się tylko na parę chwil, to jej występ sprawił, że jeszcze bardziej żałuję, że losy Trylogii Sequeli potoczyły się w ten, a nie inny sposób. Byłaby znakomita w tamtej wyciętej roli.
Wizualnie jest bez fajerwerków. Raczej nikt się ich nie spodziewał, choć produkcje LEGO potrafią zachwycać, co nieraz udowodniono. Tutaj szału nie ma, ale nie wywołuje to też grymasu obrzydzenia na twarzy. Najgorzej wypadają sceny akcji, ponieważ są zrealizowane w stylu poruszania się klockowatych postaci, a to nie sprzyja dynamice czy ciekawej choreografii. Bardzo mi się podobało za to włączenie elementu budowania, który jest dla LEGO nieodzowny. To właśnie dodaje szczypty kreatywności potyczkom i scenom akcji ogólnie. Obserwowanie, jak Jedi budują w powietrzu dodatki do uciekającego przed wrogiem statku kosmicznego, to świetna zabawa.
W mojej ocenie pomysł na serial był lepszy od jego wykonania, ale zakończenie, a przede wszystkim ostatnia scena, która zwali wiele osób z nóg, sugeruje, że to jeszcze nie koniec przygód Siga i spółki. Mam nadzieję, że twórcy wyciągną wnioski z pierwszej odsłony i ewentualny 2. sezon przyniesie więcej ciekawej zabawy z różnymi wariantami znanych nam postaci. W tej produkcji dostrzegam wielki potencjał, który trzeba wyciągnąć Mocą.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat