Lucyfer: sezon 2, odcinek 8 – recenzja
Lucyfer ma odcinki, po których najchętniej skreśliłoby się serial z listy oglądanych. Trafiają się jednak też ciekawe i zabawne – do nich należy Trip to Stabby Town.
Lucyfer ma odcinki, po których najchętniej skreśliłoby się serial z listy oglądanych. Trafiają się jednak też ciekawe i zabawne – do nich należy Trip to Stabby Town.
Do łask wraca główny wątek, który niestety nie robi najlepszego wrażenia. Matka bohatera była zbyt często przedstawiana w humorystycznych scenach, co sprawia, że niełatwo traktować ją poważnie. Oczywiście trudno nie być ciekawym jej planów, lecz jeśli będą dotyczyły zemsty na Bogu lub pogodzenia się z Nim, może to wyjść przeciętnie. Powód jest prosty – dalej brakuje jeszcze jednej istotnej, nadnaturalnej postaci – anioła, demona, kogokolwiek, kto by potrafił namieszać i budzić respekt. Kimś takim z pewnością mógłby być Bóg, ale szczerze wątpię, aby nagle wkroczył do akcji, bo zbyt wyraźnie kładzie się nacisk na Jego milczenie. W takim przypadku końcowe starcie prawdopodobnie rozegra się między Lucyferem a jego matką.
Nie do końca przekonuje przejście Amenadiela na stronę złego rodzica, lecz może z czasem sytuacja ulegnie rozjaśnieniu i poznamy jego motywacje. W dialogach z psycholożką padł także interesujący komunikat o innej postaci z rodziny bohatera – anioł śmierci to kobieta. Może odwiedziłaby świat Lucyfera? Nie miałbym nic przeciwko.
Kolejna sprawa morderstwa to dowód na to, że twórcy potrafią stworzyć niezły scenariusz – w sam raz do proceduralnego kryminału. Na pewno dobrym pomysłem było skupienie śledztwa na niezwykłej broni. To wprowadziło pożądane reperkusje dla odcinka – zamiast zastanawiania się nad motywami mordercy, śledzimy próby zatrzymania zabójczego szału wśród ludzi zbierającego swoje żniwa. Zawsze to jakieś urozmaicenie, tu nawet niespodziewanie ekscytujące. W końcu liczba trupów rośnie, a śmierci następują w niecodziennych okolicznościach.
Twórcy wracają do relacji między Lucyferem a Chloe – czy łączy ich przyjaźń, czy może coś więcej? Nie wiem, w jakim celu to robią, nie licząc zapewnienia nam kolejnych zabawnych scen. Te dwie postacie raczej nie mogą być ze sobą, szczególnie gdy obserwujemy ocieplanie wizerunku Dana, który wciąż kocha detektyw Decker. Dlatego przedstawienie kobiety jako zazdrosnej o Morningstara trochę nie ma sensu. Jednak trzeba przyznać, że jest komicznie. Sugerowanie, że Lucyfera i Ellę Lopez łączą intymne stosunki, parokrotnie doprowadza do śmiechu, a humor odcinka opiera się nie tylko na tych bohaterach.
Trzeba też pochwalić wybrnięcie z mało racjonalnego zachowania Lucyfera. Chować potężną broń w dole w jakimś lesie? To zupełnie nieodpowiedzialne, z czego postacie zdają sobie sprawę, więc celnie punktują nieprzemyślaną decyzję protagonisty. Racja, Lucyfer w tym momencie znowu przybiera pozę nieodpowiedzialnego śmieszka, zamiast poważnej, doświadczonej i długo żyjącej na świecie istoty, lecz Trip to Stabby Town to ten epizod, w którym chętnie kupuję tak niewiarygodną wizję byłego Pana Piekieł.
Nowego znaczenia nabierają spotkania z psycholożką. Kobieta szybko pozbierała się po zobaczeniu prawdziwej twarzy Lucyfera i dopytuje się go o funkcjonowanie piekła. To także pełni rolę akcentów humorystycznych, do tego dobrze się sprawdzających. Dialogi między tą dwójką, w których pada nawet wzmianka o Donaldzie Trumpie, doskonale bawią, mimo że przecież sam nie przepadam za postacią Lindy. Tak więc Trip to Stabby Town okazał się przyjemnym odcinkiem, sprawiającym, że znowu wyczekuje się następnych epizodów serialu Lucifer.
Źródło: fot. FOX
Poznaj recenzenta
Krzysztof LewandowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat