Serial "Marvel's Agent Carter" zaprezentował widzom cudowną konwencję perfekcyjnie pasującą do czasu akcji, w której wszystko idealnie współgra - przemyślana historia, dobór aktorów, humor i kreacja świata przedstawionego. To wszystko ma niesamowity urok, który ani na chwilę nie traci swojej mocy.
Wątek rosyjskiego lekarza osadzony w bazie SSR jest ciekawie poprowadzony, ale zarazem jest w tym jeden drobny szkopuł. Oczywiście to serial komiksowy, ale pokazana metoda hipnozy wydaje się zbyt banalna, a przez to nie do końca przekonująca. Rozumiem, że przekabacanie młodego agenta wychodzi tak szybko i bezproblemowo, ale z Dooleyem powinno to trwać dłużej, bo w końcu mamy tutaj wytrenowanego i doświadczonego człowieka, który powinien opierać się tak podejrzanym trikom. Dooley to element, który boli w tym odcinku, bo Shea Wigham świetnie wpasował się w te rolę, tworząc postać interesującą i coraz bardziej wyrazistą, oraz wiele wnosił do całej opowieści, więc tym bardziej szkoda, że wszystko potoczyło się tym torem.
Peggy Carter (Hayley Atwell) nieźle się uporała z całym problemem, ale odniosłem wrażenie, że jej brak chęci współpracy wyglądał bardziej jak przedłużanie tego na siłę. Carter niczego nie zyskała przez niewyjaśnienie sytuacji, a jedynie straciła, więc dlaczego od razu nie opowiedziała wszystkiego jak w późniejszych scenach? Reszta wątku jest prowadzona świetnie - opowieść wciąga, poszczególne motywy ciekawią, a humor bawi. Wszystko zazębia się i działa tak jak powinno. Szkoda trochę, że koledzy z SSR wcześniej nie obdarzyli jej zaufaniem, tylko z góry rzucili oskarżenia. Choć wydarzenia z wyprawy do Rosji nawiązały nić pomiędzy Carter a chłopakami, wydaje się, że akcja tego odcinka ją naprawdę wzmocniła. Szczerość agentki, jej emocjonalność i otwartość dodały tego, czego brakowało, by w końcu ten zespół działał jak dobrze naoliwiona maszyna. Wydaje się, że w finale zobaczymy potwierdzenie tej tezy, gdy wszyscy będą wspólnie pracować nad dorwaniem Rosjanina.
[video-browser playlist="666289" suggest=""]
W przedostatnim odcinku nie brak najważniejszych zalet tego serialu: wyśmienitego klimatu, akcji (nawet przegięta Dottie się sprawdza) i tworzenia świata. Bezapelacyjnie można powiedzieć, że "Marvel's Agent Carter" to pod względem technicznym serial tworzony w najwyższej kinowej jakości. Debiut firmy Industrial Light & Magic na małym ekranie pokazuje coś, co powinno koniecznie zostać jakoś wyróżnione. Wiarygodność, atmosfera stworzonej rzeczywistości i efektowność potrafią zachwycić.
Zobacz również: „Marvel’s Agent Carter” – tak tworzono zaskakujące efekty specjalne na kinowym poziomie
"Marvel's Agent Carter" to serial specyficzny i wyjątkowy. Konwencja może się wydawać trochę kiczowata, ale ma ona wiele uroku, czerpie garściami z dawnego kina i przekonuje. Dzięki temu produkcja wyróżnia się we współczesnej telewizji i pokazuje rosnący potencjał Marvela na małym ekranie. Pozostaje jedynie pytanie, jak historia się zakończy. Nie zapowiada się na to, by finał miał być spektakularny i wybuchowy, ale może twórcy zaserwują nam wielką niespodziankę i jakieś soczyste powiązanie z którymś z nadchodzących filmów. Byłoby to najlepsze rozwiązanie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/