Mass Effect 3
Pięć dużych nazwisk odpowiedzialnych za jeden projekt. Nie wiadomo, czy ich współpraca bardziej przypominała pertraktacje dyplomatyczne na szczycie, czy Sajgon w sześćdziesiątym siódmym. Znamy za to jej efekt.
Pięć dużych nazwisk odpowiedzialnych za jeden projekt. Nie wiadomo, czy ich współpraca bardziej przypominała pertraktacje dyplomatyczne na szczycie, czy Sajgon w sześćdziesiątym siódmym. Znamy za to jej efekt.
Lista sprawców muzyki do "Mass Effect 3" jest długa. Przede wszystkim Sam Hulick, który współpracował z Jackiem Wallem przy ścieżce dźwiękowej do dwóch poprzednich części sagi. Do tego ekipa zajmująca się dodatkami do gry w składzie: Christopher Lennertz, Cris Velasco i Sascha Dikiciyan. No i jeszcze Clint Mansell, autor muzyki m.in. do "Requiem dla snu" oraz "Czarnego łabędzia" w roli pomostu pomiędzy ekranem srebrnym a komputerowym.
Ubranie w dźwięki finałowej części przygód Sheparda musiało być nie lada wyzwaniem. Doczekaliśmy się gry, do której bardziej pasuje określenie "film interaktywny" i to taki, w którym poważnie traktuje się teorię "efektu motyla". W związku z tym naturalnym było, że charakter ścieżki dźwiękowej poszedł bardziej w stronę muzyki filmowej. Jak powiedział sam Mansell, stworzono symfonię, która została pocięta na pasujące do siebie kawałki. Tak powstał album zrodzony na pograniczu action RPG oraz kina z mocnym akcentem na to ostatnie.
Oczywiście zadbano o to, aby ścieżka zawierała utwory w stylu "starej szkoły", czyli takie, które można ustawić jako neutralne tło pod rozgrywkę. W tym miejscu warto wspomnieć o elektronicznym "Mars", którym Sam Hulick udowodnił, że nie tylko utrzymał, ale i prześcignął poziom, który sam ustanowił pracując przy poprzednich częściach sagi. Z tej samej części muzycznej rodziny pochodzi ciekawy smaczek wykorzystany w napisach końcowych - "Das Malefitz" grupy Faunts, która już pojawiła się gościnnie na ścieżce dźwiękowej do pierwszej części "Mass Effect". W tle jest też miejsce dla motywów chóralno - orkiestrowych i tutaj szczególnie czuć ten kinowy rozmach, którego najlepszym przykładem jest "Reaper Chase" z absolutnie fenomenalną partią smyczkową.
Dużo jest utworów, które wyraźnie rysują się jako podkładki pod części fabularne. Przynajmniej mam nadzieję, że nie usłyszę ich podczas rozgrywki, bo naprawdę trudno utrzymać prawidłową akcję serca za każdym razem, kiedy w słuchawkach leci nieco orientalne "I Was Lost Without You". Zakładam więc, że z koncentracją na walce z kosmitami nie byłoby lepiej.
I tutaj dochodzimy do Mansella. Mamy więc dwa utwory, jeden solo - "Leaving Earth" i "An End, Once and For All" w duecie z Sam'em Hulikiem. Mało? Warto wystrzymać się z rozczarowaniem, bo są to zdecydowanie najbardziej wyraziste kompozycje na tym albumie. Obie czysto orkiestrowe, obie wykorzystują ten sam motyw na pianino, obie wbijają słuchacza w podłoże na dokładnie tę samą głębokość. Pad aż sam pcha się w ręce, żeby sprawdzić, jak prezentują się z obrazem.
Zakończenie sagi o losach Sheparda zostało uznane przez większość fanów za - dyplomatycznie rzecz ujmując - mało satysfakcjonujące. Chodzą słuchy, że kilku niezadowolonych klientów w rozżaleniu zwróciło wadliwy produkt do sklepu. Apeluję jednak o rozsądek. Zwracając grę zwracasz soundtrack. Bardziej opłaca się po prostu zamknąć oczy.
Poznaj recenzenta
Wiola MyszkowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat