„Metal Gear Solid V: The Phantom Pain”: Największa misja Big Bossa – recenzja
Data premiery w Polsce: 1 września 2015Hideo Kojima w wielkim stylu żegna się z fanami, ale pożegnaniu towarzyszy uczucie, że "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" zatracił gdzieś magię serii.
Hideo Kojima w wielkim stylu żegna się z fanami, ale pożegnaniu towarzyszy uczucie, że "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" zatracił gdzieś magię serii.
Wróćmy jeszcze do otwartości świata. Rozumiem zamysł osadzenia gry w wielkiej "piaskownicy", by ta przypominała sandboxa. Nie do końca jednak ten wybór okazał się trafiony. Teren udostępniony graczom nie jest przesadnie wielki, a w oczy rzucają się... pustki. W całej strefie operacyjnej, w której realizujemy zadanie, jest niewiele do zobaczenia. Wszędzie skały, piach, a od czasu do czasu pojawia się jakieś dzikie zwierzę czy posterunek do opanowania. Wygląda to słabo i z czasem powoduje uczucie znudzenia, przez co gracze od razu kierują się w stronę głównego zadania. A wystarczyło tylko troszkę bardziej ożywić miejscową florę i faunę, by było naprawdę dobrze. Kolejną rzeczą, która niespecjalnie się przydaje, są zmienne warunki pogodowe. Podobnie jak w "Mad Max" występują tutaj burze piaskowe, które powodują dodatkową osłonę przed wrogiem, ale trwają tak krótko, że nie jesteśmy w stanie wykonać wszystkiego, co zaplanowaliśmy.
[video-browser playlist="748038" suggest=""]
Zdecydowanie lepiej sprawdza się cykl dnia i nocy. W "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" zupełnie jak w "Ground Zeroes" mamy do czynienia z taką zmianą pory dnia. Polecam robić rekonesans za dnia, natomiast w nocy przeprowadzać właściwą operację, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, żeby rozpocząć rozgrywkę po zmroku. Z poziomu wyboru misji możemy określić, kiedy chcemy przystąpić do realizacji zadania.
Eliminacja przeciwników jest zgodna z kanonem serii - albo ich usypiamy, albo ogłuszamy, albo zabijamy. Ostatnia opcja, chociaż czasami konieczna, obniża ocenę końcową misji. Co więcej, wraz z rozwojem sprzętu gra zachęca nas do cichej eliminacji przeciwników poprzez ich śmierć. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem są strzałki usypiające czy podduszanie i przenosiny zneutralizowanych nieprzyjaciół w bardziej ustrojone miejsca lub chowanie ich po przysłowiowych kątach. Ma to jednak efekt uboczny – wrogowie po upływie pewnego czasu odzyskują przytomność i wszczynają alarm, więc albo uwiniecie się z zadaniem w miarę szybko, albo cały wrogi obóz będzie wiedział o Waszym istnieniu.
W "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" przeciwnicy starają się być ogarniętym i wymagającym wrogiem, jednak nie zawsze im się to udaje. Najprostszą i zarazem najbardziej głupią metodą eliminacji wroga jest zwykłe leżenie plackiem na widoku. Zanim przeciwnik otworzy do nas ogień czy wzniesie sygnał alarmu, przyjdzie sprawdzić, co mu tutaj zalega pod nogami, a kiedy będzie dostatecznie blisko, to możemy go "zdjąć" strzałem w głowę lub w walce wręcz. Co ważne, w "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" brakuje wskaźnika obrazującego, jak dobrze Snake jest zakamuflowany. Dziwi to tym bardziej, że mamy całkiem sporo różnych kamuflaży do wyboru, jednak nigdy nie mamy pewności, który jest najlepszy. Jest za to reflex mode, system powodujący spowolnienie czasu i dający nam tym samym chwilę na dokładne przymierzenie do celu, zanim ten podniesie alarm. Włącza się on tylko wtedy, gdy nagle natrafimy na nieprzyjaciela.
[video-browser playlist="748039" suggest=""]
Kolejnym urozmaiceniem rozgrywki jest zespół, z którym można iść na akcję. Wraz z rozwojem fabuły do naszego oddziału trafiają kolejne osoby z przydatnymi umiejętnościami. Możemy z nich skorzystać albo nie, wybór należy do gracza, jednak co dwie pary oczu, to nie jedna. Jest też przydatny czworonóg, który potrafi wyczuwać nosem przeciwników i dawać Snake’owi znać o ich położeniu. To wszystko i wiele innych elementów daje masę możliwości przeprowadzenia ataku na bazę wroga. W "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" wprowadzono także pewne urozmaicenie, które doskonale znamy z "Assassin’s Creed". Po to właśnie potrzebne było odstawianie wrogów do Mother Base - przekabaceni na naszą stronę byli sowieci wysyłani są na misje i realizują swoje cele niejako samodzielnie, bo gracz nie ma kontroli nad tym, co tam się dzieje. Zwykle ich zadania trwają od kilku do kilkunastu minut i obarczone są pewnym ryzykiem niepowodzenia. W przypadku tych misji kluczem do sukcesu jest dobranie odpowiedniego oddziału z odpowiednimi i potrzebnymi do pozytywnego zakończenia zadania umiejętnościami. W ten sposób pozyskujemy m.in. surowce niezbędne do dalszej rozbudowy naszej bazy wypadowej.
Fabularnie "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" znów stanowi wyżyny całej serii, jednak jest on bardziej przyjazny dla nowych graczy, którzy nie mieli stałego kontaktu z "Metalami" albo pogubili się w tej zagmatwanej, olbrzymiej historii, która powstała m.in. w głowie Hideo Kojimy. Liczne kasety magnetofonowe czy opowieści towarzyszy broni sprawiają, że bez większych problemów połapiecie się, o co chodzi w grze.
Sfera dźwiękowa i graficzna w "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" to raczej średniak niż coś, co na długo pozostaje w głowie. Gra od strony graficznej prezentuje co najwyżej dobry poziom. Przyczyna jest oczywista – starsza generacja konsol ciągnie nowszą w dół. Nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby ukazała się tylko na 8. generacji oraz PC, to mieliśmy do czynienia z czymś naprawdę pięknym. Jeśli chodzi o warstwę dźwiękową, to brakowało mi charakterystycznego głosu dawnego Snake’a – Davida Haytera. Zamiast niego mamy znacznie bardziej medialne nazwisko, Kiefera Sutherlanda, który notabene nie ma aż tak wiele kwestii do wypowiedzenia. To zapewne ma związek z tym, że ku memu zaskoczeniu w "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" praktycznie próżno szukać znanych z cyklu interesujących, długich i bardzo rozbudowanych przerywników filmowych. Ścieżka dźwiękowa gry jest dość uboga, aczkolwiek usłyszycie w niej kilka popularnych kawałków z tamtego okresu.
"Metal Gear Solid V: The Phantom Pain" świetnie sprawdza się jako gra składankowa z licznymi opcjami taktycznymi, ale gdzieś zagubiła swe korzenie. Grając w najnowszą odsłonę serii nie czułem tej magii co przed laty. Kojima gdzieś się zagubił albo może była to świadoma decyzja Konami, która zrodziła się w głowach twórców po wybuchu konfliktu. Mimo tego, że "piątka" dość mocno wyróżnia się prowadzeniem rozgrywki od pozostałych części cyklu, to nie jest grą, obok której można przejść obojętnie. To tytuł, który powinien zadowolić starych wyjadaczy serii, ale również produkcja, którą nowi gracze przyjmą z otwartymi rękoma.
PLUSY:
+ znakomita gra skradankowa,
+ ciekawa i angażująca fabuła,
+ mnóstwo opcji taktycznych,
+ system craftingu,
+ Mother Base i ekonomiczny aspekt gry,
+ długość rozgrywki,
+ swoboda prowadzenia gry,
+ inwigilacja i zbieranie danych wywiadowczych,
+ słynne w serii easter-eggi.
MINUSY:
– momentami mało ogarnięci przeciwnicy,
– nieprzemyślane rozłożenie checkpointów,
– otwarty świat pełen pustych, słabo zagospodarowanych przestrzeni,
– co najwyżej dobra oprawa wizualna i dźwiękowa.
- 1
- 2 (current)
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat