Miasteczko Salem - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 3 października 2024Nowe Miasteczko Salem w końcu zadebiutowało w serwisie Max. Czy jest to udana produkcja?
Nowe Miasteczko Salem w końcu zadebiutowało w serwisie Max. Czy jest to udana produkcja?
Na wstępie przyznam, że jest to moje pierwsze zetknięcie z historią napisaną przez Stephena Kinga. Nie przeczytałem żadnej jego powieści ani nie obejrzałem poprzednich adaptacji. Do produkcji Max podchodziłem z umiarkowanym entuzjazmem z powodu pewnych kontrowersji. Film miał się pojawić w kinach, ale ostatecznie zdecydowano się na premierę w serwisie Max (choć mówiono również, że zostanie on pogrzebany na wieki). Wśród pogłosek można było usłyszeć, że było to spowodowane niską jakością produkcji wyreżyserowanej przez Gary'ego Daubermana. A jednak przypadła ona do gustu samemu Kingowi. Ja po seansie mam mieszane uczucia.
Nowe Miasteczko Salem to bardzo dziwna produkcja. Odniosłem wrażenie, że reżyser nie potrafił zdecydować, czy chce nakręcić rasowy horror, który trzyma w napięciu od samego początku do końca, czy kampowe dzieło na miarę Sama Raimiego. Z tego powodu trudno ocenić ten projekt. Do połowy jawi się jako znakomity horror, by potem rzucać absurdami na lewo i prawo, co nie raz i nie dwa wyrywało mnie z immersji. Ale od początku!
Bardzo przypadła mi do gustu warstwa wizualna Miasteczka Salem. Nie wiem, jakiej magii dokonali twórcy (reżyser i operator kamery), ale miałem wrażenie, że oglądam film sprzed wielu lat, co jest komplementem. Było w nim coś, co przypominało mi produkcje Spielberga. Nie oznacza to, że adaptacja stoi na ich poziomie. Po prostu przywodzi je na myśl wizualnie. Zdjęcia są naprawdę ładne, a przejścia pomiędzy nimi kreatywne. Trudno spuścić wzrok z ekranu. Scenografia i aranżacja tytułowego miasteczka w tym pomagają, bo sprawnie przenoszą w przeszłość. Motel, szkoła i kino samochodowe prezentują się wspaniale. Aż chciałoby się tam przespacerować, gdyby nie zgraja krwiożerczych wampirów. Do tego dochodzi dobra muzyka i licencjonowane utwory sprzed lat, które pozwalają na wsiąknięcie w dawne realia.
Opowieść również jest ciekawa. Przypominam – mówię o tym z perspektywy kogoś, kto dopiero ją poznał. Historia tajemniczego bohatera i sposób jego działania są naprawdę interesujące. Odkrywanie tego, jak działają wampiry w tym świecie, trzymało w napięciu, podobnie jak każdy moment, w którym pojawiały się na ekranie. Przynajmniej w pierwszej połowie filmu – wówczas reżyser dbał o to, aby całość była skąpana w mroku, tajemnicy, a bestie ukrywano w ciemności, co nie pozwalało się nimi znudzić. Pierwsze pojawienie się krwiopijcy na ekranie było imponujące i wywołało strach. Nie jestem wielkim fanem horrorów i raczej łatwo mnie przestraszyć, ale i tak uważam, że entuzjastom takich produkcji szybciej zabije serce w niektórych momentach. Kiedy Miasteczko Salem chce być rasowym horrorem i straszyć, to udaje mu się to znakomicie.
Problem pojawia się w drugiej połowie, kiedy to fabuła staje się absurdalna. Odczuwalne jest zmniejszenie napięcia, a krwiopijcy przestają już tak przerażać. Wszystko też jest bardzo naiwne – nie wiem, na ile to zasługa materiału źródłowego, a na ile inwencji twórców, ale nie kupiło mnie składanie naprędce krzyża z paru kawałków drewienka. Wydało mi się to sztuczne i absurdalne. Podobnie jest z Markiem Petriem, młodocianym bohaterem granym przez Jordana Prestona Cartera. O ile on sam wypada bardzo dobrze i ma sporo charyzmy, to dziw bierze, że jego bohater jest tak kompetentny w tak młodym wieku. Nie wynika to z ogromnej inteligencji postaci, a raczej ze zidiocenia dorosłych wokół niego. Pojawia się też moment, w którym właśnie on wskazuje, że bohaterowie powinni się raczej trzymać razem, co dorosłych nie powstrzymuje od klasycznego dla horrorów i opłakanego w skutkach rozdzielenia. Wydaje się to autoironicznym wytknięciem głupotki przez twórców. Jednak przyznanie się do zrobienia czegoś głupiego nie jest usprawiedliwieniem dla idiotyzmów scenariusza.
Mam też problem z pozostałymi bohaterami, których trudno polubić. Powinni dostać więcej czasu, byśmy mogli lepiej ich poznać. Jedna scena na głowę to za mało. Z tego powodu nie przywiązałem do głównego bohatera granego przez Lewisa Pullmana, chociaż archetyp tej postaci bardzo mi się podobał. Zabrakło też lepszego podbudowania romansu między jego Benem Mearsem a Susan Norton (Makenzie Leigh). Ich relacja romantyczna jest wiarygodna, ale wynika to z chemii między aktorami, a nie ze scenariusza. Zabrakło kilku scen więcej, które sprawiłyby, że późniejsze perypetie oglądałbym z większym zainteresowaniem. Składniki były najwyższej jakości, ale brakowało doprawienia tego w odpowiedni sposób dodatkowymi scenami. Reszta postaci to makiety, które głównie mają posuwać fabułę naprzód lub ginąć z rąk wampirów. Nie jest to przejmujące, bo nie dało się do nich przywiązać.
O ile scenografia, praca kamery i zdjęcia są kreatywne, to nie mogę powiedzieć tego samego o efektach specjalnych. Te wyglądają po prostu tanio. Podobnie do charakteryzacji wampirów, która nie powala. A już najgorzej z nich wszystkich wypada Kurt Barlow. Jak już wspominałem, łatwo mnie przestraszyć, więc czułem ogromny zawód, że kiedy zobaczyłem Kurta Barlowa, głównego winowajcę masakry w Salem, zamiast trząść się ze strachu, nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. To była marna charakteryzacja. Już lepiej wypadły pomniejsze wampiry, chociaż nawet u nich czerwone oczy prezentowały się tanio – jakby ktoś im wsadził jarzeniówki w czaszki.
Miasteczko Salem złym filmem nie jest, ale wiele mu brakuje do miana udanego. Gdyby twórcy zdecydowali się postawić albo na grozę, albo na kamp, to wyszłaby z tego bardziej konsekwentna produkcja. Tymczasem dostaliśmy nieudany wypiek, który ktoś przyrządził z dwóch różnych przepisów. Film straszy, ale tylko połowicznie. Bawi, ale bardziej z powodu swoich absurdów. Zabrakło lepszego zbudowania postaci, którymi moglibyśmy się przejmować. Nie boimy się krwiopijców przez słabą charakteryzację i niskich lotów CGI. Nie oceniam zmian względem materiału źródłowego, choć pobieżnie się z nimi zapoznałem. Uważam jednak, że nie wypaczyły one historii. Fani książek mogą uznać inaczej. W ostateczności najlepiej na własnej skórze przekonać się, z czym się je Miasteczko Salem.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1961, kończy 63 lat
ur. 1959, kończy 65 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1962, kończy 62 lat