Mój przyjaciel smok – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 12 sierpnia 2016Mój przyjaciel smok to lekka i sympatyczna opowieść dla młodszych. I dla tych, którym nigdzie się w dzisiejszym kinie nie śpieszy.
Mój przyjaciel smok to lekka i sympatyczna opowieść dla młodszych. I dla tych, którym nigdzie się w dzisiejszym kinie nie śpieszy.
Ten film przypomina mi stare produkcje Disneya, które czasem można było oglądać przed laty w polskiej telewizji. Byłem wtedy małym brzdącem i raz na jakiś czas (zwykle od święta) pojawiały się w ramówce telewizyjnej dwie godziny z Disneyem. Najpierw półgodzinna kreskówka, a potem pełnometrażowy film fabularny w którym jakieś dzieciaki mają jakieś przygody – często z udziałem zwierząt. Te filmy już wtedy były lekko staroświeckie, a moje dzieciństwo przecież było niemal czterdzieści lat temu…
Wygląda na to, że w Disneyu zatęsknili za takimi filmami. I nakręcili nowy. Zatrudnili do niego świetnych aktorów (Robert Redford, Bryce Dallas Howard, Karl Urban), niezłe dzieciaki, w miejsce zwierzaków wprowadzili wielkiego futrzanego smoka (oczywiście z efektów specjalnych) i opowiedzieli fabułę garściami czerpiącą z Księgi Dżungli, King Konga i jeszcze kilku fajnych źródeł. Jak to w Disneyu – jeśli ma się zdarzyć coś naprawdę złego – zdarza się na samym początku fabuły, by potem było już coraz sympatyczniej i bardziej familijnie. Smok jest futrzany, by łatwiej było się do niego przytulać (ale, jak trzeba, to lata czy zieje ogniem), ludzie bywają głupi, ale wszystko da się naprawić – zdrowy, przedszkolny Disney jak za dawnych lat. Zresztą tak naprawdę to jest fabuła z dawnych lat, ale kto by tam o tym dziś pamiętał.
Czy jest dziś sens kręcenia takich filmów? Myślę, że tak. Dzieci wciąż są dziećmi i w zalewie superszybkich kreskówek może będzie nawet dla nich jakimś odkryciem i nowością, że można opowiadać inaczej, subtelniej, nie tak gwałtownie. Sama opowieść naprawdę wciąga i jest świetnie zagrana – zarówno młodzi aktorzy, jak i starsze gwiazdy grają postacie do bólu stereotypowe, ale jakoś sympatycznie się to ogląda. Świetną robotę robi też sam smok – to jeden z oryginalniejszych przedstawicieli tego gatunku w XXI-wiecznym kinie. Odbyłem długą dyskusję z synem czy to gad, czy może jednak ssak, bo bardzo przypomina psa ze skrzydłami. Lata zresztą z gracją, z jaką wyobrażamy sobie latające krowy, co samo w sobie jest już niezła atrakcją.
Słowem – nie jest to film, który koniecznie trzeba obejrzeć w kinie – zwłaszcza jeśli nie ma się dzieci, które z pewnością będą się na seansie bawić lepiej od nas. Co nie zmienia faktu, że Disney po raz kolejny (po Maleficent czy The Jungle Book) ciekawie i niebanalnie odrestaurował kawałek własnej historii. Tak trzymać.
Za bilet na film Pete's Dragon oraz inne filmy familijne w Multikinie rodzic zapłaci tyle co dziecko.
Źródło: zdjęcie główne: Disney
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat