Mortal Kombat 1 - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 19 września 2023Mortal Kombat 1 to zdecydowanie ewolucja, a nie rewolucja. Jednak sporo zawartości i naprawdę zróżnicowana lista grywalnych postaci sprawiają, że jest to dobra propozycja zarówno dla fanów serii, jak i osób stawiających w niej swoje pierwsze kroki.
Mortal Kombat 1 to zdecydowanie ewolucja, a nie rewolucja. Jednak sporo zawartości i naprawdę zróżnicowana lista grywalnych postaci sprawiają, że jest to dobra propozycja zarówno dla fanów serii, jak i osób stawiających w niej swoje pierwsze kroki.
Tytuł Mortal Kombat 1 wydaje się sugerować, że twórcy zadbali o zupełnie nowe otwarcie i pokusili się o jakieś rewolucyjne zmiany. Tak się jednak nie dzieje, bo kolejna odsłona tej popularnej i krwawej serii, mimo pewnych zmian i nowych elementów, nadal jest bardzo znajomym doświadczeniem. Trudno natomiast uznać to za wadę, bo śledzenie fabuły i toczenie pojedynków sprawia sporo frajdy.
Sequel i reboot w jednym
Netherrealm Studios zdecydowało się na nietypowy krok i postanowiło uczynić z Mortal Kombat 1 zarówno kontynuację, jak i reboot serii. Liu Kang, po pokonaniu Kroniki, wykorzystuje zdobytą moc, by na nowo napisać całą rzeczywistość. Taką, w której nie ma miejsca na niepotrzebne konflikty, a tytułowe turnieje są jedynie przyjacielską rywalizacją. I początkowo wydaje się, że wszystko idzie po jego myśli. On sam, jako obrońca Ziemskiego Wymiaru, szkoli kolejnych czempionów, a Sindel sprawuje rządy w Pozaświecie. Obie krainy żyją ze sobą w dobrych relacjach. Taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie. Dość szybko na arenę wkracza nikczemny Shang Tsung, który ponownie zamierza sporo namieszać.
Deweloperzy już od kilku odsłon stawiają na mocno filmowe kampanie, które nie są jedynie "zapchajdziurą" znaną z wielu bijatyk sprzed lat, a całkiem sprawnie zrealizowanym trybem, z którym można miło spędzić kilka godzin i przy okazji śledzić całkiem interesujące wydarzenia. Tutaj jest to zrealizowane jeszcze lepiej niż w poprzedniczce! Historia jest wciągająca, nie brak w niej zwrotów akcji, a rozpoczęcie od czystej karty pozwoliło scenarzystom na wprowadzenie ciekawych zmian i nowości. I tak Rain przestał być kolejnym ninją i zamiast tego stał się magiem wody, Syzoth może płynnie przemieniać się pomiędzy swoją ludzką i gadzią formą, a Kenshi na początku opowieści ma jeszcze komplet oczu. Takich różnic jest oczywiście znacznie więcej, ale nie chcę Wam psuć zabawy. Dodam tylko, że mi do gustu przypadła zmiana genezy Tarkatan, bo dzięki niej Baraka sporo zyskał i stał się postacią z krwi i kości, z bardzo konkretnymi motywacjami.
Kampanię fabularną można ukończyć w kilka godzin, ale to jedynie początek zabawy. Deweloperzy, podobnie jak wcześniej Capcom ze Street Fighter 6, zdecydowali się już na start zadbać o sporo zróżnicowanych trybów i zawartości, także tych dla jednego gracza. Nie ma się poczucia, że przygotowali jedynie mocno okrojony fundament, który rozwijany będzie w kolejnych aktualizacjach i płatnych rozszerzeniach. Dostajemy więc między innymi powracające Wieże w kilku wariantach (z 6, 8, 10 przeciwnikami i dwie nastawione na przetrwanie) oraz Inwazje, czyli nietypowe połączenie bijatyki, RPG i... planszówki. Przemierzamy lokacje, poruszając się po polach, zbieramy wyposażenie i przedmioty jednorazowe, awansujemy na kolejne poziomy, a także stajemy do walk, często z pewnymi modyfikatorami, które wprowadzają sporo świeżości. Wszystkie te elementy sprawiają, że pojedynki rozgrywane przeciw sztucznej inteligencji nie nudzą się zbyt szybko. Na dodatek Inwazje będą działać na zasadzie sezonów znanych z innych produkcji, dzięki czemu co jakiś czas dostaniemy nową zawartość.
Test your might
Oczywiście nie zabrakło również atrakcji dla miłośników zabawy wieloosobowej, lokalnie i poprzez sieć. Możemy rozgrywać starcia przy jednym pececie lub konsoli, a także stawać do walki z oponentami z całego świata. W tym drugim przypadku warto solidnie się przygotować, bo trafienie na weterana odbierającego nam kilkadziesiąt procent życia potrafi skutecznie zniechęcić do zabawy...
...na szczęście tutaj z pomocą przychodzą sprawnie zrealizowane samouczki. Do rozpoczęcia zabawy wystarczy ten najbardziej podstawowy, który w prosty sposób wyjaśnia najprostsze mechaniki nowicjuszom, a doświadczeni gracze mogą uznać go za przypomnienie tego, co najistotniejsze. Na tym jednak nie koniec, bo z poziomu menu możemy przenieść się do opcjonalnych, bardziej zaawansowanych lekcji. To właśnie tam dowiemy się między innymi, jak kontrować wyprowadzane przez wrogów ataki czy wykonywać skomplikowane kombosy, w których liczy się zarówno kolejność, jak i tempo naciskanych przycisków. Nie zabrakło też wirtualnej salki treningowej, w której w bezpiecznych warunkach możemy sprawdzić wszystko w praktyce. Ciekawym dodatkiem jest osobny tutorial uczący fatality. Dowiemy się tam nie tylko, jaką sekwencję nacisnąć, ale też tego, w jakiej odległości powinniśmy się znaleźć.
Bardzo ucieszyła mnie również lista grywalnych postaci. Nie jest ona może najobszerniejsza (pod tym względem od lat króluje Armageddon z ponad 60 wojownikami), ale cechuje ją ogromne zróżnicowanie. Dostajemy zarówno znanych bohaterów i złoczyńców, bez których trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek Mortal Kombat, jak Liu Kang, Scorpion, Sub-Zero czy Johnny Cage, ale też postacie, których od dawna nie widzieliśmy. Obecność między innymi Nitary, Havika i Ashry to naprawdę miłe zaskoczenie! Oczywiście są pewne braki – rozczarowała mnie nieobecność Nightwolfa – ale warto pamiętać, że po premierze doczekamy się kilku pakietów DLC i z pewnością wypełnią one pewne luki.
System walki w Mortal Kombat 1 jest bardzo znajomy. Twórcy nie silili się na rewolucję – i bardzo dobrze, bo ta nie jest do niczego potrzebna. Jeśli graliście w poprzednie odsłony, to szybko poczujecie się tutaj jak w domu. Nie oznacza to natomiast, że po prostu przeniesiono tu model rozgrywki z MK11, bo pewnych nowości nie zabrakło. Zrezygnowano ze znanych z dwóch poprzednich części Wariantów, a w ich miejsce wprowadzono wojowników Kameo. To towarzysze, nad którymi nie mamy bezpośredniej kontroli – zamiast tego możemy wezwać ich na arenę, by zaoferowali nam chwilowe wsparcie. Na papierze nie brzmi to zbyt ekscytująco, ale w praktyce daje spore możliwości. Możemy użyć ich do zapoczątkowania lub przedłużenia kombo, a nawet ograniczenia kontroli nad przeciwnikiem. Możliwości jest sporo, a odpowiednie wykorzystanie postaci Kameo w moim odczuciu będzie tym, co odróżni mniej doświadczonych graczy od zawodowców. To idealny przykład mechaniki, którą można podsumować słowami "easy to learn, hard to master".
Pewne zmiany poczyniono również w ciosach Fatal Blow. Nadal można uznać je za ostatnią deskę ratunku. Wykonuje się je w momencie, gdy poziom naszego zdrowia osiągnie krytyczną wartość. Teraz jednak zaangażowani są w nie również wojownicy Kameo, a ich wykonywaniu towarzyszą efekty X-Ray, dzięki czemu widzimy, jak sieją one spustoszenia w ciałach oponentów. Przynajmniej w teorii, bo to nadal klasyczne Mortal Kombat, więc rywale nie mają żadnych problemów z kontynuowaniem walki z połamanymi kończynami, pękniętą czaszką i kręgosłupem złożonym w harmonijkę.
MK1 ogrywałem na PC i do poziomu oprawy graficznej nie mam żadnych zastrzeżeń. Gra wygląda świetnie, a przy tym jest bardzo klimatyczna! Na dodatek twórcy ponownie wykazali się sporą kreatywnością, jeśli chodzi o wymyślanie krwawych ataków i ciosów kończących, choć akurat przy kilku fatality miałem wrażenie, że gdzieś to już widziałem. Trudno jednak oczekiwać od serii mającej 30-letnią historię, że za każdym razem dostaniemy w pełni unikalne fatality.
Niestety wrażenia z zabawy na pececie nieco psuły mi problemy techniczne. Mimo posiadania sprzętu wykraczającego ponad rekomendowane wymagania natknąłem się na pewien irytujący błąd, który objawiał się tym, że filmowe przerywniki w trybie fabularnym potrafiły przycinać się nawet na 1-2 sekundy. Pomogło dopiero ustawienie sztywnego limitu klatek w aplikacji Nvidii. Na szczęście twórcy są świadomi występowania tego problemu i być może w momencie, gdy czytacie te słowa, został on już wyeliminowany.
Nie jestem również fanem obecnych w grze mikrotransakcji. Za prawdziwe pieniądze możemy kupić zarówno kosmetyczne przedmioty (w tym stroje, które nie do końca pasują do klimatu serii, ale to akurat kwestia gustu), ale też powracające żetony, umożliwiające znacznie łatwiejsze wykonywanie fatality przy pomocy dwóch przycisków, zamiast dłuższych i bardziej skomplikowanych kombinacji. Na szczęście nie ma tu mowy o żadnym pay to win, ale w moim odczuciu sama obecność takich rozwiązań w grze dostępnej w standardowej, premierowej cenie, zasługuje na wzmiankę.
Mortal Kombat 1 to dowód na to, że seria mimo upływu lat nadal jest w świetnej formie. Rozgrywka w dalszym ciągu jest niezwykle krwawa i satysfakcjonująca, a duża zawartość dostępna na start powinna bez problemów utrzymać graczy przy tej produkcji na długie miesiące.
Plusy:
+ zróżnicowani bohaterowie;
+ mnóstwo zawartości na premierę;
+ świetnie przemyślane samouczki;
+ znajomy, ale rozbudowany system walki.
Minusy:
- problemy techniczne wersji PC na niektórych konfiguracjach;
- to kolejna gra "premium" z mikrotransakcjami.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat