Mr. Mayor: sezon 1, odcinek 1 i 2 - recenzja
Mr. Mayor to nowy serial komediowy produkowany przez amerykańską telewizję. Czy Ted Danson w roli nieogarniętego polityka to gwarancja dobrej rozrywki?
Mr. Mayor to nowy serial komediowy produkowany przez amerykańską telewizję. Czy Ted Danson w roli nieogarniętego polityka to gwarancja dobrej rozrywki?
Pan Burmistrz to serial komediowy, który można docenić za pomysł. Osadzenie historii w biurze nowego i nie do końca ogarniętego burmistrza Los Angeles to przecież historia z doskonałym potencjałem. Na pierwszy rzut oka może nawet przypominać popularny Spin City, który pokazał, że polityka i korelowanie fikcyjnej opowieści z rzeczywistością może bawić. Czemu więc nowy serial w stylu współczesnych komedii robi to tak ślamazarnie?
Seriale komediowe w ostatnich latach mają gigantyczne problemy ze scenariuszem i poczuciem humoru. Mr. Mayor ma świetny koncept, który powinien naturalnie gwarantować świetną rozrywkę, ale pierwsze dwa odcinki pokazują, że nie jest to takie proste. Wszystko przez fatalne rozpisanie go na sceny oraz gagi, które mają wywoływać śmiech, a w praktyce są nudne i wzbudzają konsternację lub zażenowanie. Pierwsze dwa odcinki są kompletnie pozbawione komediowego pazura, bo pod tym kątem jest banalnie, schematycznie, a humor sytuacyjny oparty jest na tak oklepanych stereotypach, że można by pokazywać je w szkołach filmowych jako antywzór.
Dwie główne postacie są grane przez Teda Dansona i Holly Hunter, więc aktorów lubianych i docenianych. Powiedzieć, że oni tu "grają", to zbyt dużo, bo nie mają wiele do roboty. Banalny scenariusz nie daje im pola do popisu, a jego detale sprawiają, że obie postacie wypadają dość kuriozalnie, antypatycznie i nieciekawie. Zwłaszcza postać zastępczyni burmistrza grana przez Hunter, która miała być dziwna, a jest niepokojąco niezrównoważona i to bynajmniej nie w komediowym sensie. Danson zaś robi, co może, jego nierozgarnięty burmistrz jest czasem głupkowaty, ale nie sprawia wrażenia osoby, którą lepiej omijać szerokim łukiem.
Pierwsze dwa odcinki nieumiejętnie starają się brać na warsztat absurdy współczesnych Stanów Zjednoczonych. Niewiele z tego wynika, bo komediowa siła jest praktycznie nieobecna. Widzimy to między innymi w wątku zdobywania względów w ratuszu - ani to śmieszne, ani odkrywcze.
Najbardziej zabawna jest niezrozumiała niekonsekwencja. Początku serialu sugeruje, że tytułowy bohater musi zmierzyć się z wyzwaniami w trakcie pandemii koronawirusa. Mamy nawet scenę, w której poprzedni burmistrz rezygnuje, a otaczają go osoby w maseczkach. Nic więcej jednak w temacie się nie dzieje i po chwili cały wątek zostaje drastycznie ucięty. Nie ma maseczek ani powiązania tego z rzeczywistością. Pozostaje więc pytanie, o co chodzi? To jest jakaś kosmiczna pomyłka, która nie powinna mieć miejsca.
Mr. Mayor to kolejny nowy serial komediowy, który rozczarowuje. Nie jest śmieszny, postacie są fatalne (zwłaszcza obniżający jakość pomocnik burmistrza, które gagi wywołują zażenowanie), a koncept jest marnowany. Wydaje się, że to powinien być samograj, bo wystarczy czerpać z rzeczywistości, podkręcać ją i śmiać się! Zamiast tego mamy oczywiste zagrania i bardzo dziwne gagi, które kompletnie bawią. Potencjał całości sugerował jednak o wiele więcej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat