Ms. Marvel: sezon 1, odcinek 6 (finał sezonu) - recenzja
Finał Ms. Marvel to był Kevin sam w domu w wersji MCU. 6. odcinek wreszcie wskrzesił ducha serialu. I być może zapowiedział coś dużego dla całego uniwersum.
Finał Ms. Marvel to był Kevin sam w domu w wersji MCU. 6. odcinek wreszcie wskrzesił ducha serialu. I być może zapowiedział coś dużego dla całego uniwersum.
Ms. Marvel to bardzo nierówny serial. Rozpoczął się z przytupem. Rozpalił w fanach takie uczucia i emocje jak wzruszenie, sentyment i ekscytacja. Cała masa easter-eggów z MCU i główna bohaterka, od której czuć powiew świeżości, zdecydowanie nastrajały pozytywnie. Jednak z czasem poziom zaczął spadać, a 5. odcinek uwydatnił kilka poważnych błędów produkcji, takich jak tragicznie napisani złoczyńcy. Finał 1. sezonu zdołał jednak wskrzesić ducha serialu. Najnowszy odcinek to taki trochę Kevin sam w domu w superbohaterskiej odsłonie. I dobrze.
6. odcinek Ms. Marvel skupił się na rozwiązaniu konfliktu z Kontrolą Bezpieczeństwa. Dzięki temu dostajemy bardzo kreatywną sekwencję w szkole, podczas której nasi bohaterowie walczą z uzbrojonymi żołnierzami za pomocą... piłeczek do softballa. I jeszcze Tik Tok. Nie mam słów na to, by opisać, jak bardzo pasuje mi to do klimatu z pierwszych odcinków. Jest energicznie, zabawnie i trochę niedorzecznie – w końcu licealiści (także ci bez supermocy) są w stanie powstrzymać uzbrojoną i przeszkoloną armię. Cieszę się, że po dość nużącym 5. odcinku dostaliśmy finał, który rzeczywiście daje frajdę. Pod sam koniec powrócono także do trochę lżejszych tonów, które po prostu bardziej pasują mi do tej historii. I skupiono się na tym, co produkcji wychodzi najlepiej, czyli na wątkach rodzinnych, przyjaźni i samej Kamali Khan, która wreszcie ma na sobie kultowy strój. To tylko tyle i właściwie aż tyle. W ostatnim odcinku istotną rolę grała także jej relacja z Kamranem – rozwinęła się z nastoletniego zadurzenia w silną więź dwóch osób, które łączy podobna nadprzyrodzona geneza. Naprawdę podoba mi się to, jak poprowadzono ten związek. Jedynym minusem tego odcinka – albo jedynym, który przychodzi mi do głowy zaraz po seansie – jest to, że Kontrola Bezpieczeństwa właściwie od początku do końca nie miała żadnego sensownego sposobu działania. A to prowadzi nas do następnego punktu.
Jednym z głównych atutów Ms. Marvel są sympatyczni i dobrze napisani bohaterowie, którzy nawet przy dość prostej fabule są w stanie utrzymać widza przed małym ekranem. Tym bardziej nie mogę przeboleć, że jedna z najważniejszych postaci, która przez większość czasu grała rolę głównego złoczyńcy, okazała się równie płaska co telewizor. Z Najmą ostatecznie pożegnaliśmy się w 5. odcinku, właściwie bez większych emocji. Choć bohaterka mogła być jedną z ciekawszych antagonistek Kinowego Uniwersum Marvela, to ostatecznie zaprzepaszczono cały jej potencjał. Sposób jej działania był kompletnie bezsensowny. Miała ważną misję, a cały plan polegał właściwie na prostej ustawce z jakąkolwiek osobą, która akurat miała pod ręką bransoletę. Jej motywacja wydawała się istnieć tylko po to, by główna bohaterka miała przed kim uciekać. Akcenty zostały tu bardzo źle postawione. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o jej relacji z synem. Dlaczego powrót do domu był dla niej ważniejszy niż to, co zdążyła zbudować na Ziemi? Czuję ogromny zawód, bo została naprawdę dobrze wprowadzona. Niestety, za każdym razem, gdy wskakiwała na ekran trochę poszamotać się z licealistami, byłam po prostu zmęczona tym wątkiem.
Wciąż mam wrażenie, że sześć odcinków to zdecydowanie za mało na tę opowieść. Czasem wydawało mi się, że zbyt szybko przeskakujemy z jednego etapu życia Kamali do drugiego. Forma serialu powinna dać nam czas na to, by naprawdę zagłębić się w historię bohaterki. Czasem miałam wrażenie, że twórcy szybko chcą odfajkować niektóre obowiązkowe punkty superbohaterskiej opowieści, by przejść dalej. Na przykład na samym początku poznajemy Kamalę jako fankę i licealistkę, a później niemal całkowicie zapominamy o jej szkole. Choć Zoe została przedstawiona jako ktoś, kto może być ważny dla fabuły, zniknęła gdzieś w połowie serialu, by nagle powrócić w finale. Red Dagger był genialną postacią, ale przypominał trochę stację, którą pociąg Ms. Marvel minął w pośpiechu, by dotrzeć do końca i zareklamować Kapitan Marvel 2. Nie zrozumcie mnie źle – naprawdę podobał się ten serial! I chyba dlatego tak boli mnie jego zmarnowany potencjał. Mamy przecież genialnych, charyzmatycznych bohaterów, na których naprawdę nam zależy. Chemia pomiędzy aktorami jest niesamowita i naturalna, a Iman Vellani wydaje się po prostu stworzona do tej roli. Dlatego chciałabym, by postarano się jeszcze bardziej – i na przykład dopracowano kiepskich złoczyńców.
Na samym końcu napiszę o tym, co z pewnością wzbudzi emocje wśród fanów Marvela. X-Meni! Bruno wspomina o tym, że Kamala ma jakąś mutację. I może nie znaczyć to kompletnie nic. Może twórcy jedynie puszczają oko do widza. Z drugiej strony tak wiele osób czeka na mutantów w MCU, że nie wydaje się to przypadkowym zabiegiem. Czas pokaże. Pochodzenie Kamali na tym etapie i tak wydaje się już dostatecznie zagmatwane – być może przez zmiany wprowadzone w stosunku do komiksów, które tym razem mnie nie przekonały. Tak czy owak, pomimo kilku sporych minusów Ms. Marvel wydaje się jedną z najfajniejszych superbohaterek 4. fazy MCU.
Poznaj recenzenta
Paulina GuzDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat