Na wschód od zachodu. Apokalipsa - Rok drugi - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 20 stycznia 2023Kontynuacja jednej z najciekawszych ubiegłorocznych serii komiksowych na naszym rynku praktycznie spełnia wszystkie czytelnicze oczekiwania. Jest tak dobrze, jak być powinno. Nie mogło być inaczej, skoro za sterami Na wschód od zachodu stoi scenarzysta Jonathan Hickman.
Kontynuacja jednej z najciekawszych ubiegłorocznych serii komiksowych na naszym rynku praktycznie spełnia wszystkie czytelnicze oczekiwania. Jest tak dobrze, jak być powinno. Nie mogło być inaczej, skoro za sterami Na wschód od zachodu stoi scenarzysta Jonathan Hickman.
Jonathan Hickman to na komiksowej scenie zjawisko wyjątkowe. Zazwyczaj jest tak, że kiedy któreś z dwóch wielkich wydawnictw, czyli Marvel lub DC, zaczyna pracę z utalentowaną jednostką, kończy się to jej twórczym wyeksploatowaniem, skutkującym coraz mniej angażującymi fabułami. Natomiast fabuły Hickmana, szczególnie te dotyczące marvelowskich mutantów, spotykają się z bardzo pozytywnym odzewem ze strony fanów. Co więcej, Hickman pisze je na swoich warunkach – tworzy skomplikowaną strukturę opowieści z wykorzystaniem przeróżnych naukowych odniesień. Trochę mniej tego naukowego żargonu jest natomiast w drugim tomie Na wschód od zachodu (nie ma chociażby diagramów z wydarzeniami na linii czasowej), ale za to mamy gatunkowy, skomplikowany miszmasz i świetnie rozpisane role każdej istotnej postaci tej opowieści.
W pierwszym tomie (w pewnych momentach dość wymagającym) Hickman nakreślił nam strukturę świata przedstawionego, czyli podzieloną na różne frakcję Amerykę przyszłości. Nie brzmi to może szczególnie oryginalnie, bo takich fabuł w popkulturze jest multum, ale wizja amerykańskiego scenarzysty jest wybitnie epicka dzięki złożoności świata i całego mnóstwa postaci. Do tego scenarzysta, we współpracy z rysownikiem Nickiem Dragottą, nadaje każdemu z bohaterów indywidualny rys do tego stopnia, że ich perypetie momentami bywają – paradoksalnie – kameralne. Tak właśnie jest choćby z Babilonem, synem Śmierci i Lady Mao, który w towarzystwie balonowatej sztucznej inteligencji wyrusza w swoją wędrówkę przez apokaliptyczny świat. Jego perypetie po latach spędzonych w zamknięciu są tym, co najmocniej angażuje czytelnika, bo przecież mamy do czynienia z kluczowym bohaterem tej opowieści, który ma odmienić aktualne oblicze świata.
W pierwszych rozdziałach drugiego tomu uwaga twórców skierowana jest głównie na jego perypetie i doświadczanie życia na wolności, ale potem Hickman dokonuje fabularnego cięcia i skupia się na kolejnych rozgrywkach między poszczególnymi frakcjami. Zamachy, knowania, podstępy to codzienność apokaliptycznej Ameryki. Nas jednak najbardziej interesują (poza Babilonem) wybrani bohaterowie tego komiksowego fresku – wyrzutek Śmierć i reszta jeźdźców Apokalipsy czy widoczna na okładkowej grafice Mao, jedna z najciekawszych postaci w Na wschód od zachodu. Dorzućmy do tego zestawienia jeszcze proroka Oriona, który w odmienionej formie zaczyna tworzyć kolejne Przesłanie, które zamierza ogłosić wszystkim zwaśnionym stronom, najlepiej na wspólnym spotkaniu. I do tego właśnie, kulminacyjnego momentu dąży fabuła w drugim tomie epopei Hickmana.
Talent scenarzysty polega na tym, że dzieli on sprawiedliwie swoją opowieść między wszystkie postacie. Z pewnością o losach niektórych z nich chcielibyśmy przeczytać więcej – za mało jest Śmierci, za mało okładkowej bohaterki, a pozostali Jeźdźcy Apokalipsy w ogóle w tym tomie poszli w odstawkę. Czy to wada? Wcale nie, bo intrygi, które snują pozostali bohaterowie, są same w sobie fascynujące. Jest tak, że naprawdę nie wiemy, co może się wydarzyć za kilka stron – kto się z kim konfrontuje, kto zdradzi – i w tym aspekcie Na wschód od zachodu można śmiało porównywać z Grą o tron, a to od razu rodzi w nas nadzieję, że kiedyś i z historii Hickmana powstanie serial.
Jednocześnie druga odsłona apokaliptycznej opowieści cierpi na syndrom środkowego tomu cyklu – z fabułą w toku i bez wyraźnych rozstrzygnięć. Ponownie – to nie wada, a naturalny tryb w opasłej historii, która zmierza do tychże rozstrzygnięć w finałowym tomie. A że będzie naprawdę wyjątkowo, wyraźnie sugerują ostatnie sceny w komiksie, kiedy w końcu spotykają się dwie, chyba najważniejsze postacie tej historii. Ostatni kadr wręcz utrwala się w naszej pamięci, także dzięki wyjątkowemu talentowi rysownika serii, Nicka Dragotty. Jego graficzna wizja splata się z wytworami wyobraźni Hickmana w sposób bezbłędny, dając nam wyrazisty obraz świata i równie wyraziste postaci. A już sama galeria na koniec albumu jest klasą samą w sobie. Finałowy tom serii zapowiada się zatem bardzo ekscytująco. Obyśmy nie musieli czekać na niego zbyt długo.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat