Nastoletnie łowczynie nagród: sezon 1 - recenzja
Nastoletnie łowczynie nagród to nowy serial oryginalny Netflixa i zarazem... jedna z najbardziej pozytywnych niespodzianek platformy w 2020 roku.
Nastoletnie łowczynie nagród to nowy serial oryginalny Netflixa i zarazem... jedna z najbardziej pozytywnych niespodzianek platformy w 2020 roku.
Nastoletnie łowczynie nagród to serial, po którym trudno było oczekiwać czegokolwiek dobrego. Zwłaszcza gdy jest to coś z tak absurdalnym tytułem, który sugeruje coś głupiego lub mało poważnego. To staje się jedną z silniejszych zalet i czyni tę produkcję jedną z najbardziej pozytywnych niespodzianek Netflixa w 2020 roku. Szybko się okazuje, że mamy do czynienia z czymś przemyślanym, szalenie rozrywkowym i pełnym fantastycznych pomysłów. Tytuł to tylko punkt wyjścia do stworzenia konwencji, która choć jest zwariowana, nie jest tak absurdalna. Bohaterkami są Blair i Sterling, bliźniaczki, które przez przypadek zaczynają pracować z doświadczonym łowcą imieniem Bowser. Nie jest to oczywiście praca w stylu fantastyki czy science fiction, po prostu ścigają ludzi, którzy z różnych względów są poszukiwani i wystawiono za nimi list gończy. To tylko fundament, od którego wychodzi więcej wątków, a nie główny cel historii, bo nie jest to ani kryminał, ani procedural (sprawy kryminalne rozpisane na pojedyncze odcinki), a zaskakująco udany komediodramat.
Pierwsze odcinki szybko przedstawiają widzom konwencję, która jest lekka, wesoła i diabelnie wręcz zabawna. Nastoletnie łowczynie nagród przez podejście do scen humorystycznych stają się serialem pociesznym, śmiesznym i kreatywnym. Humor bowiem nie jest wulgarny, przegięty czy kloaczny, ale bardzo osadzony na kuriozalnych, często absurdalnych sytuacjach i zderzeniu odmiennych od siebie kultur. Zaskoczeniem może być fakt, że główne bohaterki to bogate nastolatki wychowane przez konserwatywnych chrześcijan z południa Stanów Zjednoczonych. Możemy więc sobie wyobrazić, że ich wiedza o świecie i życiu różni się od typowych dziewczyn w ich wieku. Dlatego też często ich zderzenie z innym życiem w pracy tworzy wiele dziwacznie komicznych sytuacji, bo ich nieznajomość rzeczywistości sprawia, że przy tym są uroczo nieświadome. To przekłada się na zadawanie często głupich, oczywistych pytań, komentarze, zastanawianie się nad wieloma aspektami w oparciu o spekulacje niż o znajomość faktów. Dziewczyny z pamięci mogą recytować Biblię, a ich strachem jest poznanie przez rodziców prawdy o ich grzechu seksu przed małżeństwem, ale nie mają zielonego pojęcia o wielu zwyczajnych, codziennych sprawach. Dlatego często, acz nie zawsze, to właśnie na tym budowany jest walor humorystyczny serialu, który rozwija się przez cały sezon i idzie w rozmaitych kierunkach, dając kawał dobrej zabawy.
Anjelica Bette Fellini i Maddie Phillips to najjaśniejsze punkty serialu. Dziewczyny wcielają się w role sióstr bliźniaczek i choć nie są identyczne, ani nawet jakoś szczególnie do siebie podobne (to wydaje się częściowo fabularnie wyjaśnione z potencjałem na 2. sezon), to przestaje mieć znaczenie. Nie pamiętam, kiedy na ekranie mogłem obserwować tak perfekcyjną chemię pomiędzy dwiema postaciami, która sprawia, że momentalnie wierzymy w to, co robią - w tym przypadku trudno byłoby nie uwierzyć, że one nie są siostrami. Szczególnie kapitalnie i nie raz zabawnie to wygląda, gdy ze sobą rozmawiają o wszystkim i o niczym: szybkie komentarze sprawiają, jakby wzajemnie się uzupełniały i dopełniały, co też choćby Bowsera doprowadza do bólu głowy. A jak same sobie coś wbiją do głowy, są w tym śmiesznie nieznośne (ponownie ich relacja z Bowserem kradnie ten serial - te sceny, gdy próbują go namówić na poszukiwanie miłości...). Obie bohaterki są w każdym calu inne od siebie, a zarazem tak bardzo podobne, że to aż dziwne, jak można było dwie kompletnie obce sobie osoby tak doskonale zgrać ze sobą. A czasem wręcz przypominają stereotypowe amerykańskie nastolatki, by chwilę później być kimś innym. Ich przekomarzanie, ewolucja relacji, dojrzewanie i przemiany to mocne zalety sezonu, a gdy dochodzi do coraz bardziej kuriozalnych (ale bez skrajności czy przesady) perypetii, obie kradną sceny. Scenarzyści i twórczyni Nastoletnich łowczyń nagród wprowadzili w ich wątki wiele pomysłów, które dziwnie zaskakują - zwłaszcza w momencie, gdy zaczynamy myśleć, że oto wkrada się przewidywalność, ale niekoniecznie wszystko idzie zgodnie z ustalonymi wzorcami - pojawiają się twisty, czasem smutne i mówiące coś o amerykańskim społeczeństwie. Do tego świetnie wymyślono zobrazowanie metafizycznej więzi bliźniaczek, które mogą w pewien sposób się komunikować. To taki duet, który ogląda się ze szczerą radością na ekranie, bo dostarcza wrażeń, emocji i śmiechu co nie miara. A do tego obie grają otwarcie, ukazując swoje emocje i komediowy talent.
W dużej mierze ten serial opowiada po prostu o życiu i pracy tych bohaterek, a im dalej, tym wszystko idzie w coraz bardziej niespodziewane rejony. To, co zaczyna się bardzo komediowo i zwariowanie, z czasem nabiera powagi, głębszego znaczenia i sensu. Na pierwszym planie jest lekka, przyjemna, urocza i przezabawna rozrywka, ale twórczyni na kolejnych stara się nadać temu charakter. Porusza różne ważne społeczne, religijne i życiowe wątki, trafiając w punkt nawet bardziej dzięki rozrywkowej konwencji. Widz rozluźniony inaczej chłonie poważne treści, niż jakby oglądał artystyczny i depresyjny dramat. To, co wydaje mi się odświeżające w Nastoletnich łowczyniach nagród, to podejście do ukazywania wiary chrześcijańskiej bez demonizacji przywar, ale z podkreśleniem dość prostych rzeczy: Bóg kocha wszystkich niezależnie, jakie literki kogo definiują, a złe rzeczy robione w imię Boga nadal są złem. Czasem fanatyzm i skrajności dostają po uszach, a hipokryzja bogatego amerykańskiego społeczeństwa, które krzyczy, jak to bardzo wierzy w Boga i chodzi co niedzielę do kościoła, jest celnie puentowana. Jest w tym dużo ciekawych, mądrych i trafnych spostrzeżeń oraz wątków wprowadzanych ze smakiem, pomysłem i w określonym celu. Czy to wątek LGBT wpisany z klasą i ważnością dla rozwoju określonej postaci, czy to kwestie seksu, miłości i innych zwyczajnych życiowych motywów, z którymi każdy widz może się identyfikować, niekoniecznie tylko z USA. Nie czuć, aby w tym serialu jakikolwiek ważny, głębszy temat społeczny czy po prostu ludzki był wepchnięty na siłę bez przemyślenia, celu w historii i wprawnej ręki nadającej temu znaczenia oraz dopasowania do rozrywkowego charakteru serialu.
Wszystko jest związane z większą historią tajemnicy rodzinnej, która jest rozwijana przez cały sezon aż do kulminacji w finale. Jest w tym więc kilka mocnych wątków, które często śmieszą, wprowadzając pocieszny pozytywny klimat, ale dobrze też ewoluują w poważniejszą stronę. Wyczucie czasu w komedii jest kluczowe do tego, by to działało - zwłaszcza gdy celujemy w mieszankę z dramatem. Być może dlatego Nastoletnie łowczynie nagród to tak udany serial, bo jest rozrywkowo, zwariowanie i zabawnie, bo twórcy świadomie operują posiadanymi narzędziami, by realizować określony typ produkcji.
Nie ma tutaj ambicji, by być najlepiej zagranym, najbardziej nagradzanym serialem, jaki Netflix kiedykolwiek stworzył, ale po prostu dobra rozrywka. Tym są Nastoletnie łowczynie nagród - serialem, który przez 10 odcinków opowiedzianych dobrym tempem, z dużą dawką kreatywnego humoru i zaskakująco udanymi pomysłami, przypomina, że Netflix jeszcze potrafi dać coś i zaskoczyć. W pewnym stopniu Nastoletnie łowczynie nagród troszkę skojarzyły mi się z pierwszymi sezonami Orange Is the New Black, gdy serial mówiący o czymś poważnym, przez przezabawną konwencję zaskakiwał, bawił do łez i dawał rozrywkę na poziomie, na którym wiele ostatnich produkcji Netflixa niestety nie stoi. Jeśli oczekujecie lekkiej, przyjemnej i zabawnej rozrywki o czymś więcej, to ten tytuł powinien do Was trafić.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat