Odkupienie - recenzja filmu [American Film Festival 2021]
Data premiery w Polsce: 24 grudnia 2021Odkupienie to prosta historia o wybaczaniu, która ma jednocześnie moc rażenia emocjonalnej bomby nuklearnej. Takich filmów X Muza potrzebuje jak kania dżdżu.
Odkupienie to prosta historia o wybaczaniu, która ma jednocześnie moc rażenia emocjonalnej bomby nuklearnej. Takich filmów X Muza potrzebuje jak kania dżdżu.
Jednym z najczęściej przewijających się w produkcjach pokazywanych na tegorocznym American Film Festival motywów jest sztuka rozmowy, prowadzonej w dodatku na przekór przeciwnościom losu i własnym ograniczeniom. Era pandemii z całą pewnością w wielu z nas wzbudziła tęsknotę za dialogiem z drugim człowiekiem, jednak dysputy mają to do siebie, że czasem - zamiast dawać radość - ranią, jakbyśmy przed nadejściem katharsis musieli w nich obnażyć swoją duszę. To właśnie o takim pojedynku na słowa opowiada film Odkupienie, którym aktor Fran Kranz stawia pierwsze kroki w roli reżysera. Jego fabularny debiut na płaszczyźnie scenariuszowej można ustawić w jednym szeregu z sztukami teatralnymi najwybitniejszych amerykańskich dramaturgów, z kolei w aspekcie ekranowej realizacji najbliżej mu chyba będzie do Rzezi autorstwa Romana Polańskiego. Odkupienie to na pierwszy rzut oka prosta historia o niemożliwym pojednaniu, wybaczeniu i oczyszczeniu, lecz podjęta tematyka, wybitne aktorstwo i dopracowany w najdrobniejszych detalach scenariusz sprawiają, że opowieść Kranza zaczyna rozdzierać nasze umysły przeszywającym krzykiem rozpaczy wydanym przez czworo głównych bohaterów. Co paradoksalne, najmocniejszy jest on wówczas, gdy protagoniści muszą nie mówić, a słuchać. Jakże to przewrotne: międzyludzka konwersacja najdobitniej działa poza wszelkim słowem - język nie zawsze jest przecież w stanie oddać emocje, które targają naszym wnętrzem.
Akcja produkcji rozgrywa się właściwie w jednym pomieszczeniu. Do sali położonej na zapleczu kościoła episkopalnego przybywają dwa małżeństwa: Jay (Jason Isaacs) i Gail (Martha Plimpton) oraz Richard (Reed Birney) i Linda (Ann Dowd). Realizacyjna wirtuozeria Kranza uwidacznia się w tym, że przez blisko 30 minut odbiorcy nie dowiadują się w pełni, co jest prawdziwym powodem spotkania bohaterów. Protagoniści zajmują miejsca po przeciwległych stronach stołu, wymieniają się uprzejmościami, dopytują o swoje dzieci, dziękują za możliwość rozmowy, Linda wręcza nawet Gail przyszykowane własnoręcznie kwiaty. Otwierające sekwencje wyglądają tak, jakby wyjęto je żywcem z protokołu dyplomatycznego opracowanego na wypadek podjęcia dialogu przez dwie zwaśnione strony geopolitycznego sporu. Widzowie nieustannie więc czują, że za wymianą grzeczności skrywa się wielka tajemnica współdzielona przez zebranych w kościele. Jej ślady wydają się wszechobecne: niewyobrażalny ból malujący się na twarzach bohaterów, ostrożny dobór słów, stopniowe przechodzenie w konwersacji od obrony do ataku, coraz częstsze skupianie rozmowy na dzieciach obu małżeństw. Atmosfera gęstnieje do granic, a cały dialog może w gruncie rzeczy albo zakończyć się w mgnieniu oka, albo trwać w nieskończoność. Kranz ostatecznie wyprowadza nokautujący w materii fabularnej cios: syn Richarda i Lindy 6 lat temu w trakcie szkolnej strzelaniny zabił 10 osób, po czym popełnił samobójstwo. Rzecz w tym, że jedną z ofiar masakry był syn Jaya i Gail. Nie traktujcie tej informacji jako próby odbierania Wam przyjemności z seansu - na dobrą sprawę droga do tytułowego odkupienia w tym momencie dopiero się zaczyna.
Od rozmowy obu małżeństw nie sposób oderwać się choćby na chwilę. To uczucie potęguje nie tylko pieczołowicie i naturalnie budowana atmosfera duszności, ale i fakt, że wraz z rozwojem akcji widz kompletnie przesiąka niezwykle skomplikowaną perspektywą życiową wszystkich bohaterów. Obserwując, jak ci walczą o swoje oczyszczenie i pogodzenie z losem, własnego katharsis zaczynają poszukiwać także odbiorcy. Osiągnięcie tego celu przynajmniej początkowo wydaje się niemożliwe. Jak pojednać ludzi, którzy do końca życia będą musieli zmagać się z piętnem rodziców oprawcy bądź ofiary? Czy tłumionemu przez lata bólowi łatwiej dać upust przy pomocy empatii, czy jednak systematycznie konserwowanym gniewem? Kranz nie chce udzielać prostych odpowiedzi; jeśliby to zrobił, Odkupienie straciłoby wiele ze swojej olbrzymiej siły rażenia. Reżyser i zarazem scenarzysta do rozpalającego amerykańską opinię publiczną tematu szkolnych masakr podchodzi z pełną pokorą, pragnąc przyjrzeć się zagadnieniu z wielu perspektyw jednocześnie. Jego film jest więc tak zanurzonym w konwencji teatralnej dramatem psychologicznym, jak i medytacją nad szeroko pojętą tragedią. Twórca nie zamierza wchodzić w szaty oskarżyciela, adwokata czy nawet sędziego; krok po kroku z procesu prowadzącego do dehumanizacji wydobywa on pierwiastek ludzki. Kim był oprawca? Czy przejawiał fascynację zabijaniem? Co lubił robić? Czy najbliżsi zauważyli niepokojące zmiany jego charakteru? Echo tragedii po latach wciąż wybrzmiewa z taką samą mocą. Ciężar zdarzeń sprzed lat noszą przecież na swoich barkach rodzice - jedni i drudzy próbują zrozumieć, co doprowadziło do masakry. Są w tych poszukiwaniach tak naturalni, że ich umęczonych dusz możemy niemalże dotknąć.
Ogromna w tym zasługa kwartetu portretującego głównych bohaterów. Aktorzy i aktorki dają na ekranie prawdziwy popis swoich umiejętności, a ich przebogaty warsztat widać prawdopodobnie najpełniej wtedy, gdy muszą wyrazić konkretne emocje mimiką twarzy czy gestem. Trudno o specjalne wyróżnienie któregokolwiek z członków obsady, choć w mojej ocenie najciekawsza rola do zagrania przypadła w udziale Plimpton. Trzeba pochwalić również operatora Ryana Jacksona-Healy'ego, który zadbał o fenomenalną pracę kamery: ta zdaje się tańczyć w ciasnym pomieszczeniu, czy to skupiając się na wszystkich protagonistach, czy utrwalając w naszych oczach minimalne grymasy na twarzach poszczególnych postaci. Dzięki powyższym aspektom Odkupienie, przynajmniej na gruncie podejmowanego zagadnienia, jawi się jako dzieło kompletne i wyczerpujące temat. To tylko i aż kinowa terapia poprzez rozmowę, na pozór banalna, a jednak ważąca więcej niż całe ludzkie życie. Choć w tym przypadku poszukiwanie wybaczenia odbywa się w ściśle określonym miejscu, film Frana Kranza na najgłębszym poziomie oferuje nam długą wędrówkę w kierunku dusz protagonistów i do wnętrz nas samych. To podróż rozpisana pod dyktando skrzętnie kamuflowanych emocji, które w końcu muszą ujrzeć światło dzienne na pograniczu uniwersalności przekazu i intymności. Odkupienie przychodzi, nawet jeśli - jak stwierdza ekranowa Linda - "są pytania, na które nikt nie będzie w stanie odpowiedzieć".
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat